Joanne
Właściciel Stajni
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:15, 05 Cze 2015 Temat postu: Skoki - Przygotowanie do PPR (I) |
|
|
No, czas się przygotować konkretnie do jednych z ważniejszych zawodów organizowanych ostatnio. Wysokość przeszkód miała być do 100 cm, więc absolutnie żaden wysiłek, postanowiłam jednak poćwiczyć z gniadą ściganki i straszaki, by móc naprawdę wyśrubować czas i wynik na parkurze. Na dzisiejszy trening wybrałam praktykę skrótów - najazdy po skosie, najazdy na jedną fulę i te sprawy. Szybko ściągnęłam Lith z padoku, odstawiłam na chwilę do boksu i poszłam po sprzęt. Wzięłam cienki potnik, siodło skokowe, popręg z fartuchem oraz ogłowie z wędzidłem smakowym, nachrapnikiem meksykańskim oraz napierśnikiem. Czyszczenie klaczy zajęło mi z 20 minut, niestety obrała sobie za cel wytarzanie w trawie każdego cala swojego jednak sporego cielska. Na szczęście nie sprawiała problemów natury wychowawczej, kiedy tylko pozwoliłam jej zająć się szczotką leżącą nieopodal. Kopyta podała bezoporowo, ochraniacze, czaprak i siodło raz-dwa, przy popręgu mały szczur, ale taki ledwie zauważalny, ogłowie bez problemu. No to marsz na maneż, niedawno zlany, więc akuratny do jazdy i wsiadamy.
Jakoś wgramoliłam się bez pomocy schodków i ruszamy stępem na luźnej wodzy. Lith szła energicznie i obszernie, rozglądając się od czasu do czasu na boki. Po 7 minutach podciągnęłam popręg, skontrolowałam, czy wszystko jest ok i kłus. Na początku długa wodza i otwieramy się, przy okazji rozciągając mięśnie grzbietu, gdyż gniadoszka bardzo fajnie szukała kontaktu w dole, międląc delikatnie wędzidło. Takim kłusem pokręciłyśmy się na placu przez 5 minut, następnie nabranie wodzy na normalny kontakt i duże koła, ósemki etc z lekkimi wygięciami do wewnątrz i na zewnątrz. Kolejne 5 minut i chwila odsapki w stępie, bo pomimo wieczornej pory było jeszcze całkiem gorąco. Ruszamy ponownie kłusem i coraz ciaśniejsze wolty, coraz gęściejsze zmiany kierunków, do tego przejścia, przygotowujemy się umysłowo do szybkiego myślenia i reagowania. Zaczęłam pojedyncze zagalopowania na 2-3 fule, aż w końcu na dobre przeszłam do galopu i po chwili pracy na kole przeszłam do stępa, odsapka nr 2. Po chwili wytchnienia zagalopowanie i trochę mocniejszego galopu w półsiadzie, z lotnymi zmianami nóg, dodaniami, skróceniami oraz paroma ciaśniejszymi woltami. I najeżdżamy 3 razy na kopertę 60 cm. Równy, okrągły galop, dobrze wyliczona odległość i fajne, lekkie podskoczki. Spróbowałam raz wykonać najazd na dwie fule - Lith zdziwiła się lekko, ale oddała gorszy technicznie, ale czysty skok. Poklepałam ją i z drugiej nogi ten sam manewr - była przygotowana na tego typu wymysł i bez wahania, z dobrą techniką pokonała przeszkodę. No to zatrzymanie, zsiadka z grzbietu, postawienie zamiast koperty stacjonaty 80 cm i wsiadka, stęp. Chwila odpoczynku i zagalopowanie, jedziemy sztalkę. Rozliczałam do przodu, Lithium była w pełni skupiona i bardzo fajnie odpowiadała na moje sygnały. Parę normalnych skoków, jeden z krótkiego najazdu i skaczemy po skosie. Na początku tylko odrobinę, by nie przestraszyć niuni czy też nie zaskoczyć jej aż zanadto. Miałam wrażenie, jakby widząc, czego do niej oczekuję mówiła "eee... I to ma być wyzwanie?", więc zaczęłam skakać stacjonatę pod mniejszym kątem, lądując na przeciwną nogę i robiąc swego rodzaju ósemkę. Póki ja dopilnowałam jej do końca, to nie było problemu. Ale jeśli zostawiłam ją samą gubiła się i skakała, owszem, bez pudła, ale wyraźnie była wtedy lekko zestresowana. Po którymś skoku na skos nie zmieniłyśmy nogi i po ściętym łuku najechałam na inną stacjonatę, wysokości 100 cm. Lekko na skos, jednak w bezpiecznym zakresie. Lekki, płynny podskoczek i galopujemy dalej. No to ciasny zakręt i na oksera 100x100. Lekkie dopchnięcie na dwóch ostatnich fulach i fajny, okrągły skok z mięciutkim lądowaniem na prawą nogę. Po mocnym łuku na stacjonatę 80 cm. Najazd udało się zrobić na wprost, skok z przytupu, ale na czysto. Pochwała, chwila odsapki i skaczemy metrową stacjonatę z najazdu na dwie fule, z prawego najazdu. Równy galop w zakręcie, szybkie wyprostowanie, dopilnowanie do końca i ładny, okrągły skok z zabaskilowaniem. Pochwała, galop dalej na prawo i najeżdżamy pod kątem około 60 stopni. Lekkie zawahanie, spięcie się, ale skok oddany na czysto i poprawnie technicznie. Pochwała, galop z lewej nogi i najazd na dwie fule do oksera. "Eeee, pestka". No to galopujemy dalej na lewo i stacjonata pod skosem w drugą stronę, dodatkowo z krótkiego najazdu tuż po skoku okser. Kąt wyszedł mały, czułam, że gniada waha się i trochę niepokoi o to, czy nie wskoczymy w stojak, ale ostatecznie odbiła się i bez pudła pokonała przeszkodę. Poklepałam ją, zawijając zarazem w prawo, praktycznie na ogonie i dzida do stacjonatki 80 cm. Parę fuli przed wzmocniłam nieco kontakt, zgarniając klacz do kupy i hop, po krzyku. Galopujemy na prawo i najazdy na stacjonatę metrową z jednej fuli na wprost przeszkody. Dopchnięcie, wyczekanie do końca i hop, zawijamy na lewo i skok po skosie przez okser. Udało się nie ryzykować bliższego starcia ze stojakami, skok wyszedł bardzo poprawny, lądowanie miękkie na prawą nogę i najazd na jedną fulę na oksera. Klacz się lekko rozkojarzyła i delikatnie puknęła drąga, na szczęście pozostał on na swoim miejscu. No to skaczemy sztalkę na skos w lewo, po lądowaniu od razu najazd na oksera, na jedną fulę. Wzmocniłam pomoce przed odskokiem, koncentrując klacz w pełni na skoku i hoooooop. Dzidzia, idąc za moją dobrą radą postanowiła wysadzić do góry na 130, o dziwo nie zawisając przy tym w powietrzu. Wylądowałyśmy i od razu w prawo na stacjonatę 80 cm, również po skosie. Udany, płynny skok i dzida do przodu. Oddałam klaczy praktycznie całe wodze i pozwoliłam się wygalopować ile dusza zapragnie. Bardzo dobrze poradziła sobie z moimi szalonymi i spontanicznymi pomysłami, jeśli jeszcze podkręcimy tempo samego galopu w dystansie i pooglądamy na straszaki, to powinnyśmy czuć się gotowe do walki.
Lithium z ochotą powyciągała się w galopie, parę razy bryknęła lekko z radości, aż w końcu zwolniła galop, przeszła do kłusa, tu przytrzymałam ją trochę, parskającą i zdyszaną, by wstępnie ochłonęła i dopiero do stępa. Popuściłam popręg, oddałam zupełnie wodze klepiąc hanowerkę przy okazji z obu stron szyi i stępujemy. Wypuściłam nogi ze strzemion i na luzie spędziłyśmy z 10 minut człapiąc po maneżu, aż w końcu idziem do stajni.
Przed boksem rozsiodłałam Lith, poczęstowałam marchewą, następnie zabrałam na myjkę. Zlałam ją calutką letnią wodą, zimną natomiast potraktowałam same nogi. Ściągnęłam nadmiar za pomocą sizala i na kantarze zabrałam Dzidzię za stajnię, na piękną, niezjedzoną, zieloną trawę. Po pół godziny wróciłyśmy. Odstawiłam klacz do boksu, częstując ją kolejną marchewką, po czym pozbierałam sprzęt, odniosłam wszystko na miejsce i ruszyłam na górę, ogarniać papiery i te sprawy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|