Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:51, 21 Paź 2010 Temat postu: TRENINGI *KOLOROWEGO WIATRA |
|
|
Wdrażanie do pracy na lonży
Trening z Dnia: 21 Lut 2009
Na terenie: Stajni Centralnej
Opis:
Odwiedziłam dzisiaj Kolorka. Pomyślałam, że można by go powolutku wdrażać do pracy pomimo iż mogłabym od razu wsiąść, to chciałam sprawdzić, jak reaguje na samo siodło. Ze względu na poprawę, ale niezupełną regenerację wrażliwej skóry dzięki suplementowi diety wzięłam z siodlarni najdelikatniejszy czaprak i owijki. Ruszyłam do wałacha.
-Hej śliczny - Pogłaskałam go po chrapach i za kantar wyprowadziłam na stoisko, gdzie uprzednio zostawiłam sprzęt. Wzięłam szczotki i zaczęłam czyścić kasztanka - w jego skórze nastąpiła niesamowita poprawa. Przestała być tak bardzo wrażliwa na dotyk i poprawił się też stan sierści.Kolorowy Wiatr po wyczyszczeniu wyglądał naprawdę dobrze, więc mogłam zacząć z nim treningi. Założyłam mu ogłowie, potem czaprak, przy którym się wiercił i siodło. Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i owinęłam ścięgna wałaszka owijkami.
-No to co?Ruszamy kochanie. - Poklepałam spokojnego i odprężonego już konia ruszając na round-pen, gdzie czekały na nas lonża i bat. Zatrzymałam Kolorowego, podciągnęłam mu popręg i podpięłam lonżę. Odsunęłam konia na ścianę round-pena i dokładnie przyglądałam się jego ruchom.
Były spokojne, luźne i swobodne, jednak grzbiet był niego wygięty.Zatrzymałam konia i szybciutko pobiegłam do siodlarni po podkładkę i założyłam ją zniecierpliwionemu kasztankowi pod siodło.No to ruszamy - tym razem jego grzbiet był już w naturalnej pozycji,rozluźniony koń szedł żwawym stepem wokół mnie.Przesunęłam się w stronę jego zadu, na co wałach ruszył kłusem.
-Dobry koń - Powiedziałam i patrzyłam, jak Kolorowy Wiatr zachowuje się podczas kłusowania. Kasztanek szedł spokojnie i pewnie,siodło nie sprawiało mu problemów.
Gdy Kolorek zaczął parskać i prychać po 10 minutach zmieniłam kierunek i 2 koła kłusem, potem galop.Kolorowy Wiatr szedł szybko, jego kroki były pewne, a o siodle to już chyba zapomniał. Utrzymując równe tempo zrobiliśmy 5 kół galopem i zmiana strony. Chwila kłusa i galop. Wałaszek ładnie się zebrał, szedł równym, żwawym tempem cały czas parskając i prychając z zadowolenia.
-Dobry Kolorek - Zwolniłam kasztanka do kłusa i po 3 okrążeniach stęp. Pozwoliłam chodzić kolorkowi gdzie chce, sama stałam nieruchomo w tym samym punkcie. Po chwili poczułam ciepły oddech na karku, powoli się obróciłam i pogłaskałam kasztanka.
-Jesteś cudny - Wyszeptałam i wróciliśmy do stajni, gdzie zmieniłam mu siodło i ogłowie na kantar z uwiązem i ruszyliśmy w las,by odpocząć. Podeszliśmy do schodków i wsiadłam. Zero negatywnych reakcji, jedynie uszy zwróciły się w moją stronę, nasłuchując, co zrobię.
-Ruszamy chudzino. - Powiedziałam i dałam kościstemu i lekko chudawemu(co dopiero teraz dało się zobaczyć,a raczej poczuć) wałaszkowi. Ruszyliśmy w las. Po kilku minutach dojechaliśmy do strumyczka. Dzięki temu, że w stajni ściągnęłam kasztankowi owijki mogliśmy się trochę w niej potaplać. Wjechaliśmy po stawy pęcinowe Kolorowego i ten zaczął rozchlapywać wodę. Pojeździłam z nim trochę w tym strumyczku, dzięki czemu jednocześnie schłodziłam mu ścięgna. Mnie woda nie oszczędziła, bo Kolorek inteligentnie mnie ściągnął i po kolana byłam mokra. Potem poszliśmy na łąkę, gdzie trochę z nim pobiegałam i nawet poskakałam.
-No dobra. Pora wracać - Powiedziałam i wsiadłam z kłody na konisko. Ruszyliśmy spokojnym, zrelaksowanym stępem w stronę SC. Gdy dotarliśmy na miejsce zsiadłam z konia i odprowadziłam go do boksu, gdzie rozczyściłam mu kopyta, a ze względu na to, że było jeszcze kilka minut przed 9 wyprowadziłam na pastwisko, gdzie Kolorek spokojnie poszedł się paść.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 18:27, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:53, 21 Paź 2010 Temat postu: Próba pod jeźdźcem |
|
|
Trening z dnia: 22 Lut 2009
Na terenie: SC
Opis:
Dzisiaj po raz kolejny postanowiłam powoli przyzwyczajać Kolorka do jeźdźca w siodle na grzbiecie. Miała mi w tym pomóc Blacky(;*) Zostawiając więc sprzęt Kolorowego na stanowisku ruszyłam po konia.
-Hej kochaniutki - Powiedziałam i założyłam wałachowi kantar podszywany do którego podpięłam uwiąz. Wyprowadziłam kasztanka na stanowisko i zaczęłam czyścić. Widać było w jego charakterze naprawdę dużą poprawę. Kolor stał spokojnie, ani razu nie próbował kopnąć, nie wiercił się - po prostu koń ideał . Na końcowym etapie rozczesałam i lekko przycięłam grzywę i ogon Kolorowego, po czym wzięłam w dłoń ogłowie. Wałach spojrzał zaciekawiony i posłusznie wziął wędzidło, nie rzucając głową, przy zakładaniu i zapinaniu pasków. Następnie wyposażone już odpowiednio siodło,a pod nim podkładka i czaprak z wczoraj. Osiodłałam kasztanka i jeszcze tylko owijki. Gdy skończyłam Kolorowy Wiatr wyglądał bajecznie - przepiękny,lśniący koń w zadbanym sprzęcie. Widać było,że jest szczęśliwy. Złapałam wałaszka za wodze i ruszyliśmy na maneż, gdzie czekały już lonża i bat. Podpięłam wszystko jak trzeba, podciągnęłam popręg i puściłam konia po kole. Postępowaliśmy z 10 minut i kierując się w stronę zadu popędziłam Kolorka do kłusa. Gdy wałach się rozkłusował, rozgrzał zmieniłam stronę i z 3 koła kłusem, potem galop. 5 minut galopem i zmiana strony. Kłus i znowu galop,Kolor szedł do przodu, był czujny, lecz wciąż patrzył na moje reakcje. W końcu przeszliśmy do kłusa, potem stęp i zatrzymanie.
-Blacky... chodź tu, bo potrzebna mi pomoc- Zawołałam do czekającej przy ogrodzeniu dziewczyny. Ta podeszła do mnie i przytrzymała konia, podczas gdy ja przewiesiłam się przez jego grzbiet. Pochodziła z Kolorkiem tak przez chwilkę, potem ja usiadłam w siodle i ruszyłam po kole wokół niej.
-I jak się zachowuje?
-Tak samo, jak bez jeźdźca - Odparła.
Dałam kasztankowi lekką łydkę do zakłusowania. Wałach od razu ruszył energicznie do przodu niesamowicie miękkim kłusem. Pokłusowałam trochę anglezując, potem trochę ćwiczebnym, w półsiadzie i stojąc w strzemionach.
-A teraz? - Spojrzałam na Blacky
-Bez zmian - Rzekła.
Zatrzymałam konia i poprosiłam Blacky, by odpięła lonżę i patrzyła na zachowanie Kolorka. Ruszyłam spokojnym stępem na ścianę. Koń zachowywał się bez zmian, trzeba przyznać, że ma niesamowicie miękkie chody. No to ruszamy kłusem.
-Dobry konik - Poklepałam lekko kasztanka po szyi za spokojne i płynne zakłusowanie. Pojeździliśmy kłusem na ósemkach, woltach, co chwila zmienialiśmy kierunek, nawet przez drągi przejechaliśmy. Zatrzymałam wałacha.
-I jak teraz było?
-Muszę przyznać że... nic się nie zmienia. - Powiedziała Blacky po chwili zastanowienia. No to podpięłyśmy konika do lonży i ruszam z nim kłusem. Trochę pokłusowaliśmy i dałam leciutką łydkę do galopu, na którą Wiatr błyskawicznie zareagował. Ruszył szybkim, ale niesamowicie miękkim,lekkim i płynnym galopem. Czułam, że jest dobrze wystany, a koń się nie usztywnia.
-Dobry konik - Pogłaskałam kasztanka i do kłusa. - I jak Blacky?
-A dobrze. Chyba już wszystko okej i możesz z nim jeździć bez lonży - Puściła mi oczko.
Uśmiechnęłam się i odpięłam lonżę. Ruszyliśmy z Kolorowym na ścianę i kłus. W narożniku spokojne zagalopowanie.Poklepałam go i jedno okrążenie galopem, potem drugie z woltami, aż w końcu przejazd galopem przez drągi. Ponieważ Kolor prawie wcale się nie zmęczył nakierowałam go na maluteńką kopertkę. Przeskoczył ją bez problemu.
-Dobry Kolor. - Poklepałam wałacha i przejście do kłusa. W kłusie spróbowałam zebrania i...udało się. Porobiliśmy wolty, półwolty, slalomy i inne takie, potem dałam mu luźną wodze i samym ciężarem spowodowałam przejście do stępa.
-Dobry konik - Pogłaskałam kasztanka po szyi i zadzie następnie dokładnie go rozprężyłam gadając przy okazji z Blacky. Stwierdziłyśmy razem, że będę trenować Kolorka do dresażu L,a następnie skoków. Gdy już koń ochłonął, zatrzymałam go, zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wracamy do boksu. Tam go rozsiodłałam, ściągnęłam owijki i zaprowadziłam na myjkę, gdzie schłodziłam mu ścięgna przy okazji myjąc kopyta. Następnie wróciliśmy do boksu, gdzie konia wymasowałam, wypieściłam, okryłam derką i dałam jabłko w nagrodę za udany trening.
-No to papa, misiu - Poklepałam Kolorka po szyi i wyszłam, zostawiając odpoczywającego wałacha w spokoju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:53, 21 Paź 2010 Temat postu: Elementy ujeżdżenia kl.L i skoki do 1 m |
|
|
Trening z dnia: 01 Mar 2009
Na terenie: SC
Opis:
Dzisiaj odwiedziłam Kolorka z zamiarem potrenowania trochę dresażu L i niewielkich skoków.Wyprowadziłam wałaszka za kantar na stanowisko i uwiązałam.Dokładnie sprawdziłam jego stan zdrowotny i zabrałam się za czyszczenie.Podczas całego zabiegu kasztanek stał spokojnie i odpowiednio reagował na moje sygnały.
-No...cudaku.Pora chyba trochę pochodzić - Powiedziałam do lśniącego konia i wzięłam ogłowie, które sprawnie założyłam na głowę konia.Pogłaskałam i oczywiście wymasowałam Kolorka.Ten zadowolony całkowicie się rozluźnił i powoli przysypiał.
-Halo...nie śpij misiu - Poklepałam go po szyi i wzięłam siodło wraz z czaprakiem i podkładką, zakładając je potem na grzbiet kasztanka.Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i sama przygotowałam się do jazdy.Następnie założyłam Kolorowemu owijki i podpięłam popręg o dziurkę wyżej.Tak przygotowani do jazdy ruszyliśmy na halę.Tam podpięłam już na serio popręg, uregulowałam strzemiona i wsiadłam.Ruszyliśmy sobie spokojnym stępikiem po połówce hali, bo na drugiej kilka koni skakało i ogólnie było dość tłoczno.Po 10 minutach zaczęłam zbierać kasztanka i ruszyliśmy kłusem przez środek hali, z której zdążyły już wyjechać 3 konie.Wjechałam na ścianę i duuża wolta wprawo.Powrót na ścianę i w następnym narożniku zmiana kierunku po przekątnej.Zebrałam trochę mocniej Kolorowego i Wolta,a na niej żucie z ręki.Powrót na ścianę i kolejna zmiana kierunku.Dla uelastycznienia ruchów konia porobiliśmy różne slalomy,serpentyny, ósemki i inne takie.Najechaliśmy kilka razy na drągi poprzeplatane kawaletkami i w najbliższym narożniku galop roboczy.Wyjazd na środek i powrót na ścianę.Następnie pośrodku części hali na której trenowaliśmy duża wolta i powrót na ścianę.Płynne przejście do kłusa i zmiana kierunku przez środek.Następnie zagalopowanie i kolejna wolta, tylko w drugą stronę i dodatkowo żucie z ręki.Poklepałam konia i kłus.Porobiliśmy rożne slalomy w kłusie i wyjazd na środek.Zatrzymanie z kłusa, nieruchomość i kłus ze stania.Poklepałam Kolorowego i najeżdżamy kłusem na kopertkę 30cm.Spokojny,płynny i udany skok.
-Dobry konik - Poklepałam wałacha i najeżdżamy z drugiej strony.Potem galopem z obydwu kierunków i w końcu nakierowałam go na stacjonatkę 50 cm.Ładny, pewny i płynny skok z b.db. baskilem.Gdy już poskakaliśmy trochę przez tą stacjonatę najechaliśmy na rząd składający się z oksera 70 cm i stacjonaty 80cm.Za nimi zaś był murek 60cm.Pierwszy skok dobry, pewny i miękki.Drugi też bez zarzutów.Przed murkiem Kolor mało nie wyłamał, ale ostatecznie skoczył i to świetnie.No to najechaliśmy na ten szereg jeszcze z 2 razy i próba skoku przez stacjonatę 1 m.
-Dalej.Wiem, że potrafisz - Wyszeptałam do konia, który widząc przeszkodę nastawił uszu i wyraźnie się ożywił.W końcu moment mocnego i wysokiego wybicia, a potem piękne lądowanie pełne klasy i szyku.
-Brawo!Dobry konik! - Poklepałam Kolorka i kłus na całkowicie luźnych wodzach.Po 5 minutach przeszliśmy do stępa.Na koniec 15 minut stępem i zatrzymanie.Zsiadłam z konia, poluźniłam mu popręg, podpięłam strzemiona i ruszyliśmy do stajni.Tam rozsiodłałam go, rozczyściłam kopyta i założyłam derkę.
-Jesteś wspaniały. - Przytuliłam się do jego ciepłej i miękkiej szyi.Następnie dałam mu jabłko, buziaka i odeszłam zostawiając Kolorka,by ochłonął po męczącym treningu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:54, 21 Paź 2010 Temat postu: Teren kondycyjny i próba crossowa |
|
|
Rodzaj treningu: kondycyjny/ crossowy
Jeździec/Trener: Joanne
Data: 16 Marca 2009
Opis:
Weszłam do boksu Kolorowego. Jego sprzęt czekał już pod boksem, zaś koń był cały w błocie.
-Gdzie żeś się tak ubabrał? - Pogłaskałam kasztanka po łbie i zabrałam się za czyszczenie. ten tylko parsknął i zarżał gdy Wiara wparowała do stajni.
-Wiara? Czyżbyś znowu przeskoczyła przez ogrodzenie? - Spojrzałam ostro na klacz. Ta nic, tylko strzygła uszami gapiąc się na mnie. Złapałam młoda na kantar i wypuściłam na round-pen. - Stąd raczej nie zwiejesz - Odparłam zamykając wysoką bramkę.
Wróciłam do Kolorowego i zaczęłam pucować. Gdy koń lśnił wzięłam ogłowie od Wiary i założyłam kasztankowi. Chętnie przyjął wędzidło i nie wiercił się przy zapinaniu pasków. Postanowiłam wypróbować w terenie nowo nabyty napierśnik z wytokiem. Gdy już ogłowie było na miejscu osiodłałam wałaszka, założyłam mu ochraniacze i kaloszki. Początkowo koń był ciekawy, co mu na te nogi założyłam, oraz z lekka go one denerwowały, więc wysoko podnosił nogi, gdy wychodziliśmy przed stajnię. Zatrzymałam go, podciągnęłam mu popręg, uregulowałam strzemiona i wsiadłam. Ruszyliśmy spokojnym stępem na półhalę. Ta rozgrzałam dokładnie konia jeżdżąc w stępie i kłusie. Gdy poczułam, że kolorek jest gotowy, skierowałam go w stronę lasu. Krok konia stał się mniej pewny, niż na półhali, ale Kol i tak szedł dzielnie, żwawo do przodu. Po chwili ruszyliśmy kłusem. Jechaliśmy szybko, by poćwiczyć kondycję. Przekłusowaliśmy przez strumień, jechaliśmy po różnym terenie o różnym ukształtowaniu. Specjalnie obrałam trasę, gdzie jest dużo pod górkę, co wzmocni mięśnie konia i poprawi trochę jego kondycję. Gdy teren się trochę ujednolicił i wyrównał ruszyliśmy galopem. Najpierw spokojnym, potem coraz szybszym.W końcu jechaliśmy pełnym galopem po prostej drodze, która niebawem zamieniła się w polanę z przeszkodami crossowymi. Nakierowałam Kolorka na niewielkich rozmiarów kłodę. ten skok był dla niego prosty. No to teraz przeszkoda na wyciągnięcie, szeroka na 1 m. O dziwo, Kolor spokojnie przeskoczył ją, świetnie się wyciągając. Następnie blankiet, rów z wodą i wjazd pod górkę. Tempo trochę nam siadło, ale pozwoliłam wałaszkowi na to, bo widać było, że takie tereny jeszcze nie dla niego. Galopem pod górkę, skok przez niewielką kłódeczkę i zjazd do wody. Było stosunkowo ciepło, więc nie martwiłam się, o to, że się przeziębi. Ostatnią przeszkodą były też prze ze mnie schody, czyli 1 do 3 podwyższeń terenu, na które koń musi wskoczyć, a po nich 1-3 w dół. twierdząc, że tempo będzie za małe, by dobrze skoczyć tą przeszkodę dałam kasztankowi łydkę. ten mocno przyspieszył i perfekcyjnie pokonał całą przeszkodę.
-Świetnie! Brawo! Dobry konik - Poklepałam Kolorowego i wolny galop. Wjechaliśmy w las. Pozwoliłam mu przejść do kłusa i trochę ochłonąć.Potem do stępa i przejeżdżamy przez mostek. Następnie wjechaliśmy do strumyczka i zakłusowaliśmy. Pojechaliśmy tak trochę, aż w końcu wyjechaliśmy i skierowaliśmy się w stronę ścieżki. Zagalopowanie i jedziemy. Po drodze przegalopowaliśmy przez dość szeroki i głęboki strumień, wyjechaliśmy na długą, prostą łąkę. Zaczęłam rozpędzać wałaszka, aż przeszliśmy do pełnego galopu i cwału.Przed końcem polany zwolniliśmy z cwału do pełnego galopu i coraz wolniej, bo czekały na nas przeszkody crossowe. Pierwszą była hydra wykonana własnoręcznie prze ze mnie, bezpieczna, drągi wykonane z cienkich pni drzew,a po środku nich gałązki brzóz, które są stosunkowo giętkie i łagodnie zakończone. Kol wykonał ładny skok, wysoki na ok.110-120 cm i szeroki, lekko otwarł się o gałązki, ale z mojej perspektywy skok był świetny. No to galopujemy dalej i "szereg" - kłoda 80 cm ; kłoda 100 cm ; dół z wodą,a za nim kłoda z hydrą 70 cm. Popędziłam z lekka Kolora i pierwszy skok - świetny, drugi - mocne wybicie, duży zapas i dobry baskil, twarde lądowanie. wjazd do wody i skok przez kłodo-hydrę. ten skok był świetny - b.mocne wyciągnięcie, świetny baskil i ładne lądowanie. Ostatnią przeszkodą była przeszkoda na szerokość.Miała 60 cm wysokości i 120 szerokości. Tu Kolorek mnie jeszcze bardziej zaskoczył. Wykonał skok o szerokości 150 cm i wysokości ok.1 m. To zdarzenie mnie wmurowało.Przeszliśmy do kłusa i szybkim tempem jedziemy pod górę. Potem w dół. Zgalopowanie i kolejna górka w galopie. Chwila stępa, następnie kłus i wracamy do domu. Gdy wróciliśmy na główną drogę przejście do stępa. Spokojnym stępem wróciliśmy do stajni, zatrzymałam konia, zsiadłam z niego, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wracamy. Rozsiodłałam spoconego konia, dokładnie wytarłam, schłodziłam kończyny, nakryłam derką i dałam smakołyka. Pospacerowałam z nim jeszcze sporo czasu, póki zupełnie nie ochłonął. Trwało to ok.30 min. Wróciliśmy do stajni, tam dałam Kolorowemu siana, wysmarowałam gorące jeszcze ścięgna wcierką chłodzącą, zdjęłam derkę z suchego już ciała i wykonałam jeszcze kilka czynności pielęgnacyjnych. Gdy skończyłam, zostawiłam konia samego, na dzisiaj był koniec jego pracy. Ewentualnie pójdzie na pastwisko, ale za kilka godzin.
Trening oceniam na: bardzo dobry
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:54, 21 Paź 2010 Temat postu: Skoki kl.L by Kana |
|
|
Trener: Kana
Data: 22 Kwi 2009
Opis:
Przyjechałam potrenować z Kolorowym. Najpierw skierowałam się do biura, żeby znaleźć Joanne i obgadać wszystkie szczegóły co do treningu. Nie miałam problemów z odnalezieniem jej. Po 30 min wyszłyśmy z biura i poszłyśmy do stajni gdzie był wałaszek. Weszłyśmy do stajni i podeszłyśmy do jego boksu. Stał spokojnie w boksie. Kiedy Joanne się z nim przywitała poszła po potrzebne rzeczy, a ja weszłam do jego boksu żeby się z nim zaprzyjaźnić. Kiedy weszłam do boksu patrzył na mnie nie ufnym wzrokiem. Pogłaskałam go po czole. Na początku trochę odwracał głowę, ale kiedy zaczęłam go masować to przestał. Postaliśmy kilka minut w boksie zanim przyszła Joanne. Kiedy zobaczyłam, że wchodzi do stajni, wzięłam kantar Kolorka i założyłam mu go. Nie sprawiał żadnych problemów. Joanne powiedziała żebym wyczyściła go na zewnątrz i dała mi uwiąz. Wyszłyśmy przed stajnie. Joanne poszła do biura, a ja zajęłam się czyszczeniem konia. Nie był bardzo brudny, więc szybko sobie z nim poradziłam. Przy czyszczeniu stał spokojnie i nie sprzeciwiał się niczemu. Ok, jest już czysty, więc założyłam mu jego siodło i ogłowie i poszliśmy na halę. Joanne wcześniej ustawiła już przeszkody, więc mogłam zaczynać trening od razu.
Najpierw rozgrzewka. Stęp, kłus i galop. W stępie chodziliśmy między przeszkodami, przez drągi i robiliśmy wolty tak dla zaprzyjaźnienia. Potem kłus i znów to samo co w stępie tylko tym razem dodałam skoki przez koperty. Świetnie sobie radził i był bardzo grzeczny. Kiedy uznałam że jest rozgrzany zagalopowałam. Ładnie zareagował na dosiad i nie stawiał oporu. To bardzo milutki koń. Ok, galop i zaczynamy skoki. Najpierw okser 50 cm - tak na początek. Kolorek równo i energicznie galopował. Najazd, ładny wyskok i wspaniały skok. Skoczył z bardzo dużą rezerwą. Ok, teraz double barre 60 cm i 80 cm. Odważnie najechał i pięknie skoczył. Widać że uwielbia skakać. Teraz stacjonata 80 cm. Wałaszek rozpędził się i ładnie wyskoczył. Następną przeszkodą był triple barre 70 cm, 80 cm i 90 cm. Kolorek odważnie najechał i wysoko się wybił. Oddał świetny skok. Poklepałam go i pojechałam do kolejnej przeszkody, pijanego oksera 100 cm. Kolorek ze spokojem i odwagą najechał, ale niestety zrzucił ostatnią belkę. No nic. Potem pojechaliśmy do stacjonaty 95 cm. Ładnie najechaliśmy i Kolorek wysoko skoczył. Piękny skok. Ma bardzo dobrą kondycję. Następną przeszkodą była piramida 90 cm i 100 cm. Kolorek trochę za szybko ruszył, ale go przyhamowałam i ładnie wyskoczył. Co prawda dotknął górną belkę przednim kopytem ale i tak skok świetny, ma dobrą technikę. Następnie pogalopowaliśmy do stacjonatę 100 cm. Precyzyjnie najechaliśmy i Kolorek silnie się wybił. Oddał wspaniały skok, a kiedy byliśmy nad przeszkodą myślałam, że lecimy:) Ok, pogłaskałam go i postanowiłam kończyć już. Jeszcze przeskoczyliśmy okser 80 cm, stacjonatę 90 cm, double barre 90 cm i 100 cm, pijany okser 90 cm i okser 100 cm. Ze wszystkimi poradził sobie bardzo dobrze.
Na koniec rozgalopowałam, rozkłusowałam i rozstępowałam. Poklepałam i zeszłam. Pochodziliśmy jeszcze po hali. Wyszliśmy i poszliśmy prze stajnie. Tam go przywiązałam, wyczyściłam i zaprowadziłam do swojego boksu. Kiedy skończyłam poszłam poszukać Joanne. Była w biurze. Powiedziałam że już skończyłam i zdałam relacje z treningu, a ona wręczyła mi wynagrodzenie:) ja wsiadłam w samochód i pojechałam do domu. Dzisiejszy trening wyszedł znakomicie, ale to tylko dla tego, że Kolorek to taki fajny koń.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:55, 21 Paź 2010 Temat postu: Trening na lonży |
|
|
Data: 25.04.2009
Trener: Joanne
Opis:
Postanowiłam popracować dziś z Kolorowym na lonży. Czystego już wałaszka wyprowadziłam na round pen. Tam założyłam mu pas do lonżowania, do niego dopięłam wypinacze, które zostały mi jeszcze z dawnych czasów kiedy to pracowałam z jednym z szkółkowych koni - tzw Miśkiem. Wałaszek był już w ogłowiu, więc odpięłam od niego tylko wodze i dopięłam lonżę, następnie puściłam Rudego po kole wokół mnie. Początkowo koń niepokoił się tym, że coś ogranicza mu swobodę ruchu, lecz wypinacze podpięłam dość luźno, by nie męczyć go od samego początku i aby przypadkiem nie zrobić mu krzywdy.
-No Kolorku, to sobie dziś popracujesz - Powiedziałam do konia, który zaczął żuć wędzidło i wyraźnie przyspieszać. Stępował tak z 10 min i zatrzymanie. Podeszłam do niego, podciągnęłam trochę pas, bo robił się dość luźny i podpięłam wypinacze o dziurką mocniej. Następnie odeszłam i pogoniłam konia do kłusa. Początkowo nie za bardzo się Kolorowemu chciało, lecz po kilku cmoknięciach od razu się pprawił - obniżył i ładnie ustawił głowę, zaokrąglił grzbiet i zaczął bardzo ładnie podstawiać zad. Cały czas nie pozwalałam mu zwalniać, koń musiał iść szybki tempem i utrzymywać przejżystość kłusa. Mimo iż to lonża, więc pewien rodzaj odpozynku to popracować dziś trzeba będzie.
-Dobry Kolorek...prrr - Powiedziałam do konia który zaczął doskonale podstawiać zad, wyciągać nogi i ładnie chodzić w skręcie. Jego chód stał się bardzo przejżysty i elegancki. Grzbiet był zaokrąglony, a głowa w idealnym ustawieniu. Sam koń dość mocno przeżuwał wędzidło aż w końcu złapał kontakt. Zatrzymałam rudego i przepięłam lonżę. Jedno koło stępem i kłus w drugą stronę. Tu Kol od razu ruszył ładnym, podstawionym i przejżystym chodem. Jego ruchy były bardzo przepuszczalne, a ustawienie ciała i praca poszczególnych mięśni wręcz idealna. Po 5 min kłusa zatrzymanie i skrócenie wypinaczy, tak by koń chodził w zganaszowaniu. Wróciłam na środek i kłus. Kolor początkowo nie za bardzo łapał o co biega, lecz po kilku minutach złapał kontakt i zaczął ładnie pracować obiema częściami ciała - przednią i tylną. Kolejne 5 min kłusa i galop. Na jedno cmoknięcie kasztan ruszył. W tym chodzi widać było, jak bardzo pracuje zadem i jak powoli zmacniają i rozciągają się jego mięśnie szyi. Zauważyłam też, że praca na wypinaczach pomaga mu się trochę rozluźnić w tej części ciała. Po 5 min galopu w jedną stronę zatrzymałam konia i przepięłam lonżę. No to kłus i galop. W tą stronę Kolorek galopował o wiele gorzej, jego krok był mało przepuszczalny i przejżysty. Zad pracował o wiele słabiej, a szyja traciła swoją elastyczność. Zaczęłam lekko cmokać w zamierzony rytm galopu. Kol od razu przyspieszył, zaczął pracować zadem, wyciągać nogi i rozluźniać szyję. Przestał też napierać na wędzidło. Teraz jego chód stał się bardzo elastycny i ładnie wyglądał w wygięciu, był też przepuszczalny i przejżysty. Ostatnio zaczęliśmy wyrabiać z koniem mięśnie szyi.
-Dobry Kolorek. Do kłusa - Powiedziałam i przesunęłam się w stronę jego łopatki.
Koń zwolnił za co został pochwalony.Pokłusował sobie to w jedną, to w drugą stronę, a następnie stęp. Zatrzymałam go na chwilę i odpięłam wypinacze. Następnie puściłam konia z całkowicie prostą szyją stępem bez pasa, bez wypinaczy, na samym ogłowiu. Rozstępowałam go przez 10 min na obie strony. Następnie go zatzymałam, zdjęłam mu ogłowie, a na głowę założyłam kantarek sznurkowy.
Gdy już koń miał założony kantar, zaczełam masować mu grzbiet, szyję i zad, czyli te części, które dziś najbardziej pracowały. Koń stał całkowicie rozluźniony, gdy ja cały czas rozmasowywałąm mu lekko usztywnione mięśnie. Gdy skończyłam koń drzemał.
-Kolorek.. - Powiedziałam cicho, ale to wystarczyło by koń zastrzygł uszami i spojrzał na mnie wesoło. Szybko go wytarłam, wyczyściłam co się dało, żałożyłam derkę i wszystko ułożyłam w środku lonżownika.
- Choć, zaprowadzę cię na padok - Rzekłam wyprowadzając rudego z round pena. Gdy szliśmy tak w stronę zielonego pastwiska, puściłam konia, a ten szedł cały czas przy mnie. Przed wypuszczeniem Kolorka na dużą przestrzeń zdjęłam mu kantarek i dopiero wtedy otworzyłam bramkę, którą po chwili zamknęłam, gdy koń wszedł na pastwisko.
Gdy Kol poszedł się paść ja wzięłam i odniosłam rzeczy do siodlarni, a potem ruszyłam do biura, by znów załatwiać sprawy papierkowe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:55, 21 Paź 2010 Temat postu: Skoki do 110 cm by Fressa |
|
|
Jeździec/Trener: fressa
Data: 16 Maj 2009
Opis
Przyjechałam dziś do Kolorka.Weszłam do stajni ,w której byłam po raz pierwszy i znalazłam boks Kolorowego.Pogłaskałam go i dałam smaczka.Był trochę nieufny ,ale po chwili głaskania i mojego ględzenia zrobił się bardziej przyjacielski.Zostawiłam go na chwilę i poszłam po jego sprzęt.Wzięłam ogłowie ,siodło wszechstronne (innego nie było ),ochraniacze skokowe,popręg,szczotki i swój czaprak ,bo w stajni Joanne był tylko potnik ujeżdżeniowy.Postanowiłam wyczyścić Kolotka w boksie.Był czysty ,ale wyczyściłam go jeszcze miękką szczotką.W kopytach miał trochę siana i tzw. 'kupy'.Jak skończyłam stanęłam stanęłam przed Kolorkiem i przypomniałam sobie,że zapomniałam wyczyścić ogona,grzywy i grzywki .Wzięłam więc odpowiednią szczotkę i wyczesałam ostrożnie grzywkę ,grzywe i ogon Odłożyłam szczotkę założyłam ochraniaczki wałaszkowi.Stał grzecznie .Potem założyłam ogłowie .Kolorowy z łatwością wziął wędzidło.Dałam mu buziaka i pochwaliłam. Zapięłam wszystkie paski i wrzuciłam mu na grzbiet siodło (pod którym oczywiście był czaprak xd) .Popręg dopięłam wcześniej więc od razu go zapięłam.Najpierw luźno ,a na ujeżdżalni dopnę mocniej.Zabezpieczyłam konika i poszłam po swój sprzęt.Zapięłam kask ,ubrałam rękawiczki .Poszłam na ujeżdżalnię i ustawiłam przeszkody (krzyżak 20 i 50cm,3 drągi i stacjonaty 30,60,90 i 110 cm.)Zostawiłam otwartą bramkę i poszłam po wałaszka.Wyciągnęłam go z boksu i poszliśmy w stronę maneżu.Weszliśmy i zamknęliśmy za sobą bramkę.Podreptaliśmy na środek i dopięłam konikowi popręg.Wsiadłam i zrobiłam strzemiona w stępie.Stęp był taki jak powinien być [czytaj :energiczny].Pochwaliłam go i zrobiłam po wolcie w każdym narożniku.W narożnikach był trochę sztywny ,ale zaraz się rozluźnił.Poklepałam go i zmieniłam kierunek .Bawiłam się z nim w stępie w żucie wędzidła z ręki.Koń był bardzooo fajnie ustawiony na pomoce .Spróbowałam cofnąć, wałaszek od razu zrozumiał moje pomoce.Pochwaliłam go.Zrobiłam woltę i jak znalazła się na ścianie zakłusowałam kilka kroczków .Kolorowy szedł równie energicznie jak w stępie,ale chciałam żeby szedł jak na razie wolniej.Poprawiłam ...udało się teraz Kolo szedł zebranym kłusem.Poględziłam mu jaki on to nie jest słodki i zmieniłam kierunek.Zakłusowałam na wolcie i najechałam na drążki.Nie stuknął nawet drążka .Zrobiłam jeszcze jedną woltę i najechałam na najmniejszego krzyżaka.Przeszedł przez niego No cóż co się będzie wysilał jak przeszkoda ma 20 cm ? Przeszłam do stępa i najechałam na krzyżaka (20 cm) ze stępa.Przeszedł wysoko podnosząc wszystkie kończyny.Plac był na tyle duży ,że obecność 6 przeszkód i drągów była prawie niezauważalna.Dałam chłopakowi postępować i dałam mu trochę luźniejsze wodze,ale na tyle 'ciasne' ,że nadal miałam z nim kontakt .Wolta w stępie i zmiana kierunku.Widać,że osoba jeżdżąca na tym koniu przywiązała dużą uwagę na stęp konika ,a nie olewała tego według mnie najważniejszego chodu. Zakłusowałam znowu ,ale teraz wolnym kłusem ,ja jechałam oczywiście kłusem ćwiczebnym.Wolta i po wolcie szybszy kłus .Z takiego kłusa najechałam na krzyżaka 20 cm ,a potem od razu na stacjonatkę 30 cm .I krzyżaka i stacjonatkę przeskoczył .Jechałam w półsiadzie i najechałam na drążki kłusem .Było puknięcie ,ale z mojej winy krzywego najechania.Poprawiłam i było okej.Stęp i krzyżak (20 cm ).Cofnęliśmy się jeszcze kilka razy i zakłusowałam kłusem ćwiczebnym .Zagalopowanie na wolcie.Galop był energiczny i zdecydowany najechałam na stacjonatę 30 cm ,a potem na krzyżaka 50 cm.Było fajnie ,ale przed krzyżakiem za bardzo dodał tępa co mnie zdziwiło ,bo i tak galpował szybko.Przeszłam do kłus ,poklepałam i dla równowagi najechałam na drążki.Zmiana kierunku w kłusie ćwiczebnym i zagalpowanie teraz zrobiłam woltę i najechałam na krzyżaka piędziesiątkę.Na szczęście się nie rozpędził ,więc zmieniłam kierunek na poprzedni i najechałam na krzyżaka (50 cm ) .Przeskoczył ładnie i płynnie ,nie rozpędził się .Kłus i najmniejszy krzyżak .Przeszłam do stępa i zmieniłam kierunek.Wałaszek zakłusował jak znaleźliśmy się na ścianie ,ale za pomocą wstrzymującego dosiadu zatrzymałam malca.
-Tak nie robimy kwiatuszku -powiedziałam do koniczka.
Zrobiłam slalom w stępie i najechałam na krzyżaczka (20 cm ) ,który zmuszałam Kolorowego do wysokiego unoszenia nóg.Zakłusowała i zagalpowałam .
-Teraz zrobimy sobie mini parkur-powiedziałam do wałaszka.
Najechałam galopem na stacjonatki 30,60 i 90 cm.Było bardzo fajnie,widać ,że konik ma talent.Pochwaliłam i przeszłam do kłusa,z którego najechałam na drągale i przeszłam do stępa.Pochwaliłam go i dałam dłuższą wodze na stępa.Wyciągnął głowę ,a ja za pomocą dosiadu i łydek zmieniłam kierunek.Koń od razu zrozumiał moje pomoce.Niektórzy ludzie powinni się od niego uczyć.2 kółka stępa i wolta.Zebrałam wodze tak żeby Kolorek nie zauważył zbytniej różnicy ( dałam mu łydkę żeby zwrócił na mnie uwagę i podniósł głowę) ,udało się więc zakłusowałam i najechałam na krzyżaka 50 cm.Rozpędził się trochę,ale pozwoliłam mu na to .W końcu wyższe przeszkody łatwiej skakać szybszym chodem.Wjechałam na ścianę i zagalpowałam .Galopowałam 3 kółka wolniejszym galopem w pełnym siadzie.Cmoknęła i wałaszek przyśpieszył,poklepałam go i najechałam na stacjonatkę 60 cm i 90 cm .Było fajnie choć stuknął dziewiędziesiątkę .Skoczyłam jeszcze najmniejszego krzyżaczka i zrobiłam kółko kłusem ćwiczebnym.Przeszła do stępa i pochwaliłam malca.Zmiana kierunku ,slalom i żucie wędzidła z ręki. Dałam mu delikatną łydkę i wypchnęłam krzyżem w narożniku.Miał zagalopować,ale przyspieszyła bardzo kłusa.
-Nie o to mi chodziło -powiedziałam i przeszłam do stępa.
Spróbowałam od nowa ,ale teraz bardzie przytrzymałam wałaszka na pysku.Udało się osiągneliśmy bardzo fajne tempo galopu.Najechałam na 90 cm i na gwoździ programu [czytaj:stacjonatę 110 cm ] .Fajnie się wybił i baskilował.Przeskoczyłam i przeszła do kłusa klepiąc wałaszka .Drążki i stacjonatką 30 cm z kłusa.Przeszłam po tym do stępa ,gdyż zrzuciliśmy stacjonatkę.Nie było sensu jej poprawiać,gdyż spadł tylko jeden drąg ,a nie miałam zamiaru jej więcej skakać.Pochwaliłam konika i dałam smaczka (z siodła oczywiście).Popuściłam popręg o 2 dziurki i stępowałam wałaszka na luźniej wodzy .Teraz szedł wolniej niz na początku ,widocznie się zmęczył.Głaskałam go i ględziłam jaki on to kochany jest.Zeszłam z niego ,podwinęłam strzemiona i całkiem popuściłam popręg.Otworzyłam bramę i wyszłam z malcem.Weszłam do stajni i szybko zrzuciłam sprzęt z Kolorka .Założyłam mu kantar i wyszczotkowałam go tam gdzie się spocił i gdzie leżało siodło .Postanowiłam mu schłodzić nogi ,a potem wypuścić na padok.Wyszłam z nim z boksu i wychodząc oczywiście dałam mu smaczora ( a co !? xd ) .Stanęłam z nim koło myjki i pokazałam węza.Nie bał się go.Włączyłam wodę i schłodziłam mu nogi najpierw z lewej ,a potem z prawej strony.Jak skończyłam dałam mu następnego smaczka i poszłam w stronę padoku.Otworzyłam bramkę i wypuściłam na padok.Słodko pokłusował w stronę najlepszej trawki.Poszłam na maneż i posprzątałam przeszkody.Poszłam do stajni odniosłam sprzęt do siodlarni.Swój sprzęt zaniosłam do auta i wróciłam się umyć wędzidło,odniosłam jeszcze ogłowie i pojechałam do domu.Nigdy nie zapomnę tak wspaniałego konia jakim jest Kolo :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:56, 21 Paź 2010 Temat postu: Ujeżdżenie - klasa L i elementy P-tki by Kutasicek |
|
|
Data: 22 Maj 2009
Opis:
W końcu ktoś odpowiedział na moją ofertę. Rano obudziłam się gdzieś tak koło 8:00.Poprzeciągałam się chwilę, wzięłam szybki prysznic. Na dworze było ciepło, słonko grzało. Przywdziałam tylko jakieś bryczesy, stare sztylpy, sztyblety. Jakaś koszulka, obowiązkowo klubowa czapeczka, ostrogi w łapę i goł do auta. Na mapie szukałam dojazdu. Wreszcie dojechałam.
Moim oczom ukazała się przyjemna, mała stadninka. Od razu powitała mnie Joanne. Pokazała mi stajnię, palcem wskazała siodlarnie, aż w końcu konia. Zobaczyłam średniego wzrostu kasztana. Kolorowy nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Poszłam do siodlarni. Wzięłam siodło. Puślisk nie było… Naszukałam się ich i znalazłam jakieś. Strzemion też szukałam. Wzięłam ogłowie. Ze sprzętu wspólnego wygrzebałam białe owijki. Koszyk ze szczotkami i do konia.
Kolorowy oczywiście na początku look na mnie. Pogłaskałam go po szyi na co stulił uszy. Założyłam mu kantar i wyciągnęłam go na zewnątrz. Oczywiście bunt nieprzeciętny. Bo jak można konia wyciągnąć z boksu?! No kto mi powie jak?! Wbrew jego woli uwiązałam go na dworze. Wzięłam zgrzebło i zamaszyście pościerałam zaklejki. O tyle lepiej, że nie jest taki wredny jak mój Esej i nie kuli się od razu. Protestował tylko gdy czyściłam mu brzuch. Potem twarda szczotka i leciem z kurzem. Łatwo poszło. Na koniec wymasowałam mu grzbiet miękką szczotką. Zabawa zaczęła się gdy zobaczył mokrą gąbkę. Przemyłam mu na chama oczy i chrapy. Potem kopytki. I tutaj też foch. Przy tylnych chciał kopać. Dostał w łopatkę i uspokoił się. Potem siodłanie. Wędzidło przyjął posłusznie. Z siodłem też nie było problemu. Grzecznie stał gdy zapinałam mu popręg. Potem szybko owijki. Gdy miałam w końcu wypicowanego konia poszłam z nim na czworobok.
Zapięłam sobie szybko ostrogi. Wydłużyłam strzemiona i dociągnęłam popręg. Wsiadłam z ziemi. Bardzo ładnie stoi przy wsiadaniu. Pozbierałam wodze, usiadłam głęboko w siodle i chwilę stałam. Opuściłam ręce na kolana co spowodowało obniżenie wędzidła i to, że Kolorowy zgubił kontakt. Zaczął przeżuwać wędzidło i opuścił łeb. Smyrnęłam go ostrogą w bok. Zdecydowanie ruszył do przodu. Najpierw wjechałam na długą ścianę. Zaczęliśmy się zbierać. Szło nam to całkiem dobrze. Zadziałałam na niego wewnętrzną wodzą opuszczając w dół, a zewnętrzną do góry. Dodatkowo działałam wewnętrzną łydką aby podstawił zad. Wzięłam go także na małe kółeczko. Bardzo ładnie zaokrąglił szyję i zaczął pracować dupką. Zatrzymałam go i dałam sygnał do cofania. Musiałam wyraźnie zadziałać wodzą bo nie wiedział o co chodzi. Cofnął w końcu o te 4 kroczki i ruszyliśmy porządnie do przodu. Przejechałam 3 koła energicznego stępa kręcąc ósemki, kółka, serpentyny i takie tam duperele. Te pierdołki pomogły mu oprzeć się na wędzidle i ładnie pracować. Nie ciągnął nogami po ziemi co było dobrym znakiem. W końcu przeszłam do żucia z ręki. Zamknęłam go w łydkach wciąż utrzymując szybkie tempo i otworzyłam ręce. Momentalnie opuścił łeb w dół i na końcu zaczął przeżuwać wędzidło. Poklepałam go po szyi i powtórzyłam to samo. Wyszło nam całkiem dobrze. Po chwili stwierdziłam, że koń jest wystarczająco rozgrzany i zakłusowałam. Kolorowy ruszył bardzo anemicznie. Dałam mu łydeczkę i narzuciłam szybkie tempo. Jak będzie czas na siadanie w siodło to wtedy mu na pewno powiem. Jechałam na dość mocnym kontakcie. Musiałam co chwilę opuszczać ręce w dół bo zaczynał zadzierać łeb. Następnie przeszłam do obiecanego programu: PROGRAM
Zaczęliśmy bez wjazdu. Zatrzymałam się na środku i w prawo na literę C ruszyłam stępem. Potem po prostej do punktu M. Dałam mu łydkę do kłusa i przytrzymałam na wodzy. Spokojnie anglezowałam, aż do litery B. Potem zjechałam na koło. Przy punkcie E usiadłam w siodło i nabrałam wodzy. Przed dojechaniem do punktu B cofnęłam zewnętrzną łydkę i ciężar ciała przesunęłam na wewnętrzną stronę. Dałam mu sygnał do galopu. Jechałam spokojnym tempem, na ładnie pozbieranym koniu od punktu B aż do H. W połowie drogi od litery H do C zwolniłam do kłusa anglezowanego. Sama się zdziwiłam jak Kolorowy płynnie przeszedł ! Do punktu M jechałam zwykłym kłusem anglezowanym, tak jak było w programie. Poprzez MXK zmieniłam kierunek w tym samym dosiadzie. Gdy dojechałam do A zrobiłam 20 m koło w półsiadzie poprzez X. Potem usiadłam w siodło. Do punktu B jechałam ćwiczebnym a potem zrobiłam pół koła do litery E. Przed E zagalopowałam z lewej nogi. Tym razem nie przeniosłam ciężaru a i tak poszedł na dobrą nogę. Szedł równo do punktu M a potem pomiędzy M a C przeszłam do kłusa anglezowanego. W C znów usiadłam w siodło. Potem do E. W E ściągnęłam wodze i zatrzymałam go. Oczywiście nie wyszło nam to idealnie, bo nie dość, że stanął grzywo to jeszcze drobił. Uspokoiłam go od razu ostrogą. Stałam przez 5 sekund a potem stępem do K. W K zakłusowałam, przy A zjechałam do środka żeby w X się zatrzymać. Poklepałam Kolorowego i zjechałam na ścianę. Całkiem fajnie poszło. Po skończonym programie stwierdziłam, że zajmę się trochę ćwiczeniami z wyższej klasy. Tą ma już opanowaną do perfekcji.
Ruszyłam kłusem. Usiadłam miękko w siodło i zaczęłam robić serpentyny. Wyszła nam idealna. Zrobiliśmy ją o 4 łukach. Powtórzyłam to parę razy. Potem zagalopowałam na środku długiej ściany. Ruszył spokojnym, luźnym tempem do przodu. Ściągnęłam go na małą woltę a potem gdy wjechałam na nią po raz drugi, na środku wypchnęłam go aby pojechał prosto przez środek czworoboku. Zrobiłam zatrzymanie z galopu które nam też słabo wyszło. Potem cofnęłam o kilka kroków i łydka. Ruszyliśmy kłusem z miejsca. Zmieniłam kierunek i ponownie zagalopowałam. Przejechałam serpentynę w galopie. Kolorowy nie chętnie zmieniał nogi. Nie bardzo jeszcze wiedział o co chodzi. Potem do kłusa. Na długiej ścianie zrobiłam żucie z ręki. W pozycji w której miał opuszczony łeb przejechałam koło a potem ponownie go pozbierałam. Zrobiłam zatrzymanie z kłusa i ponownie cofnęłam się o kilka kroków. Potem zwrot na zadzie. To ćwiczenie akurat było proste więc wykonał je perfekcyjnie. Potem przećwiczyłam ustępowanie od łydki w stępie, a następnie w kłusie. I dałam mu spokój. Kolorowy spocił się jednak czułam, że jest straszliwie nie wybiegany. Wyjechałam z czworoboku i pojechałam na maneż. Przegalopowałam kilka kółek szybkiego galopu w jedną i w drugą stronę. Kasztanowaty radośnie parskał. Był zadowolony. Pochwaliłam go i rozstępowałam. Potem do boksu. Dałam mu kilka cukierków i poszłam zanieść sprzęt.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:57, 21 Paź 2010 Temat postu: Skoki kl.P |
|
|
Data: 30.05.09 r.
Trener: Joanne
Opis:
Wzięłam dziś na trening Kolorowego. Wałaszek powinien trochę poskakać, bo ostatnio cały czas wałkowaliśmy ujeżdżenie. Szybko wytargałam z siodlarni jego sprzęt i ruszyłam po konia. Kasztan akurat tarzał się na pastwisku. Zacmokałam, na co koń podbiegł.
-Hej misiu. Dziś sobie poskaczemy - Uśmiechnęłam się głaszcząc konia a następnie zakładając mu na szyję uwiąz. Wyprowadziłam konia i ruszamy na plac, gdzie konia uwiązałam i zabrałam się za czyszczenie. Trochę się narobiłam, ale było warto, bo po 20 minutach wałaszek lśnił jak marzenie. Wspaniałym widokiem jest koń, bez niczego stojący i patrzący na ciebie jasnym, radosnym spojrzeniem i jeszcze ta sierść...zachwycić się nie mogłam, lecz w końcu sięgnęłam po ogłowie. Założyłam je rudemu, następnie siodło i ochraniacze. Gdy koń wykazał gotowość złapałam za wodze i heja na maneż.
Na miejscu oczywiście podciąganie popręgu, regulacja strzemion i inne takie, aż w końcu wsiadłam i ruszyliśmy sobie luźnym stępem między przeszkodami. Chciałam dziś sprawdzić jak Wiatrowy poradzi sobie z parkurem kl.P. Po 5 min stępa zaczęłam powoli nabierać wodze i robić z koniem jakieś wolty, zatrzymania, cofania, zwroty na przodzie i zadzie aż w końcu zakłusowanie. Kolora dziś rozpierała energia, był naprawdę do przodu. Zrobiliśmy jedno okrążenie na luzie i później coraz większy kontakt, wolty, praca nad giętkością i przejazdy przez drągi. Gdy drągi były przejechane po kilka razy, nakierowałam Rudego na cavaletti przeplatane drągami. Koń przeszedł je zgrabnie, nie pukając ani jednego i podnosząc znakomicie nogi. Gdy my przejeżdżaliśmy kolejnych kilka razy przez cavaletti z drągami Oliwka zebrała poprzedni układ drążków i ustawiła je na kłódki przeszkód, którym ich brakowało. W ten sposób uzupełniła nam cały parkur. Gdy popracowaliśmy z wałaszkiem na drągach pora poskakać przez jakieś kopertki. No to najeżdżamy na taką jedną mającą 45 cm w przecięciu się drągów. Kolorek przeskoczył ją z łatwością, widać było, że chce więcej. Poskakaliśmy jeszcze przez kopertkę i na ścianę. W najbliższym narożniku galop. Przyznam, że wałach był dziś naprawdę mocno do przodu. Zrobiliśmy 2 okrążenia galopem na luzie, potem wzięłam rumaka na kontakt i nakierowanie na kopertkę. Wiatr oddał ładny skok, z dużym zapasem. Najechaliśmy na krzyżaczka jeszcze dwa razy i zmiana kierunku. Gdy to wykonaliśmy ponownie najeżdżamy 3 razy na krzyżaczka. Każdy skok oddany przez Rudego był świetny, ale czemu się dziwić - w końcu to małopolak urodzony do skoków.
Tak więc gdy rozgrzaliśmy się na kopercie pora była skoczyć coś wyższego, by nie było historii, że nagle skaczemy 60 cm wyżej. No to nakierowanie na stacjonatkę 70 cm. która poszła jak po maśle. Najazd na drugą nogę i jedziemy na oksera 80 x 80. Kol wybił się mocno, wyciągnął szyję i skoczył z ogromnym zapasem dając mi do zrozumienia, że jest gotów skakać wysookoo aż do nieba xD Więc galopem wjechaliśmy na drugą część maneżu, gdzie miał się rozpocząć trening właściwy - czyli skoki przez przeszkody do 110cm.
Nakierowałam Kolorka na doublebarre 70/80 x 40 cm. Skok był ładny, lecz wykonany nieco niestarannie. Ale dobra, na niskich przeszkodach dziś nie musiał się starać. Skręt w prawo i jedziemy na szereg stacjonata 80 cm i stacjonata 90cm. Pierwszy skok świetny, jedno foule galopu i stacjonata nr 2. Kol wybił się ciupinę za wcześnie, ale ładnie skoczyliśmy nie pukając nawet drąga, więc jazda dalej. Nakierowanie na oksera 100 x 80 cm. Ładny skok, z dobrym wybiciem i wyciągnięciem, lądowanie na poprawną nogę.
-Dobry koń - Poklepałam Rudego i wyrównanie do natarcia na linię - stacjonata 105 cm, piramida 110 cm, doublebarre 100/110 x 50 cm. Pierwsza stacjonata poszła cud-miód i orzeszki w karmelu. Piramida dobrze, Kol oddał znaczący skok, b.wysoki z dużym wyciągnięciem i na pewno sporym zapasem. Lądowanie było płynne, miękkie, a sam skok bez żadnego puknięcia. Pochwaliłam konia i attack na doublebarre. Przed przeszkodą koń nastawił uszu, przyspieszył i skoczył z niezrównaną klasą. Skok był wysoki i szeroki, bez puknięcia, jedynie lądowanie dość chaotyczne. Poklepałam konia i nakierowanie na triplebarre 90/100/110 x 70 cm. Pozwoliłam wałaszkowi przyspieszyć, bo przeszkoda wcale nie wyglądała na łatwą. I była to prawda. Przed samym skokiem koń się zawahał, lecz skoczył, ale niestety zwaliliśmy ostatni drąg. Ostatnie dziś była linia - murek 100 cm i bramka sztokholmska 110 cm oraz szereg - stacjonata 100 cm, okser 110 x 50 cm, stacjonata 90 cm. No to jedziemy na linię. Przed murkiem mocna łydka, bacik i skaczemy. Mimo zawahania Kol z łatwością przefrunął nad przeszkodą i po chwili znów galopowaliśmy na następną, tym razem bramkę sztokholmską. Tutaj już tylko łyda, półsiad i skok. Wysoki na chyba 120cm, nawet szeroki, ale lądowanie twarde. Mimo tego pochwaliłam konia, bo przeskoczył Skręt w lewo i heja na szereg. Pierwszy człon łatwo, jedno foule i okser. Nie sądziłam, że pójdzie nam on tak ładnie, Wiatrowy wybił się z zastraszającą siłą, wyciągnął i naprawdę - oddał znakomity skok. Lądowanie i od razu wybicie na stacjonatkę 90 cm. Poszła gładko, bo tę wysokość rudzielec opanował na błysk. No to do kłusa i zagalopowanie przez tym nieszczęsnym triplem. Tym razem najazd pewny, wybicie tak samo, wyciągnięcie 'na żyrafę' i lądowanie. Byłam zachwycona, Kol nawet nie stuknął drążka i jeszcze tak ślicznie wylądował.
-Świetnie! Brawo Kolorku! - Poklepałam rumaka i najeżdżamy jeszcze raz. Skok był jeszcze lepszy, wybicie świetne, wyciągnięcie i lądowanie miodzio. Wyklepałam Rudaska i do kłusa. W kłusie luźna wodza, swobodne tempo i żadnego większego wysiłku, bo od tych skoków tośmy się nieźle spocili oboje. Rozkłusowałam rumaka w 15 minut, następnie do stępa i póki nie ostygnie i podeschnie. Po 15-20 minutach stępowania zatrzymałam Kolorowego, zsiadłam z niego, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wracamy do stajni. Tam go rozsiodłałam i bez niczego poszliśmy na myjkę(ja przodem, a koń obok mnie) Tam schłodziłam Rudemu nogi, dałam się napić orzeźwiającej wody i wytarłam dokładnie ręcznikiem. Ponieważ chciałam umyć konia z tego potu wypuściłam go na godzinkę, by odpoczął i trochę się popasł.
Gdy czas minął ściągnęłam brudaska z trawki i wyszorowałam z błotka(oczywiście się wytarzał) szamponem, wypłukałam wodą, potem wytarłam, kopytka też zostały dokładnie oczyszczone i obsmarowane smarem. Na koniec założyłam mu derkę siatkową i pospacerowałam, póki nie wysechł. Następnie odstawiłam na pastwisko, gdzie mniej się ubrudzi, tarzając się. Koń spokojnie poszedł na górkę i zaczął sielankowo skubać trawkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:57, 21 Paź 2010 Temat postu: Ujeżdżenie - Dopracowywanie P-tki |
|
|
Data: 17 Czerwca 2009
Trener: Joanne
Opis:
Po treningu z Wiarą przyszła pora na Kolorka. Wałach spokojnie skubał trawkę na pastwisku co chwila otrzepując się od natrętnych much. Zacmokałam, na co Rudy podniósł głowę i wesoło zarżał.
-Cześć misiu - Pogłaskałam konia po głowie i ruszyliśmy na plac, gdzie czekał już na nas cały sprzęt potrzebny nam do dzisiejszego treningu.
Bez chwili czekania sięgnęłam po twardą szczotkę i zaczęłam zdejmować z Kolora warstwę zaschniętego błota. Następnie miękka szczotka, która uwolniła konia z martwego włosia i brudu, następnie wzięłam gąbki, wymyłam wrażliwe miejsca, samego konia przetarłam ścierką a na koniec kopytka, grzywa i ogonek. Po wykonaniu tych zabiegów kasztan wyglądał zupełnie inaczej niż przed. Porządny, elegancki, rosły i zadbany koń, z wyraźnie zaznaczonymi mięśniami i widoczną dobrą formą fizyczną. Gdy przestałam gapić się na czekającego konia szybko sięgnęłam po siodło i założyłam je na grzbiet wałaszka. Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i do ręki wzięłam ogłowie. Zwinnie zostało ono założone na pyszczek konia, jeszcze na koniec owijki i koń gotowy. Załapałam wodze i ruszamy na maneż, gdzie miał się odbyć trening. Na miejscu tradycyjnie podciąganie popręgu, regulacja strzemion, wsiadanie i ruszamy stępem swobodnym.
10 minut stępa na całkowitym luzie i zaczynamy robić wolty, półwolty, zmiany kierunków,zatrzymania, cofania i inne takie. Koń chodził dziś coś niemrawo - najwyraźniej pogoda tak wpłynęła na jego witalność. Na szczęście dzięki temu, że znaleźliśmy sobie zajęcie pan Rudzielec się ożywił i zaczął naprawdę super pracować. No to pora na zakłusowanie. Przed ruszeniem skupiłam na sobie uwagę konia, lekka łydka i jedziemy kłusem roboczym. Dwa luźne okrążenia i zaczęłam stopniowo brać wałacha na kontakt, wykonywać z nim wolty, różne wygięcia, ósemki, slalomy, spirale itp. Rudy szedł dziś ładnie, nie był ani do przodu, ani jakoś specjalnie do tyłu - tak akurat. Ładnie chodził na łydkę, praktycznie wcale nie używałam wodzy. Gdy koń się rozgrzał i rozprężył zebrałam go, zrobiliśmy kilka wąskich wolt i ustępowanie od łydki w prawo. Następnie zmiana kierunku przez ujeżdżalnię i wyjazd na linię środkową, ustępowanie od łydki w lewo i na długiej ścianie serpentyna z 2 łukami. Poklepałam dobrze spisującego się konia i na kolejnej ścianie serpentyna z 4 łukami. Zmiana kierunku przez półwoltę i koło 20 m z dodatkowym żuciem z ręki jadąc kłusem anglezowanym. Przed powrotem na ścianę nabranie wodzy i jedziemy. Poklepałam kasztana, który spisywał się na domiar dobrze - chyba te lonże na wypinaczach i częstsze treningi ujeżdżeniowe mu służą. Na przeciwnej ścianie znowu koło i żucie z ręki, tym razem w kłusie ćwiczebnym. Poklepanie grzecznego konia i po przekątnej dodanie. Poszło nam naprawdę dobrze, koń zachęcony różnorodnością figur całkowicie zaangażował się w trening i można było coś z tego uzyskać. Porobiliśmy na przekątnych dodania i zaczynamy skrócenia. Długie ściany jechaliśmy normalnym kłusem roboczym, zaś na krótkich - skróconym. Kol niechętnie skracał krok, wolałby go wydłużać, ale posłusznie wykonywał polecenia. Poklepałam i chwilka odpoczynku w stępie. Mimo to nie dałam koniu długo odpocząć, ćwiczyliśmy na przemian stęp swobodny i pośredni, dla urozmaicenia były też przejścia stój-kłus-stój-stęp-kłus itd.
-Dobry konik - Poklepałam konia i dałam na 5 minut całkowity luz, bo za chwilę mieliśmy rozpocząć pracę w galopie. Po tym czasie nabrałam wodze, wzięłam Rudego na kontakt i kłus, w narożniku lekka łydka i galop roboczy. Pierwsze dwa koła na luzie, potem lekki kontakt i zaczynamy robić wolty - od takich na 20 m do tych całkowicie wąziutkich. Wiatrowy jak na razie spisywał się dobrze, choć był lekko do przodu(czemu się dziwić - on kocha galop!) Gdy wałach rozgrzał się na obie strony, popracował w kontrgalopie itp przyszła pora na dodania, skrócenia, oraz inne elementy klasy P wykonywane w galopie. Więc przejście do kłusa, zmiana kierunku i w pkt C zagalopowanie na lewą nogę. Koń ładnie szedł od łydki, pracować mogłam z nim tylko dosiadem, wodze zostawiłam w spokoju. Na długiej ścianie dodanie, wykonane dość kiepsko, więc poćwiczyliśmy ten element P-tki. Na długich ścianach dodania, na krótkich skrócenia i tak przez 5 okrążeń na nogę. Gdy ta część wychodziła nam dobrze zaczęliśmy od nowa przejazd części programu. Zagalopowanie w C i na długiej ścianie dodanie, wykonane z klasą, za co wałach został sowicie pochwalony. ok.20 m od ściany skręt i wyjazd na koło o średnicy 15 m. Połowa w galopie roboczym, następnie skrócenie i tak dojeżdżamy do ściany. Zmiana kierunku przez przekątną z przejściem do kłusa roboczego po środku i pochwała. Następnie w C zagalopowanie na prawą nogę, na długiej ścianie(przez ok. 30m) dodanie, następnie wolta 15 m i od połowy koła galop roboczy skrócony.
-O tak, dobry konik. - Pochwaliłam kasztana, który prawidłowo wykonał figurę i zmiana kierunku przez przekątną z przejściem do kłusa w X. Przyszła pora na próbę programu. Zobaczymy, ile osiągnęliśmy w ostatnim miesiącu pracy. Przejście do stępa swobodnego na 10 min, by koń trochę odpoczął. Gdy już czas minął pomyślałam: No to zaczynamy!
Ruszyliśmy z Kolorem kłusem roboczym i w A wyjazd na środek, zatrzymanie, ukłon i ponowne ruszenie uprzednim chodem. W C skręt w prawo, wykonany tylko poprzez dosiad następnie tak samo skręt w prawo w pkt B i w lewo przy pkt E. Na razie koń szedł bardzo ładnie od samej łydki i dosiadu, więc pyszczek zostawiłam w spokoju. W A wyjeżdżamy na środek, następnie od X ustępowanie od łydki w prawo. Kol spisywał się dobrze, ustępowanie wyszło nam świetnie a następne zagalopowanie na lewą nogę było płynne i opanowane. Koń szedł skupiony, reagował na bardzo delikatne pomoce i naprawdę - koń nie do poznania! Między H a V, na długiej ścianie wykonaliśmy dodanie, które było średnie, ale było. Następnie z V koło o średnicy 15 m, z czego połowa wykonana galopem skróconym. Skrócenie wyszło nam perfekcyjnie, byłam naprawdę zadowolona z konia, który mimo iż cały czas chciał pędzić szedł posłusznie w wyznaczonym tempie. Wyjaz na przekątną FXH i zmiana kierunku, w X przejście do kłusa roboczego. Następna przekątna(MXK) wykonana została w kłusie roboczym dodanym, który nam się wyjątkowo udał. W A zatrzymanie, nieruchomość przez 5 sekund i ruszenie stępem pośrednim. Wałach niechętnie chciał iść w tym tempie i chodzie, ale grzecznie trzymał się wydanego polecenia. Następnie przekątna FXH w stępie swobodnym i powrót do poprzedniego tempa. W C lekka łydka i kłus roboczy ćwiczebny, czyli najwygodniejsza część programu W pkt B koło 20 m kłusem anglezowanym oraz żucie z ręki. Przed powrotem na ścianę stopniowe nabranie wodzy i jedziemy dalej. Przy A wyjeżdżamy na linię środkową i od D do S ustępowanie w lewo. W C zagalopowanie na prawą nogę i jedziemy. Między M a P dodanie, które tym razem wyszło nam znakomicie, a w P koło 15 m w połowie wykonane galopem skróconym. Następnie zmiana kierunku przez przekątną, pośrodku przejście do kłusa, na następnej przekątnej dodanie, w A na linię środkową, zatrzymanie w X, nieruchomość, ukłon i stęp swobodny.
-Dobry Kolorek! - Wyklepałam i wychwaliłam konia potem go rozkłusowałam 10 minut, rozstępowałam w 15 min i zatrzymanie.
Zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wracamy do stajni. Tam rozsiodłałam wałacha, wytarłam ręcznikiem, założyłam kantarek i poszliśmy na karuzelę. Uwiązałam konia i nastawiłam na stęp. Poczekałam, póki koń nie ochłonął całkiem, a następnie wstawiłam go do boksu, gdzie kasztan z zadowoleniem zaczął pałaszować sianko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:58, 21 Paź 2010 Temat postu: Sprawozdanie z treningu na przełomie Cze/Lip/Sie 2009 |
|
|
Ćwiczone elementy:
Skoki:
-praca nad giętkością, siłą wybicia itd
-ćwiczenia na szeregach
-praca na przeszkodach terenowych(do 110 cm)
Ujeżdżenie:
-dalej wałkujemy P-tkę
-wstępna nauka lotnej zmiany nogi nad drągiem
-lepsze ustawienie konia na wędzidło i zachęcenie do ruchu z impulsem idącym zawsze od zadu
Cross/Kondycja:
-zapoznanie z nowościami typu ulica, samochody, głębsze strumienie
-poprawienie kondycji
-skoki przez przeszkody terenowe i praca w różnych warunkach
Reszta:
-Zabawy w 7 Gier
-Sporo spacerków, pławienie, luźne tereny wśród przyjaciół
-4 dniowy Rajd po okolicy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:58, 21 Paź 2010 Temat postu: Ujeżdżenie - oduczanie złych nawyków |
|
|
Data: 10 Sierpnia 2009
Trener: Joanne
Opis:
Raźnym krokiem ruszyłam w stronę pastwiska. Pogoda była piękna - słoneczko lekko przygrzewało, wiaterek chłodził, a dookoła mnóstwo zieleni, co bardzo uradowało wszystkie konie. Cała moja gromadka pasła się teraz spokojnie na pastwisku, lecz gdy tylko zbliżyłam się do ogrodzenia wszystkie rumaki obległy ze wszystkich stron. Moim celem był jednak tylko jeden koń - Kolorowy Wiatr. Złapałam kasztana za grzywkę i wyprowadziłam z wybiegu. Rudy oczywiście był cały w kurzu, bo co poradzić, jak jego obowiązkiem jest się wytarzać niezależnie od pogody Ustawiłam wałacha przy słupku i założyłam kantar do którego dopięłam uwiąz. Gdy koń stał przygotowany do czyszczenia sięgnęłam po twardą szczotkę i rozczesałam dokładnie każdą zaklejkę. Następnie w ruch poszła szczotka miękka, która zaciekawiła Kola i nie mogłam go spokojnie odkurzyć, lecz w końcu jakoś wyglądał. No to pora na kopyta. Koń wręcz sam podawał mi nogi i trzymał tak długo, ile ja na to potrzebowałam. Gdy już koń był wstępnie wyczyszczony sięgnęłam po gąbki i umyłam okolice oczu,pyska i chrap jedną, a przeciwną stronę drugą. Po gąbkach przetarłam konia ścierką, rozczesałam (palcami i grzebykiem) grzywę i ogon a na koniec obsmarowałam Rudemu kopyta smarem i gotowe.
Obok słupka położyłam siodło z czaprakiem, owijki i ogłowie z oliwką, na której kasztan chodził. Najpierw założyłam Kolorowemu siodło, potem owijki a na koniec ogłowie. Ku mojemu zdziwieniu wałach dość negatywnie zareagował na uczucie siodła i nie chciał początkowo przyjąć wędzidła.
-Kolek, co się stało?- Spojrzałam zaniepokojona na kasztana. Ten mrugnął tylko swoimi pięknymi, dużymi oczami i trącił pyszczkiem w ramię. No nic, może po prostu ma taki humorek. Złapałam wodze, sama ubrałam toczek, dopięłam założone wcześniej rękawiczki i ruszamy. Dzisiejszy trening miał się odbyć w terenie, a dokładniej - na specjalnie przygotowanej do tego typu treningów polance, gdzie też nieopodal urządzaliśmy sobie ogniska i biwaki. Jednak nie była to byle jaka polanka treningowa - był to trawiasty plac, utrzymywany w czystości i ogrodzony drewnianym płotem w dość luźny, ale skuteczny sposób( szczególnie przy pracy z wywożącym koniem). Trawa była dopiero co skoszona, więc jej zapach unosił się daleko i nawet w stajni czuć było ten aromat. Przed wjazdem do lasu zatrzymałam rumaka, dopięłam mocniej popręg, uregulowałam strzemiona i wsiadłam. Lekka łydeczka i jedziemy. Wiatrowy wyraźnie okazywał niechęć i rozleniwienie człapiąc noga za nogą w tempie zaspanego ślimaka. Zaczęłam więc nakłaniać go do większego ruchu naprzód i obudzenia się. Niestety, dopóki nie użyłam lekko palcata efekty były marne. W końcu dotarliśmy na miejsce po 10 minutach nieudanych prób pobudzenia. Zmartwiło mnie to, jednak postanowiłam kontynuować trening. Występowałam wałacha cały czas mocno oddziałując na niego, aż w końcu szedł w miarę żywym stępem. Ostatnio nie jeździłam na nim ja, tylko moja kuzynka - Ula. Nie byłam zadowolona z faktu, iż ma ona spędzić u mnie całe wakacje, szczególnie, że miałam jej dać któregoś z koni pod opiekę. Kuca nie chciała, więc został tylko Kolorowy. Naprawdę nie wiedziałam, co ona tam z nim robiła, byłam zbyt zajęta. A teraz, gdy pora szykować się do zawodów koń chodzi gorzej od rekreanta.
Dałam Rudemu lekką łydkę do zakłusowania - nic. No to mocniejsza - nadal nic. W końcu dałam najpierw leciutką łydkę, a gdy nie było reakcji mocno docisnęłam boki konia i doprawiłam palcatem za popręgiem. Miałam już dosyć tej jazdy, ale wiedziałam, że jak teraz odpuszczę, to jutro będzie jeszcze gorzej. Człapiącym kłusem zrobiliśmy kilka okrążeń i spróbowałam wziąć konia na kontakt. Ten od razu naparł na wędzidło, zrobił zwrot na zadzie i wywiózł mnie w stronę ogrodzenia. Szarpnęłam lekko za wodze, mocno je skróciłam na co koń odpowiedział ucieknięciem za wędzidło. W końcu po długich męczarniach wzięłam go na kontakt i wyprowadziłam spod ogrodzenia na ślad. Mocna łydka i jedziemy kłusem. Przybrałam teraz bardzo stanowczą postawę i ani na chwilę nie pozwoliłam Rudemu zwolnić, czy też kombinować z kontaktem. Gdy udało nam się zrobić kilka okrążeń przyszła pora na zrobienie kilku wolt. Pierwsza - bardzo ładnie, druga - koślawa, a na trzeciej wystrzelił galopem i skierował się na ogrodzenie.
-Stój gamoniu! - ściągnęłam wodze i działałam pulsacyjnie, usiadłam głęboko w siodle i odchyliłam się do tyłu. W ostatniej chwili wykręciłam wałacha bokiem do ogrodzenia, na co ten zły, że jeździec się stawia zaczął się z klasą cofać. W końcu wpadł zadem na ogrodzenie co wykorzystałam, by posłać go naprzód. I znowu wyprucie galopem, a na ściągnięcie wodzy i dosiad wstrzymujący koń odpowiedział brykandem i otwartym pyskiem. W końcu stwierdziłam że dość i mocno szarpnęłam Rudego za pysk.
-Dosyć! Nie wolno tak! - Zaczęłam karcić go dość ostro na co koń struchlał i stanął na nogach jak z waty. Zsiadłam, wzięłam palcat w górę i pokazałam go wałachowi. - Jeszcze raz coś takiego zrobisz, a oberwiesz - Powiedziałam i uderzyłam w ziemię tuż obok zadniej nogi konia. Ten odskoczył, co było oczekiwaną przeze mnie reakcją. Odstawiłam bata na ziemię i szarpnęłam lekko za wodze konia, który już zapomniał o dobrym zachowaniu. W końcu przestałam konia karcić i zaczęłam do niego mówić. Zadziałało to bardzo uspokajająco na rozszumionego konia i na mnie. W międzyczasie Oliwka przyniosła skośnik, który zapięłam na pysku Wiatrowego.
-Teraz będziesz chodzić ładnie? - Pogładziłam kasztana po czole i wsiadłam. Lekka łydka do stępa a następnie do kłusa. Teraz koń chodził zdumiewająco grzecznie. Jakby nic się nie wydarzyło. Stojąc z koniem i czekając na skośnik zrozumiałam, że moje zachowanie było bardzo złe i wyrządziłam kasztanowi krzywdę. Zastosowałam bardzo mocne kary, jak dla tak delikatnego konia, ale nie miałam wyboru. Jego zachowanie przekraczało wszelkie granice. Teraz przyszła pora na system nagród. Gdy Kol zrobił kilka okrążeń z woltami na obie nogi ładnie robiliśmy przejście do stój i Rudy dostawał marchewkę. W końcu wszystko było prawie tak jak dawniej. Lecz zdarzało się, że Kol wywoził mnie, albo kombinował z kontaktem, jednak po pół godzinnej jeździe w kłusie, z przejściami itd szedł ustawiony na pomoce, miał ze mną delikatny kontakt przez wodze i zapomniał o złym nawyku wywożenia. Gdy już nas obojga pochłonęła praca udało się nawet wykonać ciągi, dodania i skrócenia, za co konia sowicie pochwaliłam. Przyszła pora na galop. Podjeżdżamy do narożnika, półparada i zagalopowanie. Tu reakcja konia mi się nie spodobała, ale w sumie i ja nie przypuszczałam, że Kolorek będzie jeszcze wywoził. No to na nowo jedziemy w stronę narożnika i udane tym razem zagalopowanie.
-Tak! Dobry Kolorek! Świetnie! - Poklepałam kasztana i dałam luźną wodzę w nagrodę. Przez pierwsze dwa okrążenia miałam wrażenie, że jest on trochę spięty. Na szczęście potem było już tylko lepiej. Konio ze spokojem przyjmował każdy rodzaj kontaktu, ładnie chodził na łydki i nawet wykonywał elementy klasy P. Byłam dumna z tego, że Rudzik tak szybko się opamiętał i jednak porobiliśmy kilka ćwiczeń. Zmieniliśmy kierunek i ponownie zagalopowanie. Gdy Rudy szedł ładnie i na tą stronę przyszła pora na przejścia. Przy pierwszych podejściach były one dość chaotyczne, jednak po 10 powtórzeniach stały się płynne i całkowicie zrównoważone. Pochwaliłam Wiatrowego i pierwsze podejście do lotnej zmiany nogi. Powiem tak - udało się zmienić nogę, ale był to jeden wielki poplątaniec. Więc skupiliśmy się na tym elemencie, który był jeszcze świeżutki, ale czułam, że Kol potrafi go wykonać. W końcu po kolejnych 5 podejściach wykonaliśmy bardzo ładną lotną zmianę nogi.
-Świetnie! Dobry konik! - Pochwaliłam wałaszka i próbujemy zmienić teraz nogę z powrotem. I co? Udało się! Byłam przeszczęśliwa. Gdy tylko zobaczyłam Kolorka w Stajni Centralnej czułam, że da mi on wiele radości. Przeszliśmy do kłusa i już na spokojnie 15 minut dla ochłonięcia, następnie zatrzymanie, danie cukierka i cofanie. Rudosław chodził ładnie, widać było, że tą sztukę opanował już dawno temu. No to zwrot na przodzie, a następnie na zadzie. Były one nieco kanciaste, ale postawiłam dać już przyjacielowi spokój i ruszyliśmy spokojnym stępem swobodnym do stajni. Gdy dotarliśmy okazało się, że minęło zaledwie 5 minut i trzeba będzie dokończyć rozstępowanie na maneżu. No to wjechaliśmy i jadąc wzdłuż ściany poluźniłam wałachowi popręg o dziurkę, co robiłam zawsze, bez względu gdzie byłam - był to pewien rodzaj nagrody i okazania zrozumienia, że popręg nie jest fajny i poluźnienie go jest ulgą. Występowałam Kola przez 15 minut, następnie zatrzymałam, zsiadłam i wykonałam wszystkie codzienne czynności czyli poluźnienie popręgu, podpięcie strzemion, rozpięcie skośnika i nachrapnika a następnie powrót do boksu. Na miejscu rozsiodłałam pana humorzastego puszczającego gromy z oczu na widok Ulki i na kantarku poprowadziłam w stronę karuzeli. Przed nią wytarłam rumaka ręcznikiem, zdjęłam mu kantar i za grzywkę wprowadziłam na pastwisko, które znajdowało się obok, było jednak puste. Wypuściłam konia tam ze względu na dużą ilość drzew i cienia, którego nie miał przez większość treningu. Sama odniosłam sprzęt i zabrałam się za pucowanie stajni i szykowanie kolejnych przyrządów do treningu, który chciałam odbyć za 2 godzinki. Później z kasety na której znajdowały się videoclipy z jazd Ulki dowiedziałam się, że to ona go nauczyła tego wszystkiego i postawiłam, że już nigdy jej tego konia nie dam. Od tego dnia Ula wsiadała na lonże ze mną prowadzone na jakże wiernym Puniaczku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:59, 21 Paź 2010 Temat postu: Lekka przejażdżka na oklep w terenie i kąpiel |
|
|
Data: 10 Sierpnia 2009
Trener: Joanne
Opis:
Dziś na dobry początek dnia postanowiłam wziąć sobie na krótką przejażdżkę na oklep w terenie. Do tego zadania wybrałam *Kolorowego, który pokazał mi już wiele razy, że najbardziej zasługuje na miano oklepowego terenowca i konia do przyjemnego spędzania czasu. Gdy szłam z szczotkami i ogłowiem kasztan akurat podskubywał i trącał chrapami zabawkę, zabijając w ten sposób nudę. Położyłam rzeczy pod boksem i wyprowadziłam kasztana na korytarz. Wałaszek był w miarę czysty, więc tylko niektóre zaklejki, kurz, brud i martwe włosie zmiotłam z jego cielska, gąbką przetarłam wrażliwsze miejsca, a samego konia dokładnie wytarłam szmatką. Na koniec dokładne oczyszczenie kopyt, posmarowanie ich no i uporządkowanie grzywy i ogona. Gdy już to było gotowe wzięłam ogłowie i założyłam je Rudemu na głowę. No to jeszcze tylko jakieś ochraniacze na nogi i ruszamy! Zatrzymałam konia przy schodkach, wsiadłam i ruszamy w teren.
Spokojnym stępem wędrowaliśmy po szerokiej drodze ciesząc się z uroków lata, gdy nagle koń stanął i z postawionymi uszami wpatrywał się w krzaki. Zebrałam mocniej wodze i byłam gotowa na każdą ewentualność. Nagle coś zaszeleściło i z krzaków wyleciał kruk, który z krzykiem odfrunął hen daleko i już go nie było. Dałam więc Kolorkowi łydkę i jedziemy stępem. Dotarliśmy do rozdroża i skręciliśmy w prawo. Minęło już sporo czasu i warunki zezwalały na kłus.
-No Kolorku, jedziemy - Powiedziałam i dałam lekką łydkę, na którą kasztan ruszył niebiańsko miękkim kłusem. Jechaliśmy sobie spokojnie polną drogą, tereny się zmieniały, raz były to suche drogi, raz pola, jeszcze innym razem wilgotne i mocno zakrzaczone dróżki. Gdy wyjechaliśmy na dużą polanę byłam cała w pajęczynach,igłach, liściach, a koń miał nogi po stawy skokowe w błocie. Nie obyło się bez bliższych starć z gałęziami i bez skoków przez nieoczekiwane konary drzew, które wzięły się nie wiadomo skąd. Na szczęście ten odcinek trasy był już za nami, a po lesie niósł się szum morza. Razem z koniem zagalopowaliśmy i jedziemy po dość nierównym i piaszczystym terenie, który po 10 minutach zaczął się zmieniać w kłębowisko konarów, więc gdy już galop był zbyt nie bezpieczny przejście do stępa. Tu już było czuć zapach morza, a szum był bardzo donośny. Przejechaliśmy przez pagórek i ujrzeliśmy - piękna, pusta plaża ze złocistym piaskiem i błękitnym, wręcz lazurowym morzem, które było dziś dość spokojne. Niestety droga na plażę była bardzo trudna, bo nie dość, że spadała mocno w dół, to jeszcze była ona piaskowa i wystawało z niej mnóstwo konarów. Mimo to zjechaliśmy powolutku stępikiem i gdy już tor przeszkód się zakończył lekka łydeczka i Wiatrowy wypruł galopem w stronę ukochanego morza. Pozwoliłam mu wjechać tak głęboko na ile będzie chciał a następnie skierowałam go w prawą stronę i galopowaliśmy sobie w morzu, przez co oboje byliśmy całkowicie ochlapani, ale i szczęśliwi. W końcu wyprowadziłam kasztana na brzeg i dałam mocną łydkę, robiąc jednocześnie pósiad. Kol wypruł galopem, a następnie jego rytm zaczął robić się czterotaktowy, a prędkość zaczęła się robić naprawdę niesamowita. W końcu jechaliśmy cwałem wzdłuż morza, co dawało nam obojgu uczucie wolności. Zaczęłam się śmiać i puściłam wodze Rudego, wzięłam ręce w górę i jechałam tak, póki nie poczułam, że nasz profesorek się nudzi i ma już dość. Wzięłam wodze w ręce i zwolniliśmy do spokojnego, powolnego galopu. Wykonaliśmy sobie jedną woltę, drugą i przejście do kłusa, następnie do stępa. Wjechaliśmy do wody najgłębiej jak się dało i po chwili wróciliśmy prawie na brzeg. Chwilka odpoczynku w stój, wyżymanie bluzki itd no i zawracamy. Jedziemy stępem, potem kłus. Popracowaliśmy trochę "ujeżdżeniowo" i galop. Rudy rwał do przodu, jednak wstrzymujące działanie wodzy go uspokoiło. Chwilę galopowaliśmy po plaży i przejście najpierw do kłusa, potem do stępa i skręcamy w wąską ścieżkę prowadzącą już trochę do stajni. Wjazd pod górę i zjazd. teren stał się mniej grząski, więc zakłusowaliśmy, a następnie gdy droga się poszerzyła zagalopowaliśmy. W galopie dość ostry zakręt w prawo i wyjeżdżamy nad jeziorkiem, które razem z Kolorem bardzo lubimy. Wjechaliśmy stępem i przepłynęliśmy zbiornik co skończyło się całkowitym zmoczeniem, ale to zdrowe. Gdy dotarliśmy na drugi brzeg pozwoliłam się napić kasztankowi i jedziemy dalej stępem. Następnie kłus i kierujemy się na dobre w stronę stajni. Oczywiście trasa wiodła podobnie jak przedtem, czyli przez piach, twardą drogę, pola, łąki no i chaszcze z grząską, wilgotną ziemią. No i ponownie byliśmy z niem brudni od błota, cali w pajęczynach, igłach etc. No ale dobrze, przynajmniej na rajdzie nie będzie afery przy przejeździe przez podobny odcinek. Przeszliśmy do stępa, bo stajnia była tuż tuż, a trzeba też ochłonąć. 25 minut później wjechaliśmy na teren stajni, gdzie radosnym rżeniem powitała nas pozostała trójka koni. Zatrzymałam Kolorka, zsiadłam i poszliśmy do stajni. Zdjęłam mu ogłowie, założyłam kantar i zaprowadziłam na myjkę. Postanowiłam jeszcze wyszorować go z tej soli itd.
Uwiązałam więc wałacha do słupka, sięgnęłam po szlaufa i dokładnie opłukałam całego konia. Nalałam wody do wiadra, dolałam szamponu, wymieszałam i zanurzyłam w pianie gąbkę. Następnie dokładnie wyszorowałam nią i szczotką rudego brudasa, który cały czas za wszelką cenę chciał mi przeszkodzić w czynności.
-Kolek, zostaw mnie, bo będziesz brudny. - Powiedziałam łagodnie i lekko odepchnęłam głowę kasztanka. Gdy już większość brudu się zmyła wzięłam wiadro i powędrowałam do ogona. Wsadziłam rudą kitę do wody i zaczęłam dokładnie myć gąbką, a potem szczotką. Następnie wyjęłam ogon, wiadro postawiłam na ziemi i dokładnie wyszorowałam resztę włosów. Potem przeszłam do głowy i tak samo wyczyściłam grzywę. Chwila odpoczynku i szlauf idzie w ruch. Porządnie spłukałam całą pianę, wypucowałam konia jak nigdy a na koniec dokładne mycie głowy i kopyt. Po akcji z wodą rude chucherko ze sterczącymi żebrami spojrzało na mnie biednym wzrokiem, więc wzięłam ściągaczkę do wody i osuszyłam nieco Wiatrowego. Następnie dzieło dokończyłam ręcznikiem, a potem grzebieniem rozczesałam dłuższe włosy (grzywa i ogon) i idziemy na pobliską polankę pochodzić, by Kolek podsechł. Godzinę później wróciłam z suchutkim koniem, który był nie dość, że zadowolony i czysty, to jeszcze najedzony. Schowałam Rudego do boksu i odniosłam sprzęt do siodlarni. Chwilę potem do stajni wpadła reszta koni, która została wypuszczona z pastwiska, a raczej Wiara sobie przeskoczyła przez bramkę, a resztę koni stajenni wypuścili, bo mało co nie rozwaliły ogrodzenia. Pozamykałam wszystkie piękności w boksach i poszłam sama się umyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:59, 21 Paź 2010 Temat postu: Skoki - skoki przez straszne przeszkody (zaufanie) |
|
|
Data: 24 Września 2009
Trener: Joanne
Opis:
Dziś postanowiłam ruszyć w końcu Kolorowego. Wałaszek spokojnie skubał sobie trawę gdy przyszłam na pastwisko. Zagwizdałam, na co kasztan pobiegł i zaczął domagać się pieszczot.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:00, 21 Paź 2010 Temat postu: Skoki luzem - mierzymy potęgę :) |
|
|
Data: 18 Października 2009
Trener: Joanne
Opis:
Dziś postanowiłam wprowadzić w nasz monotonny program trochę rozrywki Gdy weszłam do stajni, rudzielec już z radością czekał na mnie patrząc tymi swoimi oczami. Szybko więc wzięłam z siodlarni szczotki, ogłowie, lonżę, ochraniacze i derkę następnie poszłam pod boks Kolora. Wyprowadziłam wałaszka na korytarz i szybko wyczyściłam, co było proste, bo od wczoraj nie miał jak się wytarzać w błocie Po 10 minutach koń i ja byliśmy czyści, ubrani i gotowi do treningu. Dopięłam lonżę do ogłowia Rudego i poszliśmy na halę. Na miejscu sprawdziłam, czy wszystko jest ok i z początku puściłam koniucha, by sobie porobił co chce. A niech mu będzie, już nie jest taki młody i musi to kiedyś nadrobić Kol ruszył z nosem przy ziemi i chodził tak po hali, aż w końcu znalazł odpowiednie miejsce i się wytarzał. No nic, derkę się upierze. Wałaszek czując nieznany zapach zrobił flehmen, co wyglądało zabawnie i słodko. Potem pochodził trochę stępem po hali i nagle ruszył galopem strzelając piękną serię baranków. Powariował, poświrował i gdy już zbił nadmiar energii podszedł do mnie i szturchnął nosem. Pogłaskałam go i wyszłam na środek hali. Zacmokałam, na co Rudzielec ruszył posłusznie stępem. Chodził sobie tak przez 5 minut uważnie słuchając co do niego mówię. ładnie reagował na słowa wolta, półwolta, chodź tu, dalej, żwawiej, wolniej. Gdy już się rozgrzał zacmokałam 2 razy i kłus. Pokłusował sobie z 10 minut, poprzechodził przez drągi, cavaletti etc i po jednym cmoknięciu galop. Tu też nakazałam mu przejeżdżanie drążków oraz niskich przeszkód, na koniec na "hooo" przejście do kłusa i za drugim razem do stępa. Złapałam kasztanka za ogłowie i Postępowałam chwilę sprawdzając, jak się ma, następnie puściłam w korytarz wstępnie wyglądający tak:
1. stacjonata ze wskazówką 80 cm
2. okser 90 x 90 cm
3. stacjonata 100 cm
4. doublebarre 80/110 x 50 cm
Rudy z łatwością przekicał wszystkie przeszkody i podszedł do mnie stępem patrząc radośnie. Gdy dziewczyny podwyższały przeszkody o 20 cm ja bawiłam się razem z koniem. Potem puściłyśmy go w korytarz i nawet tu, gdzie przeszkody nie były już takie malutkie Kolorowy spokojnie sobie to przejechał. Najlepszy skok oddał przy doublebarre, które miało już 130 cm! Czułam jednak, że zbyt wysoko dziś Rudzielec nie skoczy. Pod siodłem potęgę ma 115, a jaką będzie mieć luzem? zaciekawiło mnie to. Jednak doskonale wiedziałam, że mimo sporej potęgi luzem, pod siodłem raczej więcej nie skoczy...ale i tak byłam dumna z mojego wałaszyska W sumie, to sporo przeżył, miał na pewno jakąś kontuzję i może dlatego...albo ma urazy z przeszłości i boi się wyżej skakać? Wolałam nad tym nie rozmyślać. Dziewuchy podniosły korytarz tak, że najwyższa stacjonata miała 150 cm, a doublebarre w zamian 140.Kol nawet bez ponaglania ruszył w korytarz pełnym galopem i przyznam, że mi zaimponował. Pierwsza stacjonata to dla niego nic, okser na luzie, stacjonata 150 cm skoczona, ale widać, że już wyżej raczej nie skoczy. Doublebarre ze świetną techniką i zapasem. Gdy Kolorowy do mnie podszedł przytuliłam go, a dziewczyny podwyższyły wszystko jeszcze o 10 cm. Chyba jesteśmy szalone. Puściłam konia, który jak szybko wleciał, tak też wyleciał z korytarza x] Ku mojemu zdziwieniu jakimś cudem skoczył ta stacjonatę 160 cm, ale widać, że to już granica jego możliwości. Wyściskałam mocno rumaka i poprosiłam dziewczyny, by opuściła przeszkody do 130 cm. Puściłam wpierw samego konia, który z łatwością przejechał tor. Potem wsiadłam na niego bez niczego i galopem jedziemy w korytarz. Trzymałam się rudej grzywy Wiatrowego, gdy ten z gracją przefruwał nad przeszkodami. I co? skoczył 130 cm! Byłam niesamowicie szczęśliwa, a dziewczyny podniosły korytarz o 10 cm i kazały nam jechać. Byłam zdenerwowana, więc wpierw chwila stępa i jedziemy. Stacjonata pierwsza poszła dobrze, okser też, najwyższa stacjonata z lekkim puknięciem, ale nie zrzutką a doublebarre w ogóle na luzie. Byłam przeszczęśliwa. Nie wiedziałam, że ten koń potrafi tak świetnie skakać, byłam pod ogromnym wrażeniem i jeszcze bardziej doceniłam rudego chudzielca, pozostawionego na łaskę opiekunek, które zbytnio go nie doglądały, tego wrażliwca, co przy najdelikatniejszym dotknięciu wiercił się niemiłosiernie, tego co tyle razy pokazał mi, że potrafi być niegrzeczny...doceniłam tego swojego wiewióra, wziętego z SC, który teraz pokazał mi, że razem możemy podbić jeszcze więcej parkurów niż dotychczas. Byłam przeszczęśliwa. Na rozkłusowanie i rozstępowanie pojechaliśmy do lasu, gdzie też pobawiliśmy się wodzie jak kiedyś. Po ok.20 minutach wróciliśmy spokojnym stępem do stajni, gdzie zdjęłam to co pozostało na koniu, wytarłam mu mokre miejsca i odstawiłam do boksu, gdzie dostał soczyste jabłuszko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|