Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:33, 13 Cze 2011 Temat postu: Treningi z SC |
|
|
11 Cze 2011 - Pierwsze kłusy pod jeźdźcem (by Joanne)
Jako, że w końcu złapałam oddech i znalazłam chwilę na porobienie z Scarlet czegoś konkretniejszego niż lonże, wsiadania i stępowania, spacerki (które i tak były bardzo przyjemne) przyjechałam z rana do SC. Chciałam po raz pierwszy od dawien dawna wgramolić się na grzbiet siwki i pojeździć na niej stępo-kłusem. Scar chodziła już dłuższy czas na lonży, przyzwyczaiłam ją na nowo do siodła i ogłowia, popracowałyśmy odrobinę nad mięśniami lonżując się w wypięciu. Kiedy odstawiałam lonże brałam siwkę i przyzwyczajałam do skakania obok, podnoszenia nogi, dotykania po brzuchu. Zadanie nie było łatwe - Scar miewała momenty, kiedy mogłam spokojnie wsadzić nogę w strzemię i podskoczyć parę razy, wsiąść w siodło i pojeździć sobie stępem, paroma kroczkami kłusa, ale potrafiła wyrządzać niemałe sceny przy samym podniesieniu nogi albo lekkim podskoku. Zmienna dama z niej. Mimo to na szczęście częściej trafiałam na te dobre momenty. Gdy wjechałam na parking Stajni Centralnej wyskoczyłam z samochodu i energicznie podreptałam najpierw po potrzebnymi sprzęt do siodlarni, potem po siwkę, która kłusowała radośnie po padoku. Otwierając bramkę zawołałam ją. Klacz zatrzymała się, popatrzyła na mnie i żwawym stępem podeszła zapewne w celu domagania się pieszczot. Pogładziłam kobyłkę po szyi, ganaszu i łopatce, sprawdzając czy ucieka od dotyku. Stała spokojnie, na początku trochę odsuwała się przy łebku, ale szybko przełamałyśmy lody. Do niebiesko-brunatnego kantara folblutki przypięłam uwiąz i poszłyśmy przed boks. Pogoda niebyła najpiękniejsza, w każdej chwili mogło się rozpadać.
-No kochana, dziś będzie kluczowy moment w naszej współpracy - Powiedziałam uwiązując siwkę i zaczynając czyścić. Scar przestała uciekać od dotyku szczotki, jednak wciąż dość często się wzdrygała, szczególnie przy głowie i słabiźnie. Mimo to dałyśmy radę. Siwa uciekała trochę z kopytami, wierzgnęła raz czy dwa, ale przyzwyczaiłam się, że szczególnie młode i skrzywdzone konie tak już po prostu mają. Założyłam folblutce ochraniacze na 4 nogi, do tego kaloszki na przody, na grzbiet czaprak, futerko i siodło wszechstronne. Poklepałam siwą, gdy nie wykonała żadnego ruchu ani się nie pospinała za bardzo, po czym zapięłam popręg na pierwszą dziurkę. Wzięłam napierśnik i przypięłam do siodła, popręgu. Złapałam ogłowie z elementem wytoku, który należało przypiąć do napierśnika. Ściągnęłam Scarlet kantar na szyję, przełożyłam wodze, podetknęłam smakowe, podwójnie łamane wędzidło pod buzię i delikatnie nacisnęłam na chrapki. Klacz posłusznie otworzyła buzię. Znowu były problemy z uszami, ale znalazłam na to sprytny sposób. Szybko i bezboleśnie uporałam się z lękami klaczki i poklepałam, pozapinałam paski, przypięłam wytok do napierśnika i jesteśmy gotowe. No prawie. Do krążka wędzidła przypięłam lonżę, sama założyłam rękawiczki i kask, następnie poszłyśmy na round-pen.
Puściłam siwkę stępem w lewo. Scar jak zwykle szła bardzo energicznie, mocno wkraczając tyłami pod kłodę. Jej energiczność była jedną z cech, które wręcz uwielbiałam. Scarlet była koniem żywiołowym, pełnym pozytywnej siły, a po bliższym zapoznaniu chęci współpracy. Klacz postępowała w jedną, w drugą stronę i podciągamy popręg. Poszedł 2 dziurki w górę. Poklepałam niunię i kłus. Błyskawiczna reakcja i ładny, lekki, rytmiczny chód. Siwka mimo braku wypięcia od czasu do czasu sprawiała wrażenie, że szuka kontaktu w dole, szuka ustawienia. Mądry zwierz, nie ma co. Scary pokłusowała chyba z 10 minut w obie strony, po czym sprawdziłam jej popręg, podciągnęłam nieco i pogoniłam z powrotem do kłusa. Wykonała z 2 okrążenia i zagalopowanie. Płynne ruszenie szybkim, nieco płaskim trzytaktem. Noga dobra, klaczka po paru okrążeniach i dwóch bryknięciach uspokoiła się i skupiła na pracy. Pogalopowała trochę w prawo, potem dwa przejścia galop-kłus-galop i zmiana kierunku. W tę stronę nieco ją przeganiałam, by spuściła w zupełności nadmiar energii. Jak siwka nie pobrykała, tak cieszyłam się, że nie siedzę na jej grzbiecie. Gdy już upewniłam się za pomocą przejść, że Scarlet się wylatała poprosiłam ją najpierw o kłus, potem o stęp. Postępowała chwilkę i zaprosiłam do mnie.
Poklepałam, sprawdziłam popręg, opuściłam strzemiona i przyniosłam sobie schodki. Wolałam na razie nie wsiadać bezpośrednio z ziemi, szczególnie na nieprzewidywalną Scarletkę. Weszłam na podwyższenie, pogładziłam klacz z obu stron szyi i stwierdziłam, że potrzebny mi ktoś do trzymania. Nojka przechodziła obok, to zawołałam. Oddałam dziewczynie lonżę, sama skróciłam odplątane już wodze, jeszcze raz sprawdziłam popręg i na początek przewiesiłam się przez grzbiet folblutki. Dziewczyna oprowadziła klacz parę razy po lonżowniku i wróciła do schodków. Stanęłam na nich, dałam siwej smakołyka i wsadziłam nogę w strzemię. Obciążając jak najmniej wsiadłam na kobyłkę. Ta skierowała uszy w moją stronę, na chwile napięła mięśnie, machnęła ogonem i tyle. Oparłam nogi w strzemionach i dałam Nojce znak do ruszenia. Scar szła grzecznie, uważając jednak, co ja wyczyniam. Mówiłam do siwki spokojnym głosem, gładziłam po szyi jednocześnie delikatnie działając łydkami, by przypomniała sobie, jak wyglądają pomoce jeźdźca. W końcu zebrałam wodze i poprosiłam Nojkę o odsunięcie się. Lekki kontakt, półparadka i pomoce do skrętu w lewo (byłyśmy na linii środkowej koła). Siwa o dziwo wykonała moje polecenie. No to jedno okrążenie i zmiana kierunku również udana. Zatrzymałam Scar, podziękowałam Nojcowi oddając karabińczyk lonży, klaczy dałam cuksa i przyłożyłam łydki do stępa. Młoda ruszyła od razu, nieco spięta, jednak po jednym okrążeniu się jako-tako przyzwyczaiła. Sterując klaczką za pomocą głosu i delikatnych pomocy kręciłam się po lonżowniku we wszystkie strony, szlifując jej reakcje i pomagając przypomnieć, co jak działało. Nie można zaprzeczyć Scarletce sprytu. Bardzo szybko załapała o co mi chodzi, miałam wrażenie, że czyta w moich myślach.
Po dłuższej chwili stępowania dałam siwej pomoce do zakłusowania. Ruszyła od razu. Chód miała miękki, lekki, rytmiczny. Może i brakowało jej momentami równowagi, ale dzielnie dawała radę. Kłusem wykonałyśmy parę okrążeń w obie strony i zaproponowałam przeniesienie się na halę. Aktualnie była pusta, a po prostych powinno być nam łatwiej się zgrać. Rysualka przystała na moją propozycję i asekurując trzymała dłoń na wodzach, na wypadek gdyby siwa się czegoś wystraszyła. Na szczęście podróż minęła nam spokojnie. Na miejscu pokazałam siwej każdy zakamarek przestrzeni w stępie, wykonałam parę prób zatrzymań i ruszyłyśmy kłusem. W miarę spokojne tempo, koń skupiony, ja uważam na swój dosiad. Niestety przy młodych i zajeżdżanych koniach jest ta presja, że zrobi się coś nie tak, albo przyzwyczai konia do nieprawidłowych pomocy. Na szczęście ja miałam obserwatora, który mówił mi co i jak. Postanowiłam zrobić duże koło w kłusie. Zaczęłam od wykonywania połówek wolty o średnicy 20 m, stopniowo i powoli dochodząc do pełnego okręgu. Nie była to figura idealna, ale udało nam się bez większej utraty równowagi wykonać element od początku do końca w obie strony. Postanowiłam kończyć na dziś, więc poklepałam Scarlet i do stępa.
-Dobra kobyłka! - Mówiłam do niej kiedy Nojka obdarowywała chudzinę końskim przysmakiem. Rozstępowałam folblutkę na luźnej wodzy w 10 minut, rozmawiając tym razem z Deidre, która przyszła na halę z zamiarem ustawienia paru przeszkód dla Runa. Nojka musiała jechać do SH, więc szybko się zmyła i tyle. Gdy obie z miśką ochłonęłyśmy zatrzymanie raczej od dosiadu niż ręki i pochwała, zejście człeka na ziemię, poluźnienie popręgu, podpięcie strzemion i do stajni.
Przed boksem rozsiodłałam Scarletkę, przeczesałam w miejscach, gdzie pojawił się zaschnięty już pot, a na myjce schłodziłam jej nogi i umyłam kopyta. Klaczkę wstawiłam na trochę do boksu, następnie wypuściłam na padok. Siwa postała chwilkę przy mnie następnie ruszyła radosnym galopem w stronę swoich końskich przyjaciół. Ja zaś uśmiechnęłam się, zadowolona z naszych postępów i wróciłam do stajni posprzątać trochę i może zając się trochę innym koniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|