Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:57, 01 Paź 2011 Temat postu: Ujeżdżenie - Program P-3 |
|
|
W sumie na koniec dnia dzisiejszego została mi Etiuda. Shetty miał jeszcze wolne, by się zaaklimatyzować, reszta była objeżdżona. Eter się obijał jako zasłużony wojownik ninja. Gniada małpa stała już w boksie i szczurzyła się na ludzi. Co jej ostatnio strzeliło do głowy to ja nie wiem. Razem z Filipem przytaszczyłam potrzebny mi dziś sprzęcior i pewnie weszłam do boksu Holsztynki. Etka najpierw skuliła uszy i kłapnęła zębami, potem jednak jej się odwidziało i zaczęła się przymilać. Eh... Wiedziałam jakiego konia biorę, to teraz muszę wszystko rozumieć, każde jego zachowanie. Założyłam klaczy ogłowie z oliwką i nachrapnikiem szwedzkim, pozapinałam paski i wyprowadziłam na korytarz. Poleciłam Filipowi wyszorowanie prawej strony kobyły, sama zabrałam się za lewą. Szybkimi ruchami twardej szczotki sczesałam z niej wszelkie zlepki i spółkę, miękką pozbyłam się kurzu i resztek po upadłych w poprzedniej wojnie brudów, następnie dostałam wiadomość, że prawa strona skończona. Wręczyłam chłopakowi grzebień i poleciłam wyszczotkować grzywę, oraz ogon. Sama zabrałam się za kopyta póki co nieco zdezorientowanej klaczy. Etka jak zwykle w gorsze dni machała tymi nogami, a machała, byleby nie dać mi wyczyścić. W końcu jednak dałam jej radę i biedny koń był już wypucowany na błysk. Filip właśnie kończył ogon uważając na kopyta Niuni, gdy ja szybko i zgrabnie pozawijałam jej nogi - najpierw przody, potem tyły. Do tego kaloszki na pierwszą parę nóg, na grzbiet siodło ujeżdżeniowe z innym niż Scarletowym padem (tamten był cały mokry), potem podciągnięcie popręgu, opuszczenie strzemion, wyjście przed stajnię i na koń.
Ruszyłyśmy stępem swobodnym na czworobok. Robiło się już szaro, ale wierzyłam, że jeszcze zdążę przed zmrokiem. Na luźnej wodzy porobiłam z Gniadą różne zakręty, zmiany kierunków, przejścia, a po dłuższym czasie nabrałam wodze na kontakt i pozbierałam klacz do kupy. Parę ustępowań, zmiany ram, łopatki i drobna gimnastyka, następnie delikatna łydka dla podsycenia impulsu, następnie kolejna i kłus.
Gniada szła raczej energicznie, chociaż wyraźnie miała do mnie jakieś wąty, albo coś kombinowała. Starałam się zając ją pracą - jazda z impulsem, dużo kół, wolt, serpentyn, innych figur, potem też przejścia. Do stępa, do stój i z stępa, z stój. Przejścia między kłusem roboczy a pośrednim, dodania, skrócenia. Etiuda zaczęła iść całkiem przyzwoicie, ale wciąż czułam, że coś knuje. Zobaczymy później o co jej chodzi. Parę łopatek i ustępowań w obie strony, następnie czas na galop.
Zgarnęłam klacz na koło i tam łydka, zagalopowanie. Etiuda z furią wyskoczyła w górę, tuz po wylądowaniu oddała parę razy z zadu i baran, baran baran. Czułam, jak zjeżdżam z niej, więc chwyciłam się mocno siodła i trzymałam jak tylko mogłam. Niestety Holsztynka nagle wybiła się z czterech wysoko w powietrze, tuż po tym uskoczyła mocno w bok przy okazji oddając z zadu i gryzłam piach. Podniosłam się z ziemi i poszłam po klacz, która miała zamiar uciec do stajni, ale zatrzymali ją stajenni. Zgarnęłam długiego bata, który leżał nieopodal i wskoczyłam na jej grzbiet. Na chwilę przeniosłam się na maneż. Mocne łydki, krótkie wodze i zagalopowanie ze stępa. Znów bryk - trzy szybkie na zadzie. Etiuda najpierw wypruła do przodu, potem zatrzymała się, zatańczyła w miejscu i ruszyła zdenerwowana szybkim stępem. Poprosiłam ją o odpuszczenie w potylicy (rękę mimo wszystko pozostawiałam na tyle delikatną, by jej do niej nie zrazić) i znów zagalopowanie ze stępa. Tym razem konik grzeczny, nie będzie brykał. Przejście do kłusa, zmiana kierunku i znów galop. Nagle z klaczy zrobił się anioł, który wykona wszystko - przejścia, dodania, skrócenia, ustępowania, lotne. Pomęczyłam ją tym wszystkim do oporu, następnie spompowałam nadmiar energii szybkim galopem wzdłuż ścian. W końcu miałam już konia spokojnego, niestety zmęczonego i mokrego, ale przynajmniej grzecznego.
Wróciłyśmy na czworobok i już po 2 okrążeniach w stępie zaczęłam przejazd programu [link widoczny dla zalogowanych]. Ruszyłam z klaczą kłusem roboczym i wyjechałam na linię środkową. Zatrzymałam w X i nieruchomość, ukłon, ruszenie kłusem roboczym. Przy C ładnie wyjechany zakręt w lewo, następnie od E do X pół koła o średnicy 10 m, potem od X do B kolejne pół koła. Taka zmiana kierunku przez falkę. Jechałyśmy kłusem roboczym, utrzymując rytm i zebranie, pilnując przepuszczalności i równowagi. Siedziałam głęboko w siodle i starałam się utrzymać wszystko w ryzach. Nawet dobrze mi to szło. W końcu dojechałyśmy do V, z którego wykonałam ustępowanie od łydki w prawo do literki I. Utrzymywałam konia w miarę prostego, pilnowałam by szedł pod właściwym kątem, mając jednocześnie rękę przyjemną dla Etkowego pyska i na tyle stabilną, że subtelne sygnały wystarczały do zmiany ustawienia czy czegokolwiek. od I jechałyśmy na wprost, by przy C skręcić w prawo, następnie wykonać przekątną MXK w kłusie wyciągniętym anglezowanym, wrócić do kłusa roboczego i dojechać nim do P, z którego robimy ustępowanie w lewo. Delikatna zmiana pomocy i już koń wykonuje ładny, elegancki chód boczny. Znów dotarłyśmy do I i pojechałyśmy na wprost. Przy C w lewo, następnie przekątna HXF z dodaniem, potem powrót do kłusa roboczego, w A zatrzymanie i nieruchomość 5". Odliczyłam ładnie do pięciu i ruszenie stępem pośrednim. Po przekątnej od K do R stęp swobodny, w R już pośredni. Gniada z chęcią przyjęła luźną wodzę, potem jednak posłusznie wchodząc na kontakt. W M zakłusowanie i w C galop. Zamknęłam mocniej rękę na wodzy, na szczęście Niunia już nie kombinowała z buntami czy brykami. Galopem dojechałyśmy do S, z którego rozpoczęłam ładne, równiutkie koło o średnicy 15 metrów. Wiedziałam, że nieco za bardzo odchyliłam się do środka, ale było już po ptakach. Następne koło będzie lepsze. Po wyjściu z wolty dodanie w galopie. Nieco mocniejsze działanie łydek dla zmęczonej już klaczy i takie w miarę ładne (jak na spienionego już z wysiłku konia), po K powrót do galopu roboczego. W F wyjeżdżamy na przekątną i w X do kłusa. Wjeżdżamy na ścianę w H i galop. Jedziemy do R, gdzie koło 15 m, na którym tak jak obiecałam utrzymałam swoje ciało w ładzie i składzie, to samo zrobiłam z ciałem Etki i potem dodanie. Ładne, chociaż wiedziałam, że klacz stać na więcej. Przy K wyjazd na przekątną, w X do kłusa, potem kłusik roboczy do E, z którego rozpoczynamy koło 20 m z żuciem z ręki. Tu już anglezowałam, bo program wyraźnie wskazywał jakim trzeba jechać dosiadem i wykonałam płynne żucie z ręki bez utraty impulsu i rytmu. na kontakcie wjechałyśmy już na ścianę i w A na linię środkową, zatrzymanie i ukłon w X, luźna wodza i stępujemy.
Poklepałam mokrusieńką Holsztynkę po obu stronach szyi, obdarowałam cukierkiem i rozstępowałam w 15 minut, następnie podjeżdżając pod stajnię.
Z koniem w ręku weszłam do środka. Zatrzymałyśmy się przed boksem gniadej, gdzie zdjęłam z niej siodło i kompletnie mokry potnik, owijki i kaloszki, na końcu ogłowie. Założyłam kantar, zaprowadziłam na myjkę. Schłodziłam jej nogi, całą klacz umyłam z potu, ściągnęłam nadmiar wody i idziemy do solarium. W zimne dni będzie to zbawienny wynalazek. Postawiłam w nim klacz na 15 minut, po czym wysuszoną i odprężoną zabrałam do boksu.
-No i opłacało się brykać, buntować? - Stwierdziłam gładząc Holsztynkę po czole. W końcu jednak zostawiłam ją samą w polarowej derce, gdyż noce robiły się chłodne i poszłam ubrać resztę koni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|