Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:09, 01 Lis 2011 Temat postu: Krótkie najazdy, szeregi do 120 cm |
|
|
Etiudzie ostatnio nie szło najlepiej na zawodach. Stwierdziłam, że jest to kwestia przerwania na jakiś czas treningu, w jakim była, ze względu na jej zdrowie. Teraz na szczęście wszystko wróciło do normy, ale po paru przejazdach wiedziałam, że muszę z gniadą popracować na niższych przeszkodach, ale intensywnie. Dużo szeregów gimnastycznych, jakieś ciasne najazdy, zmiany nóg, skomplikowane parkurki. Dziś konia zastałam w boksie, ogolonego, okrytego cieplutką derką i osłoniętego od wiatru.
Przywitałam się z nią ładnie, przyniosłam sprzęt i wyprowadziłam na korytarz. Po ściągnięciu derki czym prędzej wyczyściłam lekko wiercącą się Holsztynkę z zlepek i resztek słomy, dokładnie rozczesałam jej gęsty, gruby ogon i ładnie równiutko przyciętą grzywę, następnie pomordowałam się z latającymi kopytami i na grzbiet siodło, na siodło derka, na nogi ochraniacze, a na łeb ogłowie. Pozapinałam co trzeba, podopinałam, sama założyłam rękawiczki i kask, następnie marszem na halę. Etka stępowała dziś na karuzeli, więc mogłam skrócić trochę czas rozstępowania. Przyznam, że dziś miałam go w ogóle bardzo mało.
Na hali szybko wskoczyłam na grzbiet gniadej, która już już ruszyła stępem.
-Hoola niunia. Przecież tak się nie robi. - Powiedziałam natychmiastowo zatrzymując nabuzowanego rumaka i prosząc o odpuszczenie w potylicy. Chwila spięcia, Etiuda pokazała rogi. Zaczął się cyrk. Cofanie, kręcenie się, zadzieranie i machanie łbem, lekkie podbrykiwanie. Tak to jest jak Etiudzie nie poświęci się odpowiedniej ilości czasu. W końcu jednak udało mi się przewalczyć fochy kobyłki, ale piękną świecę zaliczyłyśmy, to fakt. Bez zastanowienia zaczęłam kręcić się z nią między przeszkodami, robić przejścia, czasem wręcz bawić się wędzidłem w jej pysku, byleby była czymś zajęta. Dużo zmian ustawienia, kierunków, i ogółem prawie wszystko co się dało i po 7 minutach zatrzymanie, zdjęcie derki, sprawdzenie popręgu stęp pośredni. Lekki kontakt z pyskiem konia, delikatne zadziałanie dosiadem i łydkami, a gniada SRUU do przodu. Parę baranów, strzelanie z zadu, jakieś dziwne kombinacje, w końcu coraz spokojniejszy galop i ostatecznie kłus. Odetchnęłam z ulgą gdy poczułam, jak Etiuda przeżuwa wędzidło i wchodzi na prawidłowy kontakt, szuka ustawienia. Pierwszy nadmiar energii zużyty. A przynajmniej tak to wyglądało. W kłusie dużo kręcenia, zmian kierunków, różnych coraz trudniejszych figur. Do tego przejścia, częste, w różnych kombinacjach. Etiuda zaczęła skupiać się na pracy, współpracować ze mną jak zawsze. Parę zmian ustawienia, wykroku, dużo drążków na różnym stopniu trudności. Od zwykłych na kłus roboczy, po cavaletti na kole przejeżdżane w każdym rodzaju kłusa. Często wykonywałam z gniadą serpentyny i ósemki, jakieś slalomy między przeszkodami w szeregach (co wbrew pozorom nie jest takie proste) i włączać w to przejścia, np. zatrzymania, czasem jakieś cofanie, krótkie dodanie, dłuższe skrócenie i tak ile się tylko da wykombinować. Zadowolona z pracy młodej przeszłam do stępa na luźnej wodzy, by dać jej chwilę odpoczynku przed galopem. Dwa okrążenia i jazda. Nabieramy wodze, w narożniku pomoce do zagalopowania i hop, ładne, płynne przejście. Pochwaliłam Holsztynkę, która jednak zaczęła lekko podbrykiwać. Przeszłam do półsiadu i wypchnęłam ją w przód. Trochę mocniejszego galopu dobrze nam zrobi. Trzymałam Etkę w ryzach, wiedziałam że ma humor dobry na wybryki. Parę okrążeń w lewo, potem jakieś koło i potem parę okrążeń w prawo. O wiele lepiej, konio spuścił z pary i zaczął pracować. Po odpowiednim rozprężeniu w galopie parę pojedynczych lotnych w połączeniu z lekkimi podbrykami na samym początku, w końcu do kłusa.
Miałyśmy dziś w planach 3 partie przeszkód:
1. stacjonata 60 cm z wskazówkami z obu stron (krótkie najazdy)
2. linia: okser 70 x 70 (4-5 fuli) deska 90 cm
3. szereg: 2 koperty 40 cm (na skok-wyskok) 2 stacjonaty 60 cm (na skok-wyskok) (dwie fule) stacjonata 70 cm (fula) stacjonata 80 cm (fula) doublebarre 80/90
Oczywiście zaczęłam od stacjonaty. Zagalopowałam i na początku spore najazdy, by koń się rozskakał i zapoznał z odległościami. Potem drąg powędrował na 80 cm i najazdy już dużo krótsze, wymagające refleksu. Tak jak myślałam Etiudzie wcale nie było tak łatwo. Nie potrafiłyśmy wcelować w drąg, gniada sprawiała wrażenie głuchej na moje pomoce. No to dla sprawdzenia parę przejść z i do stępa, zatrzymania, a gdy było to ogarnięte znów zaczynamy. Z prawej nogi, z lewej, a gdy zaczynało pasować to mniejsze kółko. W końcu najazdy były naprawdę króciutkie, a klacz pod pełną moją kontrolą. Poprosiłam stajennego by podwyższył przeszkodę do metra. Znów to samo. Z prawej , prostowanie w skoku i potem jeszcze raz z prawej ze zmianą nogi w locie, potem z lewej ze zmianą nogi i z prawej i tak Do skutku. Po paru minutach takiego męczenia biednego konika zostawiłyśmy stacjonatę w spokoju i najeżdżamy na linię. Z początku średnie tempo, na 5 fuli. Od strony deski. hop-raz-dwa-trzy-cztery-pięć-hop. Pochwała, jeszcze raz. Bardzo dobrze. Zmiana nogi i jedziemy od oksera (ustawiony był tak, że można jechać w obu kierunkach) Lekko daleko do stacjonaty, ale przy drugim podejściu super. No to mocniejszy galop i na cztery. Okser ładnie, lekko daleko do stacjonaty ale ładnie się niunia wyrobiła. Potem lepiej ale wciąż nam było daleko. Z drugiej nogi raz cudem nie zrzuciłyśmy tylnego drąga, potem w końcu uzyskałam od kobyłki taki galop, że odskok wypadł prawie idealnie. Pochwaliłam ją i przeszkody wylądowały na wysokościach 100 x 100 i 110. Zagalopowanie, najazd od strony oksera. Spokojne, równe tempo, najazd dość krótki, ale koń usłuchany poszedł za radą i idealny odskok. Potem 5 żywszych fuli i lekko blisko do dechy, ale wyratowane. Jedziemy jeszcze raz. Dużo lepiej. Zmiana nogi i od deski. Na cztery fule. Krótki najazd, po skoku mocny galop i super skok przez oksera. Potem na 5 fuli, spokojnie przez nóżkę, wszystko pasuje. Ostatecznie jeszcze raz na cztery fule od strony oksera i po chwili stępowania szereg.
Najazd był dowolny. Postanowiłam wpierw pojechać galopikiem. Spokojniutko, powolutku najechałam i hop-hop-hop-hop trochę ciężko pociągnięte, potem rura i za wczesne wybicie i do końca już nigdzie nie pasowało. Po ostatniej przeszkodzie zatrzymałam Gniadą i po pięknej świecy wycofałam parę kroków. Zagalopowałam i jeszcze raz. Tym razem nie pozwoliłam jej tak odpalić, dzięki czemu po lepiej wyglądających skokach-wyskokach reszta też nam się ładnie udała. No to jedziemy z kłusa. Najgorszym dla Etiudy był sam początek. Dawno nie robiłyśmy skoków-wyskoków. Z czasem jednak było jej coraz łatwiej podnosić te nogi, a ona sama nawet nie spostrzegła, kiedy stacjonaty skoczyły na 105 cm, a okser na 100, mykała to tak samo. Potem stacjonaty stanęły już 115, a okser 110. Efektem było lekkie napalenie się, ale nic więcej. Z okserem myślałam iż będą problemy, ale Holsztynka po raz kolejny udowodniła swoje zdolności i spokojnie pykała go jakby nigdy nic. Skoki-wyskoki też należały już do łatwizny. Zadowolona poprosiłam stajennego, by na ostatni przejazd podwyższył wszystko do 120 cm. Wykombinowałam prosty szybki przejazd i po chwili odpoczynku ruszamy. Zagalopowanie na lewo i szereg. Skoki-wyskoki gładko, pozostały tak małe jakie były. Stacjonaty gibane na luzie, przy okserze odczułam większy wysiłek klaczy, oraz lekkie zachwianie przy lądowaniu. Poklepałam ją za dzielność i ciasny zakręt na stacjonatę. Koń ładnie posłuchał pomocy i do drąga pasowało, więc poszło gładko i po wylądowaniu na prawą nogę mocno w prawo, potem duuży łuk i linia pojechana na 4 fule. Od deski. Gładko. No to jeszcze raz stacjonata, po niej ostro w lewo, chwila wzdłuż ściany i linia na 5, pojechana od oksera. Po niej ostro w prawo, wzdłuż ściany i szereg. Wszystko pasowało, przy okserze znów lekkie sapnięcie ale miękkie lądowanie, luźna wodza, do kłusa.
-Super, o to chodzi - Powiedziałam klepiąc wyraźnie zmęczoną kobyłkę. W sumie nie dziwiłam jej się, sama ledwo dawałam radę anglezować. Rozkłusowałam ją, rozstępowałam w derce i gdy ochłonęła pojechałam do stajni.
Tam zsiadłam, zdjęłam z niej ochraniacze, ogłowie i siodło, założyłam derkę na jej (na szczęście) suchą sierść (chwała dla golenia) i powędrowałyśmy na myjkę. Tam tradycyjnie schłodzenie nóg, do boksu, w boksie zdjęcia kantara, chwila pieszczot i podanie siana. Odniosłam sprzęt i zmęczona wróciłam go Etiudy i Chmury. Usiadłam sobie na suchutkiej słomie i oparłam plecami o ścianę. Obie kobyłki podeszły do mnie i domagały się uwagi. Poświęciłam im ją, wyprzytulałam, wygłaskałam jak tylko mogłam i w końcu wstałam, by szurając nogami odnaleźć swoje cieplutkie, mięciutkie łóżeczko.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Wto 22:09, 01 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|