Roselle
Dołączył: 05 Cze 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:53, 06 Cze 2010 Temat postu: Wyjazd w teren z Evov |
|
|
Uwielbiam widok krzątających się ludzi. W tak piękne dni jakdzisiajwiele dziewczyn odwiedziło SC i biegało naokoło koni. Niektórez nich siedziaływ stajni przygotowując konie do jazdy, innerozsiodływały, jeszcze inna grupapracowała w polu, albo po prostupojechała w teren. Dzisiaj postanowiłam do nichdołączyć. Jak zwykleuginałam się pod ciężarem wszystkich bambetli potrzebnychdo jazdy. Dotego z obładowanego ramienia zwisała siatka ze szczotkami iciągnęła kuziemi.
Przeszłam tak przez stajnię aż doszłam do boksu Whita.Przywitałamsię z koniskiem, który od razu wsadził mi nos do kieszeni.Dzisiajbyłam już na to przygotowana i wyciagnęłam paczkę cukierkówbananowych.Jestem dziwna, ale mi one też strasznie smakują XD No to zjedliśmypojednej landrynie tak na dobry początek. Potem wzięłam szczoty, wlazłamBiałemudo boksu i zaczęłam go "szorować". Najbrudniejsze to on miałnogi. Botak to nie było problemu z pozbyciem się śladów piasku iwyschniętego błota. Znogami też jakoś sobie poradziłam. Po rozczesaniugrzywy i ogona zaczęło sięsiodłanie. Fox stał w miarę grzecznie,trochę się wiercił przy wkładaniuwędzidła, ale daliśmy radę. Przyzapinaniu popręgu myślałam, że dostanę białejgorączki. Normalnie niedało się złapać pasków i pozapinać. Zaczął mi łazić poboksie, tupać,prychać i strzelać barany tak jakby chciał się tego pozbyć.
- Nie mój panie, dzisiaj jeździmy w siodle - powiedziałamstanowczo łapiąc go za wodze.
Zareagował mocnym kopnięciem przednią nogą. Na szczęściesięodsunęłam. Pogłaskałam go po szyi i odczekałam aż się uspokoi.Chwilkępograłam we Friendly i mogłam zapiąć spokojnie popręg.
Wyszliśmy na dwór. Byla śliczna pogoda i aż się prosiłogdzieśpojechać. Tak? To proszę bardzo! Wdrapałam się na białygrzbiet,usadowiłam wygodnie i dałam lekką łydkę. Nie zareagował.Notak...zapomnialam już jak obchodzić się z takimi końmi. Mocniejprzycisnęłam iruszyliśmy stępem. szliśmy między pastwiskami. Tak jakzwykle. Nie wiem czemuzawsze kieruję się tą samą trasą.
Po drodze uznałam, że zrobimy sobie rozgrzewkę. Dlategorobiliśmyniepotrzebne wolty, ćwiczyłam skręcanie, sama się rozciągałam.Potemprzejścia stęp-kłus. Oczywiście młody miał mnie totalnie gdzieś ialboszedł cały czas stępem albo cały czas kłusował i dopiero podługotrwałymproszeniu robił to co chcę. Więc byłam zmuszona donasilenia sygnałów. Ja niewiem co to za gruboskórność czy po prostusłaby kontakt z jeźdzciem? No, alepotem jakoś nam szło. I pomiędzydwoma chodami było około 5 taktów tego zktórego przechodziliśmy.
Dojechaliśmy na skraj lasu. Tam póściłam się kłusemćwiczebnym.trochę trzęsło, ale mój tyłek to wytrzymał XD Jadziemy, jedziemy, atupatrzę...kłoda se leży. Miała może ze 40cm. No to kaplica. Bo jak tenbiałasmi się wystraszy a ja wyląduję na gałęzi to do śmiechu mi niebędzie.Przyśpieszyłam więc...wstrzymałam oddech, dałam mocną łydkę ijakimś cudemwybiliśmy się...trwało to dla mnie wieki. Ale jakośwylądowaliśmy cało i zdrowo.Byłam zaskoczona i szczęśliwa. Poklepałamogiera po szyi i znoswu zwolniłam. Tenjednak wyrywał. Uśmiechnęłam siępod nosem i puściliśmy się galopem. Przecieżtrzeba się wybiegać. Nawetfajnie było. No oprócz tego, że jak zwykle poczułammoje krzywoustawione strzemiona.
I nagle mój wrzask. Czy coś się stało? Nie...to tylkomojachisteria. Przez ostatni tydzień ciągle padało i przed nami stałoogrąmnebajoro, Nie dało się go ominąć. Mój krzyk miał świadczyć o tym,że wcale niejestem zadowolona z wizji czyszczenia białego konia, któryw kilku sekundachstanie się kary...
Wjechaliśmy z impetem w tą wielgachną kałużę. Wśródchlapiącejwody ciągle poganiałam konisko. Już, byle uciec, byle dłużejniesiedzieć w tym błocie. Ja nie wiem, może mam jakąś fobię?
Wyjechaliśmy w galopie. moje biedne nogi do kolan byłymokre ibrudne. Oczywiście Fox bardziej ucierpiał...mimo, że był strszniezsiebie dumny. Ja byłam zrozpaczona. No bo jak takie błocko czyścić?Ile...półdnia?Cały dzień?
No ale cóż. czasami trzeba się ubrudzić. Zwolniliśmy dokłusa.Jednak po chwili znowu musiałam przyśpieszyć bo przed dojechaniem dostajniczekała nas przeprawa przez krzaki. Taa...tylko ja umiem sięzmusić żeby niekorzystać z furtki XD No to znowu. Półsiad, łydka iczekanie...wybiliśmy sienawet dobrze...potem lecimy...i dup. Leżę. Cosię stało? Gdzie koń? Dlaczego ijak spadłam? Przecież bylonisko...Trwalo to kilka sekund zanim się ocknęłam.White stał nademnąwesoło rżąc. Tak jakby się śmial. A ja od razu zobaczyłampowód mojegoupadku. Urwałam strzemiono! No pięknie...a na drugim prawie sięnieopierałam. Jak mi jednak noga spadła, póściłam wodze i jakoś sięześlizgnęłamz grzbietu. Śmiejąc się wziełam wodze i zaprowadziłamkonia do stajni. Porozsiodłaniu potraktowałam go szlaufem(hura niemusiałam siedzieć przyszoczotach 10godzin Very Happy) i odstawiłam god boksu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|