Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:19, 07 Maj 2012 Temat postu: 08.05.12 r - Ujeżdżenie: doskonalimy kontrgalopy |
|
|
Czas trochę popracować. Akurat dzionek trafił się chłodniejszy, więc po wczesnej pobudce raźno ruszyłam ku siodlarni. Wzięłam z niej cały potrzebny mi sprzęt i poszłam o kucyka. Shet stał w boksie, przeszukując słomę w celu znalezienia jakiś smakowitych kąsków. Zacmokałam i weszłam do środka. Przytuliłam pyszczek ogierka, następnie ubrałam w kantar i kolejno wyprowadziłam, uwiązałam i wyczyściłam. Poszło gładko, mały nie był jeszcze na padoku, a ostatnie dni były na tyle ładne, że cięzko było się porządnie ubrudzić. Gdy Tito był już czysty odziałam go w siodło, owijki i ogłowie, nastepnie chwyciłam wodze i wyprowadziłam na dwór. Tam podciągnęłam popręg i wsiadłam, ruszając stępem w stronę maneżu.
Pierwszych 5 minut dałam mu luźną wodzę i wymagałam jedynie energicznego maszerowania, co kucyk bez sprzeciwu wykonywał. Potem skróciłam wodze i pozbierałam malucha do kupy, zamykając w pomocach. Zrobiłam jedno duże koło w prawo, po jednej wolcie w każdym narożniku, potem to samo w drugą stronę i wjechałam na linię środkową. Zatrzymałam się, sprawdziłam popręg i ruszyłam stępem pośrednim. Półparadka na skupienie i kłus od delkatnego sygnału dosiadem i łydkami.
Shetty szedł ochoczo do przodu, trochę rozkojarzony, ale pomęczyłam go na kole, pozbierałam do kupy i było już wszystko w porządku. Jeździłam w obu kierunkach, najpierw kłusem roboczym i pośrednim na przemian z stępem, potem włączyłam w to wszystko zatrzymania, nastepnie dodania i w końcu skrócenia. Tarantowaty był bardzo przyjemny do jazdy, mięciutki, luźniutki, posłuszny. Trochę więcej czasu poświęciłam na zatrzymania i dodania, bo nie tykane trochę czasu wyraźnie spadły na jakości. Po 15 minutach przeszłam do stępa i wykonałam po dwóch ustepowaniach od łydki z linii środkowej. Pierwsze podejście wymagało pomocy bacika, ale potem szło jak po maśle. Chwila luźnej wodzy w nagrodę, nastepnie ruszenie kłusem roboczym i ustępowania. Najpierw z linii ćwiartkowych, a gdy te wychodziły od przysłowiowego pstryknięcia palcami to po dwa z linii środkowej w obu kierunkach. Shet był skupiony na mnie, myślący, czuły na najmniejsze zmiany dosiadu. Poklepałam go, wykonałam żucie z ręki i czas na galop.
Siedząc w kłusie ćwiczebnym dałam tarantowi sygnał do galopu w lewo. Mały porzucił delikatnie zadkiem, ale przeszedł do wyższego chodu, ustawiony, z podstawionym zadem, okrąglutki i mięciutki. Przegalopowałam 3 okrążenia, zrobiłam dwa duże koła i 4 mniejsze wolty w narożnikach, po czym wjechałam na przekątną i zmieniłam nogę przez kłus. Mały płynie wykonał każde przejście, nie tracąc równowagi. Klepnęłam go w nagrodę i po dwóch okrążeniach ładnym, okrągłym i poskładanym do kupy galopem wykonałam dwa ładne, duże koła i dwa mniejsze, następnie po chwili stępa przyszedł czas na kontrgalopy.
Półparadą przygotowałam małego do kolejnego ćwiczenia i zagalopowałam ze stępa. Ruszył ochoczo, płynnie. Zrobiłam jedno duże koło na ogarnięcie i wjechałam na przekątną. Nie zmieniając pomocy ukończyłam ją w galopie i kontrgalopując przejechałam pół okrążenia, by potem przejść do kłusa, poklepać kuca i zagalopować na kole, by zrobić to samo w przeciwnym kierunku. Patatając sobie grzecznie wykonaliśmy jedną przekątną i pół okrążenia kontrgalopem, po czym zmieniliśmy nogę przez kłus i wężyk wzdłuż długiej ściany, z kontrgalopem przy linii środkowej (X). Shetty był bardzo posłuszny, skoncentrowany i spokojny. Nie denerwował się odmienną sytuacją, wierzył w moje sygnały. Poklepałam go i jeszcze jeden, następnie krótka przekątna i pół koła w kontrgalopie, by potem zmienić nogę przez kłus i powtórzyć to samo w drugą stronę. Bardzo ładne, porządke kontraglopiki. Postanowiłam tym razem zmienić nogę poprzez lotną. Skróciłam i zaokrągliłam kucyka jeszcze bardziej, następnie przestawiłam łydki z dosiadem i pach, galopujemy na dobrą nogę. Poklepałam ciapka i kończymy.
Przeszłam do stępa i po 10 minutach wróciłam z kucem do stajni. Trening nie był bardzo intensywny, ogierek po danym czasie miał już spokojny, uregulowany oddech,więc nie było co go dręczyć.
Wróciliśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam szetlanda i zabrałam na myjke. Schłodziłam mu nóżki, a na koniec wypuściłam na padok, bo szkoda nawet w pochmurny dzień trzymać konia w boksie. Sama odnioslam sprzęt na miejsce i ruszyłam dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|