Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:24, 25 Mar 2011 Temat postu: Skoki - praca na szeregach |
|
|
Z rana poszłam do koni. Widząc pusty boks Wiary nadal czułam zaciskające się gardło i łzy napływające do oczu, jednak coraz lepiej sobie z tym radziłam. Pierwszą miałam wziąć w obroty Etiudę. Ponieważ ostatnio dobrze nam się pracowało na płaskim i ewentualnych drążkach to dziś trochę poskaczemy. Klaczka właśnie ganiała się z Puniem i Chmurą po padoku, gdy słysząc swoje imię stanęła, spojrzała w moją stronę i stępem zaczęła podchodzić do bramki.
-Cześć mała - Powiedziałam gładząc ją po czole i zapinając uwiąz do kantara.otworzyłam bramkę, wyprowadziłam już kłusującą kobyłkę i zamknęłam. Uspokajając pędzącego i machającego łbem zwierza zaprowadziłam przed boks i uwiązałam. Zdjęłam jej derkę i zaczęło się czyszczenie. Na szczęście nie ubrudziła się jakoś strasznie, miała tylko sporą ilość błotnistych plamek na nogach, więc starałam się je dokładnie doczyścić i wytrzeć ręcznikiem, przynajmniej w miejscu ochraniaczy. Wszędzie indziej była czysta, więc szybko przeczesałam ją włosianką i zabrałam się za grzywę. Szło gładko, nie miałam na co narzekać prócz wiercenia się gniadej. Jakoś je zniosłam, przyzwyczajona do tego i rozplątałam również jej coraz dłuższy i lepiej wyglądający ogon. Tu nie miałam większych problemów, więc szybko się uporałam. Pozostały mi kopyta. Wszystkie podane ładnie, jednak wyrywane bądź chowane pod siebie, jednak poradziłam sobie całkiem dobrze. Sprawdziłam stan nóg klaczy - prawie suche, to ochraniacze na koniec damy. Wzięłam czaprak wycięty, futerko (jak zawsze) i siodło skokowe. Usadowiłam w tej samej kolejności na grzbiecie małej i zapięłam popręg na pierwszą dziurkę. Etiuda skuliła uszy i machnęła lekko łbem, jednak wyraźniejszych protestów nie prezentowała. Było cieplutko, ale i tak wzięłam derkę, nie chciałam by się rozchorowała. Przykryłam nią klaczkę i wzięłam ogłowie. Meksykan z wędzidłem gumowym, jak zwykle. Ściągnęłam kantar na jej coraz lepiej wyglądającą szyję, tam też usadowiłam wodze i zapięty na razie napierśnik, następnie poprosiłam klaczkę o przyjęcie wędzidła. Pyszczek otworzyła bez problemu, potem tez nie uciekała przed dotykiem czy czymś. Poklepałam ją, dałam cukierka i pozapinałam wszystkie paski. Rozpięłam napierśnik i przyczepiłam kolejno z obu stron siodła, w końcu i do popręgu, gdyż był to napierśnik z wytokiem. Sprawdziłam nogi klaczki - suche. Wzięłam spod paki ostatnio używane przez nas futerkowe ochraniacze i kaloszki, pozakładałam na wszystkie nogi, sama wdziałam kask, w dłoń wzięłam na zaś palcat skokowy i wyszłyśmy przed halę. Dociągnęłam popręg, opuściłam strzemiona, konia podprowadziłam przed schodki i z nich wsiadłam. Złapałam szybko strzemiona, przytrzymałam pędzącą już klaczkę i ruszamy stępem swobodnym na półhalę.
Przenieśli już tam sporą część przeszkód, więc cóż nam szkodzi? Szeregi na dziś miałam już ustawione, niewielka ich ilość, ale przeszkód sporo. Kręciłyśmy się między nimi dobrych 10, może 15 minut, nim zdjęłam z zadu Etki derkę i nie zaczęłam jej zbierać. Nabrałam wodze na kontakt i delikatnie zachęcając Etiudę do ruchu naprzód wykonywałam sobie dość częste, ale nie nieustanne półparady. Zewnętrzna ręka zamknięta, prawa działa delikatnie, sugerując klaczce zejście z główką w dół. Etiuda po jednym okrążeniu zaczęła z przejęciem żuć wędzidło i opuszczać pysia. Od razu trochę odpuściłam. Przy kolejnym okrążeniu miałam konia pozbieranego, skupionego i non stop międlącego to wędzidło. Parę kółek, wolt, wygięć i przejść, następnie zatrzymanie, dociągnięcie popręgu, ogarnięcie w stój i ruszenie kłusem od lekkiej łydki.
Etiuda szła jak zwykle bardzo szybko, uszy miała postawione na sztorc, oczy wielkie, a poruszała się z tempem błyskawicy. Uspokoiłam ją na woltach i dużych kołach, różnych serpentynach i duużo, bardzo dużo przejść w dół. Korzystając z okazji sprawdziłam jak wychodzą nam zatrzymania i ruszenia kłusem na linii środkowej. Ku mojemu zdziwieniu były bardzo ładne i zrównoważone. Klaczka skupiona sama z siebie się pozbierała i ustawiła. Powyginałam ją na kołach, na woltach, pozmieniałam kierunki i na prostych też parę wygięć do wewnątrz, potem na zewnątrz. Ósemek nie zabrakło, ogólnie bardzo dużo wygięć na rozluźnienie, bo dość często się napinała i wychodziła z ustawienia. Pojeździłyśmy trochę drągi w kłusie roboczym i byłyśmy gotowe na galop.
Usiadłam w do kłusa ćwiczebnego, uspokoiłam nadal pędzącą niunię i w narożniku zagalopowanie z prawej nogi. Tradycyjnie seria bryknięć, a potem nagłe zatrzymanie i wysokie dębowanie. A czemu? Bo za mocno pociągnęłam wewnętrzną wodzę. Etiuda wspięła się jeszcze 2 razy, robiąc po każdym uniesieniu parę drobnych, sztywnych kroczków i w końcu "stanęła" w miejscu. Polegało to na dreptaniu w stój, potem stęp to caplowanie, a gdy się opanowała kłus jakim ruszyła był chyba najszybszym, jaki poznałam. Uspokoiłam ją na ósemce, wzięłam potem na koło i zagalopowałam. Siedząc mocno w siodle i uważając na rękę wytrzymałam jakoś jej wyczyny i potem uspokoiłam, ogarnęłam, pozbierałam nie schodząc z okręgu, dopiero spokojnym, naprawdę wolnym jak na Etkę galopem wyjechałam na ścianę. 3 okrążenia spokojne, 2 mocniejsze i do kłusa. Zmiana kierunku, to samo. Obyło się bez szaleństw, zaledwie 3 razy bryknęła sobie dość mocno, jednak dało się wysiedzieć. Pogalopowałyśmy w lewo, pojeździłyśmy drągi i poskakałyśmy przez jedną kopertkę na rozgrzewkę. Miała ona z 50 cm, najazdy z obu stron, z obu nóg, równym, spokojnym galopem. Musze przyznać, że młoda się wyrabiała - coraz spokojniej i pewniej podchodziła do przeszkody, nie brała metrowego zapasu i nie wypruwała nagle dzikim galopem przed lub po przeszkodzie. Pochwaliłam ją, gdy oddałyśmy z 5 skoków na nogę i do stępa, chwilę odpoczywamy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|