Roselle
Dołączył: 05 Cze 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:54, 06 Cze 2010 Temat postu: Wyjazd w teren z Rustler |
|
|
White Fox dawno nie chodził. Aby mógł znowu biegać w wyścigachtrzeba dotego odpowiednio przygotować ścięgna. Zaczniemy odrelaksującego terenu.
Pomimo słońca, termometr wskazywał 15 stopni. Brak wiatru.Pogodaidealna. Mimo, iż kocham zimno, najchętniej wskoczyłabym powrotem dołóżkai spałabym do dwunastej. Sama byłam w szoku, że udało mi sięwystawić nos spodkołdry. Po wypiciu kubka gorącej kawy z mlekiemzaczęłam inaczej patrzeć naświat, ubrałam się i postanowiłam"wyruszyć" do Stajni Centralnej.Weszłam na teren stadniny przez nikogonie zauważona Jedyną osobą, którąspotkałam, była Nojka, która mruknęłacoś niezrozumiałego i ruszyła w stronęhali. Wzruszyłam ramionami iweszłam do stajni. White Fox radośnie zarżał zeswojego boksunajwidoczniej mnie od wczoraj pamiętał. Detal HP dzisiajwyjątkowodomagał się większej porcji czułości. Postanowiłam korzystajączogólnego spokoju i wyjechać w teren. Wzięłam siodlarni szczotki,zgrzebła irząd, wyczyściłam, osiodłałam Fox'a i chcąc najpierw siętrochę rozgrzać -wyprowadziłam go na maneż.
Na początku dwa okrążenia stępem plus wolty, półwolty,duże koła,zmiany kierunku itp. Przez ok. 10 minut kłus z anglezowaniemanastępnie ćwiczebny. Trochę zagalopowania, żeby White się rozruszał.Ot, 20minut. Przejeżdżając już przez bramkę stajni spotkałam Yari.Była potworniezdyszana, ale niestety zapomniałam spytać ją o powódowej zadyszki, ponieważokazało się, że przyjechał pewien facet wsprawie kupna obornika. Nie jestem nabieżąco w tych sprawach, więcpostanowiłam zadzwonić do Noj, lecz niestetykolejny raz mi się to nieudało. Tym razem usłyszałam głośną muzykę,przekleństwo (którego niebędę cytować), jakiś trzask i połączenie zostałoprzerwane. Wysłałamfaceta do Yari z wielka nadzieją, że mnie potem nie udusi bochybabardzo się gdzieś spieszyła.
Ruszyliśmy powoli leśną ścieżką, ciesząc się spokojem iabsolutnąwolnością. Pomijając fakt, że White'owi coś odbiło i uparł sięabypożerać wszystkie pozostałości liści na gałązkach drzew, było poprostubosko. Tradycyjnie zagalopowałam na prostym odcinku drogi, a zzarośliwypłoszyłam stado saren do których mimo wszystko można byłopodejśćbardzo blisko ponieważ najpierw poczuły konia a dopiero potemczłowieka.Niestety po jakiejś godzinie zaczęła do mnie wydzwaniać Yariz zapytaniem :„Gdzie mnie cholera jasna znowu wywiało”, więcruszyliśmy w drogę powrotną. Mimoiż ostatnio aż za bardzo miałam napieńku ze wszystkimi, nie spieszyłam się zabardzo. Po powrociezaprowadziłam folbluta do boksu, wyczyściłam go, dałamnajładniejszejabłko jakie udało mi się zdobyć, wyprzytulałam i zaczęłam zbieraćsiędo powrotu do domu. Zostałam oczywiście solidnie ochrzaniona, z powodutegofaceta od obornika (obwinianie mnie za wszystkie problemy świata).Tak czy siakmnie lubią, więc się tym nie przejmuję =) Wsiadając dosamochodu, widziałam Yarii Nojkę rozmawiających ze sobą. Raczej jużnie była na mnie zła. Zapaliłamsamochód i powoli odjechałam starającsię nie płoszyć pracujących na maneżukoni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|