Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:35, 12 Sie 2012 Temat postu: Skoki - Prosty parkur kl.P i pierwsze 120 |
|
|
No cóż... Pogoda na teren niedobra, a że chciałam skakać to pójdziemy sobie na halę. Siwą wyczyściłam już rano, więc wieczorem, gdy wróciłam wystarczyło sprawdzić, czy się nie ubabrała i osiodłać. Zajrzałam do klaczy, pogładziłam po łepku i spojrzałam, jak z czystością w miejscu siodła, ochraniaczy i ogłowia. Wszystko grało i śpiewało, więc przytargałam z siodlarni potrzebny sprzęt i ubrałam w niego folblutkę. Nie sprawiała problemów, więc poszło szybko, a co za tym idzie po chwili siedziałam w siodle i kierowałam się z klaczą ku hali.
Początek był dość tradycyjny - stęp na luźnej wodzy przez parę minut, potem wejście na kontakt, pozbieranie się, wygięcia, wolty, zmiany kierunków i ruszamy kłusem. Lady S szła energicznie, chętnie, praktycznie sama się zbierając. Ja musiałam tylko trzymać stabilny kontakt i pilnować impulsu. Resztę robiła praca, jaką włożyłam w klacz i jej ujeżdżeniową formę. Tu również bawiłam się w wyginanie, robienie różnej wielkości wolt i zmienianie ustawienia. Raz wypuszczałam klacz w dół, raz prosiłam o wysokie ustawienie godne koni w wysokich klasach ujeżdżenia. I tak się bawiłyśmy jakieś 10 minut. Potem zaczęły się przejścia, drążki, chody boczne, a po kolejnych 5 minutach wydłużenia i skrócenia do tego. Bawiłam się w łączenie elementów, próbowałam jakiś nowych rzeczy, np. trudniejszych najazdów na drążki, drążklów podwyższonych na prostej, na kole, cavaletti w różnych kombinacjach. Od czasu do czasu wykonywałam żucie z ręki czy przejście do stępa na długiej wodzy, by nie doprowadzić do spięcia się klaczy przez zbyt duże wymagania. W końcu zagalopowałam. Najpierw na kole chwilę się ogarniałyśmy, następnie na ścianach - wygięcia, przejścia, zmiany ustawienia, do tego jakieś wolty czy nie wolty, zmiany kierunków, wydłużenia, skrócenia. Pełen serwis Pogalopowałyśmy sobie w obie strony i przeszłam do półsiadu. Podkręciłam mocno tempa i wyraźną, długą ale i okrągłą fulą robimy pare okrążeń w lewo, następnie lotna i parę w prawo. Pochwała i do kłusa.
Jedziemy sobie kopertkę 60 cm z lewej nogi. Z kłusa. Najazd spokojny, ale z impulsem i ładny, lekki skok. Pochwała dla konia, jedziemy na wprost, do kłusa i ponownie. Znów super. No to z prawej. Rytmiczny, energiczny kłus pod kontrolą, łydka i hop. Bardzo fajnie. No to zagalopowanie i z lewej nogi z galopu. Powolutku, na spokojnie, patataj, patataj i hop. Scary starała się, wybijała dość mocno, jednak nie tak przesadnie jak kiedyś. Wylądowałam na prawą nogę i w przeciwnym kierunku. Na ostatniej fuli dodanie i ładny, gładki skok. Stajenny zmienił nam kopertę na stacjonatę 80 cm. No to jazda. Spokojny, równy galop w prawo i jedziemy. Rytm, rytm, rytm i hop. Gładko, lekko, bez wysiłku. Jeszcze raz z prawej nogi. Pararam, pararam, pararam i hop. Siwa się postarała i wysadziła w górę, co nieco wybiło mnie z równowagi, ale, że było nisko to wylądowałyśmy bez szwanku. Zmieniłam nogę na lewą i w przeciwnym kierunku. Dalej równo, dalej spokojnie. Patatajamy i bez przejęcia pokonujemy przeszkodę. Sztalka urosła magicznym sposobem do 100 cm. Najeżdżałam jednak tak samo. No, może trochę bardziej pilnowałam, by klacz mi nie wyrwała, bo jej wysokość gorąca głowa była do tego w stanie. Stawiałam na rytm i równowagę, co jak się potem okazało - było najlepszą metodą. Scarletka z łatwością oddała bardzo fajny skok, z miękkim lądowaniem na lewą nogę. Jedziemy jeszcze raz i potem raz z prawej. Stacjonata mierzy już 110 cm. Nie zmieniło to jednak nic w stylu skoku kobyłki czy w moim najeżdżaniu. No to jedziemy jeszcze dwukrotnie na oksera 110 x 100 i wystarczy na rozgrzewkę. Parkur był krótki i prosty:
1. linia: stacjonata 110 cm (6 fuli) stacjonata z desek 110 cm
2. okser 110 x 100
3. bramka 110 cm
4. szereg: stacjonata 110 (1 fula) okser 110 x 100
5. mur 120 cm
No to jedziemy! Zagalopowałam w lewo i najechałam na linię. Równo dojechałam do pierwszej przeszkody, odskok wypadł prawidłowo, a klacz postarała się, by nawet nie musnąć drąga. Po lądowaniu jedziemy mocniej do przodu i bardzo dobry dojazd do drugiej stacjonaty, nad którą ładny, zabaskilowany i płynny skok z miękkim lądowaniem. Zatoczyłam prawie, że koło i przed chwilą skakany okser. Raz, dwa, trzy z dodaniem, po czym mocny, stanowczo na wyższe przeszkody skok, po którym siwa wylądowała dość twardo, ale zaraz złapała równowagę i jechała dalej, jakby nigdy nic. Jak się potem okazało wysadziła na ok. 130 cm w górę i tyle samo w szerokość. Trzeba jednak było się ogarnąć i jechać dalej. Dobiłam do ściany i przed narożnikiem odbiłam w prawo, na bramkę. Przypilnowałam klaczy zamykając ją w pomocach i na odskoku mocniej przyłożyłam łydkę. Bardzo ładny, akuratny skok. Pochwała po miękkim lądowaniu, ale szybko ogarniamy, zakręcamy o 90 stopni w prawo i szereg. Jechałam równo, dość krótko wiedząc, że w szeregach z reguły jest nam ciasno i nie myliłam się. Lady S ładnie pokonała pierwszy człon, a dzięki skróceniu idealnie wypadła z odskokiem na drugi. Odbiła się mocno, zabrała nóżki i zapracowała grzbietem jak na skokowca przystało. Wylądowałyśmy miękko, pojechałyśmy wzdłuż ściany i po przejechaniu dwóch narożników łączących krótki odcinek z długimi odbiłyśmy na przekątną, ku murkowi. Sam mur miał zaledwie 90 cm, ale dostawiono obok niego stojaki i na ich kłódkach umieszczono drąga na wysokości 120 cm. Pchnęłam Scarlet do przodu, nie rozjeżdżając jednak, trzymając kontakt i utrzymując okrągłość chodu. Odskok wypadł nam troszkę daleko, ale siwa, jak to siwa wysadziła w górę jak na 150 i do tego poleciała daleko do przodu, jakby tu nie wiem jak wielkie bydlę stało. No ale cóż... Z nowościami to tak u niej bywa. Po miękkim lądowaniu poklepałam klacz i przegalopowałam chwilę na luźnej wodzy, po czym przeszłam do kłusa.
Rozkłusowałam ją na długiej wodzy, można rzec, że w żuciu z ręki przez jakiś 7 minut, następnie zwolniłam do stępa utrzymując ustawienie i wyjechałam z pomieszczenia. Skierowałam się ku pobliskiej łączce, na której często wypasaliśmy konie. Ot, naprawdę tuż tuż przy stajni. Tam rozstępowałam folblutkę w 10 minut i wróciłyśmy do stajni.
Rozsiodłałam ją, umyłam na myjce i zabrałam na trawę, by po 20 minutach wrócić do stajni i odstawić do boksu, by ochłonęła i odpoczęła przed kolacją, sama poszłam dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|