Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:17, 03 Sty 2012 Temat postu: 02.01.12 - Skoki: Parkur klasy C |
|
|
Trza by poskakać. Kończąc tosta i kakao zadzwoniłam do Filipa, by ustawił mi na hali parkur. Chłopak nieco niechętnie się zgodził, a ja dopiłam ciepły napój i ruszyłam do stajni, chwytając po drodze moją niezawodną, cieplutką bluzę. Pobiegłam do siodlarni, zgarnęłam z niej siodło skokowe, czaprak łezkę, ogłowie z pelhamem, derkę polarową i komplet ochraniaczy. To wszystko zaniosłam pod boks Latającego Holendra, po którego musiałam iść na padok. Kary od razu podleciał z rżeniem i zaczął domagać się pieszczot. Przytuliłam go, pogładziłam po czole i za kantar zaprowadziłam do stajni. Szedł szybkim krokiem, był wyraźnie pełen energii. Uwiązałam go przed boksem, rozebrałam z derki i szybko czyścimy. Ogr nie był zbyt brudny, do tego stał grzecznie, więc gładko poszło. Założyłam mu ochraniacze, czaprak, siodło, derkę i na koniec ogłowie. Poprawiłam co trzeba, sprawdziłam czy wszystko gra i ruszyliśmy na halę. Spotkałam tam Filipa, ustawiającego jakąś barwną przeszkodę. Chyba oksera. Ogarnęłam co trzeba i po chwili siedziałam na koniu.
Ruszyliśmy stępem na luźnej wodzy. Poczłapaliśmy trochę wokół przeszkód, po czym zdjęłam derkę, odwiesiłam na stojak i podciągnęłam popręg. Nabrałam wodze na kontakt, poprosiłam karego o odpuszczenie i ruszamy stępem pośrednim. Kręciliśmy się po różnych woltach, ósemkach, slalomach, po paru minutach zaczęłam prosić go o jakieś zgięcia, przejścia, chody boczne. Ogier był skory do współpracy, ale niechętnie odpuszczał z łepetynką. Namęczyłam się trochę, nim ustawił się należycie i nie próbował zadrzeć głowy czy pociągnąć mnie w dół, jak to bywało. Bardzo fajnie wychodziły nam chody boczne, trochę gorzej wszelkie zmiany ram itp. Po 10 minutach rozgrzewki sprawdziłam popręg, po czym dałam Latającemu sygnał do ruszenia kłusem.
Ogier wykonał płynne przejście w spokojny, równy dwutaktowy chód. Najpierw popracowaliśmy sobie na dużych kołach, serpentynach i slalomach między przeszkodami, które były już poustawiane. Z czasem włączyłam w obroty przejścia i drążki. Latający wyraźnie miał ochotę poskakać, nogi podnosił wysoko i ciągnęło go w stronę drągów. Po 10 minutach rozgrzewki włączyłam w pracę dodania i skrócenia oraz coraz ciaśniejsze wolty, serpentyny etc. Parę razy cofnęłam ogiera i w końcu możemy zagalopować.
Sprawdziłam popręg, po czym ruszyłam stępem i ze stępa zagalopowałam w lewo. Holender płynnie przeszedł do wyższego chodu, jednak usztywnił się praktycznie w całej szyi, dodatkowo odginając zanadto do wewnątrz. Trzymając łydki przyłożone do jego boków uzbroiłam się w cierpliwość i najpierw go wyprostowałam, a potem delikatnie bawiąc się wędzidłem zabrałam się za rozluźnianie go, nieustannie napychając na wędzidło. Gdy odpuścił popuściłam wodzy i na delikatnym kontakcie zrobiliśmy sobie parę okrążeń spokojnym, równym galopem. Przeszłam do kłusa, zmieniłam kierunek i zagalopowałam na prawo. Tu ogarnięcie się przyszło szybciej, więc po zrobieniu kolejnych paru okrążeń w ładnym, roboczym galopie pobawiłam się w różne koła, jakieś dodania, skrócenia, zaokrąglanie galopu. Kary nie był jakoś szczególnie zły, ale nie był też fajny. Z nieznanych mi przyczyn dość łatwo się spinał, miał buntowniczy nastrój. Zrobiłam jedną lotną i bawimy się w drugą stronę. Całkiem całkiem, lekka poprawa. Jeszcze parę lotnych i z galopu do stępa. Poklepałam staruszka i chwila odpoczynku.
Kolejnym krokiem było rozskakanie. Filip ustawił nam parę niższych przeszkód, akurat na rozgrzewkę. Zagalopowałam na prawo i nakierowałam ogarniętego Lotka na kopertę 60 cm. Poczułam jak ogier budzi się i napiera na wędzidło. Przymknęłam rękę i Holender niezadowolony zwolnił, machając łbem. Wybił się z piątej nogi, a po lądowaniu dowalił mi takim baranem, że pogubiłam strzemiona i gdyby nie stabilny dosiad już dawno znalazłabym się na ziemi. Zatrzymałam go na chama, cofnęłam aż do koperty, złapałam strzemiona i zagalopowałam. Mocno go skróciłam i tak najechałam. Nie pozwoliłam ani odrobinę zmienić tempa czy wykroku. Podprowadziłam karego bardzo blisko przeszkody, a ten już grzecznie skoczył, jak na dobrego konia przystało. Poklepałam go i jeszcze raz, już trochę luźniej. Wybił się wcześnie, przy czym dowalił mi jeszcze zadem. Wredna małpa. Wylądowaliśmy na drugą nogę i jeszcze parę skoków, tym razem już bez większych akcji i koperta zmieniła się w stacjonatę 90 cm. Najazdy były w spokojnym, równym galopie, podejścia bliskie, po dwóch skokach zmiana nogi, a po kolejnych dwóch stajenny podniósł nam ją do 110 cm. Najechałam spokojnie, tak jak przedtem, jednak mocniej przytrzymując napalającego się karosza. Lotek oddał ładny, zabaskilowany skok i miękko wylądował na drugą nogę. Najeżdżamy, ładny skok, na drugą nogę i jeszcze po razie. Kolejnym krokiem było najechanie na oksera 120 x 100, stojącego w przeciwnej części hali. Przy okazji chwilka przerwy w stępie. Stajenny od razu podniósł nam stacjonatę do 130, by parkur był wymiarowy i usytuował się koło oksera. Zagalopowałam w lewo i najechałam. Dość krótki najazd, ale dobrze się wpasowaliśmy i ładny, pełen klasy skok. Po lądowaniu pochwała i jeszcze raz z lewego. Z malutkim przytupem, ale wyratowany. Lądowanie na drugą nogę i z prawego. Spokojny najazd, bliskie podejście do przeszkody i ładny, lekki skok z zapasem a po nim miękkie lądowanie. Jeszcze jeden skok i stajenny powiększa oksera do 130 x 120. Najechałam najpierw z prawego. Spokojnym, równym, okrągłym galopem. Po oddaniu skoku najechałam z lewej, potem jeszcze skok przez stacjonatę i chwila odpoczynku + zapoznanie z [link widoczny dla zalogowanych].
Zaplanowałam sobie przejazd dwufazowy, dość trudny, szczególnie w II części. Gdy Holender odsapnął chwilkę zebrałam wodze i ruszamy. Zatrzymałam go, ukłoniłam się i zagalopowałam w lewo. Pierwszego oksera (130 x 100) potraktowaliśmy ze spokojem, najeżdżając równym tempem i prezentując bardzo dobry styl. Lądujemy na prawo i łukiem najeżdżamy na stacjonatę. Ostatnie dwie fule większe, by pasowało i ładny, zabaskilowany skok. Lądowanie trochę twarde, ale wyszliśmy z niego cali. Zakręt 90° i okser 130 x 120. Barwny, jaskrawy nieco zdziwił karego, ale nie zaważył nad techniką jego skoku. Wylądowaliśmy miękko i ostry zakręt na szereg. Przytrzymałam ogiera i stacjonata, fula, okser, fula, stacjonata z deską. Bardzo ładnie, zgrabnie, fajnie się wpasowaliśmy z odskokami. Lądujemy na lewą nogę i zawijasem na oksera z deską 130 x 110. Przyzwoity skok, po nim po skosie mamy stacjonatę. Równych 6 fuli, płynny skok a po nim prostujemy, 5 fuli i szereg. Okser gładko, po nim dwie fule i stacjonata. Spokojnie, wszystko wymierzone, proste. Przecinamy halę tuż przy bandzie i prostujemy na stacjonatę. Przedwczesne zdjęcie, ale na szczęście karosz podniósł nogi i nie trącił drążka. No i tripel 110/120/130. Szeroki, barwny. Najechałam nieco mocniejszym, ale wciąż spokojnym galopem i pach, po przeszkodzie. Poklepałam ogra i ruszamy do przodu, II faza. Najeżdżamy na wcześniejszą 1, po niej od razu w lewo, zawijamy za triplem na wcześniejszą 5. Mocny sus, potem specjalnie ustawiona 12. Barwna stacjonata z bannerem i płotkiem pod spodem. Lotek zawahał się, ale skoczył z niewielkim przytupem. Po lądowaniu od razu mocno zawracamy o nieco ponad 180° i 13 (wcześniejszą 6). Tu już ładny i pewny skok, po nim kolejny ostry zwrot i dzida wzdłuż ściany, by potem zwolnić i najechać na 14, ustawioną specjalnie na potrzeby II fazy. Holneder złożył się mocno, dowalił mi jeszcze zadem, wylądował dość twardo ale szybko się zebraliśmy do kupy i 15 (wcześniejsza 2 i 8). Ładny skok, wszystko pasowało. No i na koniec tripelbarre. Pognałam ogiera trochę do przodu i wczesny odskok, na szczęście jakimś cudem wyratowany. Skubany potrafi zasadzić zarówno wzwyż jak i wzdłuż.
-Dobry! O to chodzi! - Powiedziałam klepiąc ogiera który ni stąd ni zowąd strzelił dwa razy z zadu i doprawił to lekkimi barankami. W końcu jednak się uspokoił, przeszedł do kłusa i parsknął przeciągle. Poklepałam go po obu stronach szyi i rozkłusowałam, rozstępowałam na luźnej wodzy.
Wróciliśmy do stajni, a tam szybko rozsiodłałam ogiera, przebrałam w cieplejszą derkę i zaprowadziłam na myjkę, gdzie schłodziłam i umyłam mu długie, mocne nogi, aż w końcu wpuściłam go do boksu, gdzie zdjęłam mu kantar i podarowałam 2 jabłka. W końcu jednak ruszyłam dalej, miałam jeszcze sporo na głowie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 16:58, 04 Mar 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|