Blacky
Dołączył: 27 Gru 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 0:36, 29 Sty 2015 Temat postu: Praca na szeregach gimnastycznych do 100cm |
|
|
Rodzaj treningu: skokowy
Jeździec: Blacky
Data: 28/01/2015
Wstałam bardzo wcześnie, aby zdążyć popracować z Tulpą przed próbnym. Dokończyłam kawę w drodze do stajni, wciąż walcząc z opadającymi powiekami. Poszłam prosto na halę, żeby ustawić przeszkody - dzisiaj przyszła pora na pracę na szeregach gimnastycznych. Nie był to bardzo skomplikowany parkur - tylko dwie samotne przeszkody na rozgrzewkę, krzyżak i stacjonata, oraz pięć "połączonych" - dwie koperty, dwie stacjonaty i na końcu okser. Wszystkie ustawiłam na około 60cm na sam początek, a drągi z oksera w ogóle zdjęłam.
Znalazłam Jo i poprosiłam ją, żeby stawiła się za pół godziny, żeby mi pomóc. Zgodziła się z entuzjazmem, twierdząc, że i tak nie ma dziś nic lepszego do roboty. Poleciałam szybko do stajni, gdzie Tulpa kończyła sianko - już po śniadaniu, ale przed wyjściem na pastwisko, perfekcyjnie. Szybko przeleciałam ją szczotkami, wyczyściłam kopyta, założyłam ochra niacze, siodło z czaprakiem, ogłowie i wyprowadziłam przed stajnię. Wsiadłam ze schodków i wjechałam do hali, zostawiając drzwi otwarte. Dzisiaj pogoda jest niczego sobie, możemy mieć dopływ świeżego powietrza, a co. Jeździłam dookoła na rzuconej wodzy. Kobyłka była bardzo podekscytowana na sam widok ustawionych przeszkód - kiedy zostawiałam ją bez żadnych sygnałów, ciągnęła w ich stronę. Starałam się zatrzymać ten ruch do przodu, jednak bez większych wymagań. W końcu przeszłam do kłusa na luźnej wodzy. Po jakimś czasie zaczęłam robić duże koła, powoli wchodzić na mocniejszy kontakt, skracać wodze, ale zachowując impuls. Wciąż była sztywna, jak to na początku, ale zaczęła powoli się zaokrąglać, odpuszczać. Zaczęłam ją wyginać na zewnątrz i do wewnątrz, ale tym razem na prostej, nie na kole jak do tej pory - mimo wszystko, od razu zrozumiała o co chodzi. Przeszłam do kłusa, zatrzymałam się, ruszyłam po pięciu sekundach i wjechałam na linię półśrodkową, po czym zaczęłam ją spychać łydką do długiej ściany - ostatnio średnio nam wychodziły ustępowania, ale lepiej. Zmieniłam stronę, w drugą stroję było nawet nieźle. Kłus i przez chwilę zostałam na wolcie, oddając jej wodzę, przez co zaczęła przeżuwać, wróciłam na ścianę i zrobiłam serpentynę. Parę kół, a potem w narożniku płynnie przeszłam do galopu. Wolta, skrócenie, wydłużenie, kłus i zmiana kierunku przez ujeżdżalnię. To samo w drugą stronę. Nie chciałam dużo galopować, bo musiało nam starczyć sił na skoki, a i tak ostatnio nie miałyśmy wielu cięższych treningów, więc nie chciałam jej przemęczać.
Dałam jej parę minut stępa na odetchnięcie, a potem wróciłam na kontakt, zakłusowałam, skracałam i wydłużałam chód podczas jednego okrążenia, a następnie skręciłam z długiej i najechałam na kopertę. Przeszkoda była blisko, co trochę zaskoczyło kasztankę. W tym samym czasie przyszła Jo, która zauważyła, że zaczęłyśmy skakać. Najechałam jeszcze raz, tym razem Tulpa była bardziej przygotowana, a ja musiałam dodać trochę łydki przed samym odskokiem. Zmieniłam kierunek i skoczyłam z drugiej strony. Zaczęła się powoli rozkręcać. Przyszła kolej na stacjonatę, ale trochę nam nie wyszedł odskok - coś nie mogłyśmy się dogadać. Po skoku ciężko było zmieścić się miedzy przeszkodami z szeregu, ale dałyśmy radę - po prostu musiałam dokładnie kontrolować każdy krok. Trochę wydłużyłam po skoku, skróciłam i najechałam jeszcze raz. Tym razem dużo lepiej. Poklepałam, do stępa, a Jo podwyższyła obie przeszkódki do 80cm. Teraz koperta była dużo przyjemniejsza, stacjonata po niej również. Poklepałam i dałam klaczy parę minut przerwy, kiedy to ucięłam sobie krótką pogawędkę z Joanne, która użalała się, że jeden ze stajennych strasznie działa jej na nerwy. Trochę go poobgadywałyśmy, ale czas gonił, więc musiałam z powrotem wziąć się w garść i do galopu. Najechałam na niski szereg. Kasztanka wydawała się bardzo zaskoczona, że skok za skokiem! Pod rząd! Ale było to pozytywne zaskoczenie, a w każdym razie na pewno nie negatywne. Poklepałam ją. O tyle dobrze, że nie trzeba martwić się o odległości, bo to skok-wysok. Jeszcze raz. Szło super! Tylko musiałam pilnować, żeby nie skręcała tuż po skoku. Teraz było ok, ale miałam przeczucie, że będzie próbowała od razu lecieć w bok, kiedy dołożymy okser. Ok. Poprosiłam Jo, żeby podwyższyła do 80cm. Tym razem było lepiej - czułam, że Tulpa była naprawdę skupiona na tym nowym zadaniu, bardzo się starała. Ja byłam skoncentrowana na trzymaniu się i jej prosto w linii, żebyśmy nie przekrzywiały się w żadną stronę.
Joanne postawiła drągi na okserze na wysokości 85cm. Między drugą stacjonatą a okserem była jedna fula. Podjechałam stępem, żeby pokazać kasztance przeszkodę, a następnie przeszłam do galopu i najechałam. Było super!
- O stara, ale wysadziła! - zawołała Jo. W sumie to nie musiała, sama to poczułam! Przez co mnie też to trochę wytrąciło z równowagi. Nawet nie przechodziłam do kłusa, zrobiłam jedno okrążenie i znów. Tym razem bez tego potężnego wyskoku. Poklepałam. Joanne w tym czasie podwyższyła wszystkie przeszkody do 90cm, ale ostatnią stacjo i oksera do 100cm. Przygotowałam się, utrzymując aktywny stęp, a po zagalopowaniu skrócenie i powrót do roboczego. Tulpa skakała świetnie.
- Nawet podciąga nogi! Z dołu wygląda to super, jak na górze?
Zaśmiałam się.
- Tutaj też świetnie! Mała ma powera! Oby tak zostało.
Skakała jak piłeczka. Znowu skok nad okserem był nieco zbyt potężny, ale bardzo dobrze. Nie na tyle, żeby mnie wybić z siodła, więc nie było tak źle. Wielki uśmiech wpełznął mi na twarz. Wyklepałam kasztankę. Dałam jej parę minut, ale chciałam spróbować jeszcze raz. Czułam, że jest już cała rozgrzana, ale jeszcze nie zmęczona. Przy ostatniej próbie było trochę za szybko. Puknęła na okserze! Zatrzymałam ją za szeregiem i postanowiłam, że to jednak nie będzie ostatni najazd. Do udanego! Galop i znowu. Na szczęście było dobrze, więc nie musiałam spędzać nad tym dużo czasu, ale i tak zdążyłam się zmartwić, że musiało przestać wychodzić pod koniec! Na szczęście to był tylko jeden pechowy raz. Ten ostatni OSTATNI był świetny. Luźniutki, energiczny, ale nie za bardzo, bez wysiłku. Jo kiwała głową z aprobatą, która mówiła mi, że jej technika skoku poprawiała się z treningu na trening. Poklepałam ją po szyi po obu stronach i rzuciłam wodze. Uff. Ja też traciłam kondycję.
Przez około dziesięć minut stępowałyśmy, a ja w tym czasie rozmawiałam z właścicielką stajni. W końcu zarzuciłam na nią polarówkę i wyszłam, ale jeszcze nie zsiadłam. Postanowiłam pojechać jeszcze na parę minut na spacer do lasku obok, tak dla urozmaicenia. Tulpa była bardzo zdziwiona, ale ożywiła się, kiedy minęłyśmy drzwi stajni. Nie było to nic wybitnie interesującego, ale zawsze jakieś inne zakończenie po jeździe. Było chłodnawo, więc wróciłyśmy chwilę później. Rozebrałam ją, sprawdziłam kopyta, zmieniłam derki i wyprowadziłam na pastwisko, gdzie dołączyła inne klacze z Aurum Animus.
Post został pochwalony 0 razy
|
|