Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:06, 08 Paź 2011 Temat postu: Koła, ósemki i spółka. |
|
|
Postanowiłam popracować z Shettym na różnych figurach. Kucyk już się jako-tako rozchodził, ale nie robiliśmy żadnych wymagających dużo myślenia rzeczy. Tarancik stał sobie na padoku, w derce (było zimno i brzydko), słodko sobie drzemiąc. Otwierając bramkę zawołałam go. Zastrzygł uszkami, otworzył szerzej oczy i potem z radosnym rżeniem podszedł, by domagać się pieszczot. Pogłaskałam go trochę po pyszczku, podrapałam po szyjce i kłębie, następnie dopięłam do kantarka uwiąz i zaprowadziłam ogierka do stajni. Tam uwiązałam go i zdjęłam derkę, przeczesałam szczotkami jego niewielkie ciałko, to samo zrobiłam już grzebieniem z grzywką, ogonem i ostatecznie zabrudzonymi skrawkami irokeza. Na koniec wyszorować ładnie już podawane kopytka, założyć ochraniacze, siodło, ogłowie, derkę i marsz na dwór. Podciągamy popręg, opuszczamy strzemiona i na koń! Shetty zrobił parę kroków w przód, potem jednak grzecznie stanął w miejscu.
Stępem ruszyliśmy na halę, nie chciałam, by mały się przewiał na dworze. Na początku dałam mu luźną wodzę i sama nieco zmęczona i niechętna do myślenia pozwoliłam mu dreptać po śladzie, czasem tylko zmieniając kierunek. Po 10 minutach jednak zebrałam się w sobie, sprawdziłam popręg i zaczęłam pracę na kołach. Duże na 20 m średnicy, mniejsze na 10 m, oraz całkiem malutkie woltki w narożnikach. W obie strony taka praca z dodatkowymi przejściami na włączenie guziczka "zainteresowanie" u kucyka i potem serpentyna przez całą halę. Wewnętrzna łydka pilnuje, by mały nie skracał i utrzymywał jakiekolwiek zgięcie, zewnętrzna natomiast pilnuje by niczym nie wypadł. Łuki były średniej wielkości, linie proste nieco pofalowane na początku, potem ładnie wyjeżdżane jak od linijki. Potem w drugą stronę również serpentyna i ostatecznie jeszcze ósemka. Stworzona z dwóch wolt o średnicy 10 m, z początku sprawiała małemu trochę trudności, jednak po paru przejazdach miałam już konika czułego na łydki zarówno napędzająco-hamujące jak i te spychające na boki. Oprócz tego poczułam w końcu tę miękkość w pyszczku, tzw. masełko, którym cechował się np. Puniek. Zadowolona poklepałam małego i po chwili długiej wodzy pozbierałam do kupy, przyłożyłam łydki i ruszamy kłusem.
Shetty ruszył energicznie, usztywniając się. Od razu zaczęłam z nim pracować na kołach, półwoltach, czasem ścianach, jednak ciągle gdzieś coś kręciliśmy. Stopniowo, wraz z wzrastająca swobodą ruchów szetlanda zaczynałam zmniejszać średnice kół, włączyłam jakieś nie za gęste serpentyny, oprócz nich przejścia do stępa, zmiany kierunków na najróżniejsze sposoby i z czasem coraz więcej ciasnych zakrętów, wolt, jakieś zatrzymania, jazda po liniach prostych utrzymując właściwy kierunek i ustawienie. Zaczęłam działać półparadami i wyginać kucyka w obie strony na prostych, potem też na kołach. Do wewnątrz, potem bez przesadyzmu na zewnątrz, prostujemy, znów do wewnątrz i tak póki tarantowaty się nie rozluźnił. Znów uzyskałam konia-masełko, za co dostał pochwałę i chwilę kłusa na luźnej wodzy. Z ochotą wyciągnął chrapki w dół, wychodząc jednak czasem z kontaktu, ale odpowiednie działanie łydek i voila. No to robimy ósemeczkę. Na początku duże koła, takie prawie 20 m średnicy. Fajna praca, wygięcia dużo nam dały. No to stopniowo zmniejszamy średnice kół, czasem jedno większe drugie mniejsze, jednak z reguły były one w miarę równe. Owszem, zdarzało nam się wypaść tym czy owym elementem ciała, ale czego oczekiwać od konia, który dopiero wraca do formy? No w sumie można tylko liczyć na jakąś równowagę i reakcje na pomoce. W końcu jednak dałam szetlandowi chwilę odpoczynku w stępie na luźnej wodzy, bo zaraz mieliśmy zacząć galop, a ten już był z lekka mokry na szyjce.
Gdy odsapnęliśmy sprawdziłam ponownie popręg. Podciągamy o dziurkę i zbieramy wodze, kłus, w narożniku galop. Poczułam jak tarancik zaczyna robić malutkie baranki i podrzucać zadkiem, jednak spokojnie wysiedziałam jego entuzjazm i gdy się uspokoił Dwa okrążenia po śladzie, parę wolt większych i mniejszych, potem do kłusa, zmiana kierunku przez przekątną i w narożniku galop. Z przyspieszonego kłusa, więc wracamy, uspokajamy się, wolta i zagalopowanie. Lepsze, bez rozpędu. Pochwała i Dwa okrążenia, potem duże koło, kawałek jazdy po ścianie i znów duże koło, jeszcze jedno, potem mniejsze i galop po śladzie. Wyjeżdżamy narożniki i potem wolta na długiej ścianie, przejście do kłusa, w narożniku galop i w następnym wolta. Całkiem ładna jak na początki, ogierek coraz lepiej reagował na łydki. No to robimy woltę w każdym narożniku. Ostatnia była już bardzo dobra. No to wyjazd na przekątną i do kłusa. W narożniku zagalopowanie i również po wolcie w narożniku. Ostatnie kółeczko bardzo ładne, więc popuszczamy trochę wodzy i mocniejszy galop. Shetty strzelił parę mocniejszych już baranków, po czym chętnie powyciągał swoje nóżki. Wygalopowaliśmy się trochę i najeżdżamy na jeden, samotny drążek. Niewielkie hop i po sprawie. No to najeżdżamy jeszcze raz i nad nim przeniesienie ciężaru na lewą stronę i przełożenie pomocy. Kucyk ładnie wylądował na drugą nogę. Pochwała, jeszcze raz. Jedziemy raz bez lotnej, potem podejście 1: nic. Utrzymałam pomoce do zmiany i najechałam kontrgalopem, lecz teraz nad drągiem mocniejsze wygięcie. Zmienił. Pochwaliłam i jeszcze raz. Pyk i galopuje w lewo, potem mocniejsze pyk i galopuje w prawo. Poklepałam malucha i oddałam zupełnie wodze. Na dziś wystarczy, byliśmy już cali mokrzy. Tj on, bo ja tylko wyglądałam jak marchewka.
Przeszliśmy do kłusa i luźna wodza. Chwilę sobie jeździmy i do stępa. Pochwała za ładną pracę i 10 minut człapania, do ochłonięcia. Następnym krokiem było zatrzymanie się, założenie derki i wyjechanie z hali, by potem szybkim krokiem pomaszerować do stajni.
Zatrzymaliśmy się przed boksem kuca, gdzie zeskoczyłam na ziemię, podpięłam strzemiona, odpięłam popręg i ściągnęłam z Shettiego siodło. Ułożyłam na stojaku i zdjęłam ochraniacze. Kolejnym krokiem było zapięcie dokładnie derki, założenie kantara zamiast ogłowia i pójście na myjkę schłodzić nogi. Mały grzecznie stał i nie wiercił się, za co dostał smakołyka i w końcu wrócił sobie do boksu, gdzie od razu rozpoczął pałaszowanie słomy. Ja zaś pozbierałam sprzęt i odniosłam na miejsce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 15:11, 09 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|