Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:37, 17 Paź 2010 Temat postu: Teren Kondycyjny |
|
|
Pod wieczór postanowiłam ruszyć Punia. Wałaszysko właśnie wyglądało z boksu, gdy obładowana sprzętem kierowałam się w jego stronę. Usłyszałam donośne rżenie i parsknięcie.
-Hej mały, dziś popracujemy nad kondycją - Powiedziałam wyprowadzając malucha przed boks, następnie uwiązując. Zdjęłam z niego derkę, wyczyściłam gdzie trzeba, rozczesałam grzywę, ogon i zadbałam o kopytka. Lśniącemu kucykowi pozakładałam na nogi ochraniacze z kaloszkami, na grzbiet zarzuciłam siodło wszechstronne z błękitnym czaprakiem, a na główkę ogłowie z nachrapnikiem polskim i zwykłym wędzidłem. Potem odziałam siebie, dociągnęłam kucykowi popręg z obu stron, opuściłam strzemiona i wsiadłam.
Wyjechaliśmy ze stajni i od razu skierowaliśmy swe kroki w stronę lasu. Kary szedł energicznie, jednak jego uwaga była skierowana na mnie. Ładnie zatrzymał się przy bramce, dzięki czemu z łatwością ją otworzyłam i zamknęłam. Takim luźnym stępem na lekkim kontakcie jechaliśmy przez 20 minut, na coraz to innym podłożu, raz pod górkę, raz z górki. W końcu zatrzymałam Punia i dociągnęłam popręg. Kucu stał grzecznie i nic nie kombinował. Poklepałam go i ruszamy stępem. Poprzedzieraliśmy się trochę przez chaszcze, by dostać się do ścieżki prowadzącej na łąki i spore pagórki po których można bez końca galopować i kłusować.
Gdy uwolniliśmy się od wszędzie się zahaczających gałązek kłus. Kary ruszył od razu po łydce, szedł bardzo energicznie, już by z chęcią galopował. Takim kłusem powoli wjeżdżaliśmy na górkę. Tuż przed szczytem zwolniłam kuca i spokojnym kłusikiem zaczynami zjeżdżać po już bardziej stromym zboczu. 'Dobra gimnastyka na początek' pomyślałam. Po zjeździe czekało na nas dość grząskie błoto.
-I koniec z czystymi nogami - Westchnęłam i popędziłam nieco Puńka. Słychać było każdy nasz krok, błoto bardzo zasysało i mały musiał się nieźle napracować. Mimo to prezentował ładną, wysoką akcję nóg xD. Gdy wybrnęliśmy z grząskiej kałuży błota poklepałam Puniaczka i skręcamy w prawo, zagłębiając się w las. Tym razem ja musiałam przytulić się do szyi małego, inaczej zostałabym na którejś z gałęzi. W końcu teren się przerzedził, z ziemi zaczęły wystawać korzenie i ogólne nachylenie go pokazywało na wjazd pod górkę. Wałaszek dzielnie się spisywał nie zmieniając tempa nawet na sekundę. Po lekkich pagórkach o różnym podłożu dotarliśmy na wąską, śliską od błota ścieżkę.
-Czy tu naprawdę nigdy nie może być sucho? - Jęknęłam przechodząc do stępa. Ostrożnie wjechaliśmy w zakątek. Punio był uważny, a ja starałam się mu nie przeszkadzać. Po 10 minutach droga zrobiła się suchsza i szersza na tyle, by spokojnie zakłusować. Długo tym chodem nie jechaliśmy, bo już po chwili naszym oczom ukazały się łąki.
Mały był bardzo pobudzony, tylko czekał na sygnał do galopu.
Przyłożyłam lekko łydki i wystrzeliliśmy jak z procy przed siebie. Usiadłam mocno w siodło i zwolniłam karego. Ten bryknął dwa razy niezadowolony, potem jednak przyjął moje tempo i spokojnie galopowaliśmy wzdłuż jednej z okolicznych rzeczek. Nagle zza wysokich traw wyłonił nam się strumyk - na tej łące łączył się z ową rzeką. Nie było innego wyjścia, jak go przeskoczyć. Mostek połamany nie doczekał się naprawy. Cmoknęłam na kuca, przeszłam do półsiadu i w odpowiednim momencie dałam sygnał do skoku. Kary wybił się lekko i z gracją pokonał przeszkodę. Poklepałam go i wjeżdżamy na kolejną łąkę. Tym razem pogalopowaliśmy sobie nieco żywiej i z drugiej nogi. Pojawiły się wjazdy i zjazdy z pagórków porośniętych średniej długości trawą. Dałam maluchowi luźniejszą wodzę, a po chwili przyłożyłam lekko łydki i fruu! pełnym galopem! Karus kocha galopować po łąkach, nigdy nie ma dosyć. A co go obchodzi, że zróżnicowany teren? on i tak będzie galopować, choćby po kamieniach! Jechałam w półsiadzie, pęd uderzającego powietrza sprawiał, że sama miałam niezłe ćwiczenia siłowe. W końcu teren się wyrównał, a Punio jeszcze bardziej przyspieszył, na chwilę przeszedł też w cwał. Galopowaliśmy długo, kucol musiał się w końcu poważnie zmachać. Łąk było od groma. W końcu jednak wałach, cały mokry od potu zwolnił tempo. To był dal mnie sygnał.
Przeszliśmy do kłusa i zawróciliśmy. Większość trasy pokonaliśmy kłusem, czasem tylko przechodziliśmy do galopu czy stępa. Tak długi odcinek w kłusie jest trzy razy bardziej męczący niż w szybkim galopie. Zatrzymaliśmy się za strumykiem, na pierwszej łące.
-I co? Zmęczony? - Powiedziałam klepiąc kuca. Ten parsknął i opuścił łeb. - No to wracamy.
Na te słowa skręciliśmy w dość szeroką drogę obok tej, którą tu wjechaliśmy. Spokojnym kłusikiem przejechaliśmy obok naszego grząskiego błota, stromego zjazdu i innych przebytych elementów trasy, by wkrótce wyjechać na główną drogę do stajni. Kucyk zmęczony ale zadowolony kłusował powoli, parskając co chwila. W końcu zwolniliśmy do stępa. Powrót na teren stajni zajął nam spokojnie ponad 20 minut, więc ochłonęliśmy na tyle, by od razu wjechać przed boks Punia.
Po zatrzymaniu się zsiadłam z małego, odpięłam mu popręg, podpięłam strzemiona i zdjęłam siodło. Czaprak był calusieńki mokry, kucyk z resztą też. Pozdejmowałam ubłocone ochraniacze i idziemy na myjkę. Puściłam kuca, odkręciłam wodę i dokładnie, długo zlewałam mu nogi, przy okazji myjąc z błota. Wałach stał w bezruchu, był wyraźnie zmęczony. W końcu wróciliśmy już do boksu, gdzie zdjęłam Puńkowi ogłowie, ręcznikiem wytarłam mokrą sierść i przy okazji pomasowałam trochę grzbiet, dałam jabłko i zostawiłam razem z Chmurką, by odpoczął. Sama odniosłam sprzęt na miejsce i zabrałam się za przygotowywanie kolacji.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 14:25, 18 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|