Forum www.wsraurumanimus.fora.pl Strona Główna

TRENINGI *WIARY
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wsraurumanimus.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Wiara
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:58, 21 Mar 2011    Temat postu:

Skoki - klasa N by Kana

Data: 13 Listopada 2009
Trener: Kana
Opis:
Rano przyjechałam do WSR Aurum Animus, żeby zrobić trening z Wiarą. Miałyśmy poćwiczyć skoki N. Spotkałam się z Joanne i omówiłyśmy szczegóły treningu. Kiedy Joanne poszła ustawić przeszkody na placu, ja weszłam do stajni i podeszłam do boksu Wiary. Już raz miałam z nią trening więc tylko chwilę postała w głębi boksu, a potem podeszła bliżej. Pogłaskałam ją po chrapach i dałam miętusa. Założyłam kantar i wyszłyśmy na zewnątrz gdzie zaczęłam ją czyścić. Trochę się wierciła, ale po kilku minutach była już czysta. Miałam też trochę problemów z jej nogami, a mianowicie nie chciała podnieść jednej, a jak ją podniosłam to wyrywała ją. Kiedy była już czysta, założyłam siodło. Skuliła uszy, ale po chwili uspokoiła się. Podpięłam lekko popręg i wyregulowałam strzemiona. Potem założyłam ogłowie. Co prawda opuszczała głowę i musiałam ją podtrzymać. Kiedy była już gotowa poszłyśmy na plac, gdzie Joanne kończyła ustawiać przeszkody do klasy N.

Na placu Joann przytrzymała mi ją a ja na nią wsiadłam. Od razu zaczęłyśmy od impulsywnego stępu. Na początku klaczka trochę kuliła uszy, lecz po chwili ładnie zaczęła iść. Po kilku okrążeniach, woltach itd. przeszłyśmy przed drągi. Potem to samo w kłusie. Wiara dosyć ładnie szła, zebrała się i energicznie szła do przodu. 'Przeskoczyłyśmy' kilka kozłów i jedną stacjonatę 40 cm ;p a potem zagalopowanie. Wiara lekko bryknęła, więc ją skarciłam. Po chwili był już spokój. W galopie kilka wolt i stacjonat 100 cm. Fajnie sobie radziła. Odważnie najeżdżała i mocno się wybijała, widać że ma potencjał. Potem okser 110 cm. Z tą też sobie całkiem ładnie poradziła.

Poklepałam ją i pojechałyśmy do stacjonaty 115 cm, a zaraz za nią stacjonata 120 cm. Tą pierwszą pokonała bez problemów, ale była mało skoncentrowana i zatrzymała się przed drugą, a ja ledwo utrzymałam się w siodle. Uspokoiłam ją, a potem ponowiłam najazd na tą przeszkodę. Tym razem Wi skoncentrowała się i dosyć ładnie przeskoczyła obie przeszkody. Pochwaliłam ją. Potem przeskoczyłyśmy pijanego oksera 120 cm. Co prawda dotknęła tylnym kopytem jedną belkę, ale pod względem technicznym było bardzo dobrze. Zrobiłyśmy woltę i najechałyśmy na triple barre 110 cm, 115 cm i 120 cm. Energiczny najazd i świetny skok. Teraz rząd stacjonat 120 cm. Po kolei skakałyśmy jedną po drugiej. Niestety była jedna zrzutka. Poklepałam ją i powtórzyłyśmy skok. Tym razem bez zrzutki.Pochwaliłam ją i naprowadziłam na double barre 115 cm i 120 cm. Trochę za szybko się wybiła, przez co zahaczyła, ale z baskilacją poszło jej bardzo dobrze. Powtórzyłyśmy skok, najeżdżając trochę wolniej, by Wiara mogła lepiej ocenić odległość. Pomogło i tym razem wybiła się w odpowiednim miejscu. Poklepałam ją, a potem zwolniłam do kłusa i zrobiłyśmy 2-3 kółka w kłusie. Potem łydka do galopu i skok przez okser 120 cm. Na początku się trochę wahała, ale skoczyła. Znów tylko zahaczyła, ale i tak była bardzo dobry skok. Potem stacjonata 115 cm i okser 120 cm. Z pierwszą przeszkodą nie miała problemów, a okser z wahaniem pokonała, ale tym razem już nie zahaczyła. Poklepałam ją i naprowadziłam na stacjonatę 120 cm. Dokładny najazd i bardzo odważny i wysoki skok. Wiara miała całkiem sporą rezerwę. Kolejną przeszkodą był okser 120 cm. Nie wiem dlaczego, ale Wi wydawała mi się jakaś dziwna kiedy miała przeskakiwać tak wysokiego oksera, może się bała ? No cóż.. dałam jej łydę żeby odważniej najechała. Wyszedł nam całkiem udany skok. Potem double barre 115 cm i 120 cm. Klaczka odważnie najechała i dokładnie wymierzyła skok, przez co miała całkiem sporą rezerwę. Też, bardzo fajnie się wygięła nad przeszkodą, przez co skok wyglądał bardzo profesjonalnie i ogólnie ładnie ;p Potem przeskoczyłyśmy jeszcze pijanego oksera 120 cm, triple barre 110 cm, 115 cm i 120 cm, okser 120 cm, stacjonta 120 cm, mur 115 cm, stacjonata 120 cm i mur 120 cm, double barre 115 cm i 120 cm, stacjonta 110 cm. Wszystkie ładnie przeskoczyła, z czym przy pierwszym murze trochę się spłoszyła i musiałyśmy powtórzyć skok, no a z okserem było już wszystko w porządku Wink Poklepałam ją i zwolniłam do kłusa i po chwili do stępa. Kiedy chwilę odpoczęła, dałam jej łydkę do kłusa i poprzeskakiwałyśmy przez stacjonaty 40 cm, a potem porządnie ją rozstępowałam. Wiara spisała się dzisiaj świetnie i myślę że dużo się nauczyła.

Zeskoczyłam z niej, przełożyłam strzemiona i poluzowałam trochę popręg. Poszłyśmy przed stajnie, gdzie zdjęłam z niej wszystko i wytarłam z potu i wyczyściłam. Założyłam derkę i wstawiłam do boksu. Zostawiłam jej też kilka przysmaków dla koni. Poszłam do Joanne i opowiedziałam o treningu. Rozliczyłyśmy się i pojechałam poćwiczyć z moją Etni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:59, 21 Mar 2011    Temat postu:

Skoki - klasa N, przygotowanie do HPR

Data: 20 Listopada 2009
Trener: Joanne
Opis:
Dziś chciałam przygotować klaczuchę do najbliższych eliminacji HPR w skokach. Ostatnio kicałyśmy dość często N-kę, więc wysokość nie robiła nam problemów, musiałyśmy dziś przetrenować nasze przejazdy pod względem czasowym. Wiara czekała na mnie w boksie będąc w miarę czysta, więc zadowolona z uśmiechem skierowałam się do siodlarni, po potrzebny mi dzisiaj sprzęt. Pod boks niebieskookiej przyniosłam szczoty, ogłowie, siodło, czaprak 'komix' czyli nasz ulubiony i ochraniacze (przód i tył) plus bonusowo kaloszki. Wi patrzyła na mnie wyczekująco, a gdy zakładałam jej kantar uważnie badała zawartość mojej kurtki, w szczególności kieszeni. Do kantara dopięłam uwiąz i wyprowadziłam kobyłkę przed boks. Dałam smakołyka, którego tak oczekiwała i zabrałam się za czyszczenie. Wpierw musiałam zdjąć z niej błotną maseczkę, którą tak uwielbiali razem z Kolorowym. Dużo czasu to nie zajęło, wykształciłam się już w tym fachu x] Następnie w ruch poszła miękka szczotka, którą łaciata po prostu wielbiła, więc przyjemnością było czyszczenie jej pięknej sierści z tych wszystkich brudów. Gdy już podstawy były, wzięłam gąbki i nimi delikatnie wytarłam wrażliwe miejsca, szmatką przetarłam konia i na koniec wyczyściłam kopytka, która klaczucha tak ładnie podała, że aż dostała smakołyka. Potem siodłanie. Wpierw czaprak, następnie siodło, które poszło bez problemu, następnie ochraniacze nasze piękne i na koniec ogłowie ze skośnikiem. Sama założyłam na głowę toczek, w rękę wzięłam palcat i ruszamy na półhalę. Hala została czysta, bo tam dziewczyny budowały nam 'parkur niespodziankę' który miał być trudny pod względem zarówno wysokości, skrętów etc ale też stylowo przeznaczony na przejazd z trafienie w normę czasu.
Półhala była nasza, niewiele osób teraz na niej jeździło, a ja miałam szczególny sentyment do tego drewnianego, pięknego miejsca, na którym mogłam trenować, kiedy nie było wiatru. Wchodząc zapaliłam lampy i zatrzymałam konia przy ławce. Podciągnęłam popręg z obu stron, by jej nie pozaciągać brzucha na lewo, następnie ustawiłam sobie strzemiona, złapałam krócej wodze i wsiadłam. Ruszyłyśmy z Wiarą swobodnym stępem, w którym robiłyśmy różne wygibasy przez najbliższe 10 minut stopniowo wchodząc na mocniejszy kontakt i zebranie. Po jakiś 15 minutach stępowania dałam kobylastej lekką łydkę i kłus. Wiara szła do przodu, ładnie prosto i z impulsem. Świetnie dziś reagowała na łydki, za co byłam z niej dumna. W kłusie kręciłyśmy różne wolty, ósemki, półwolty etc, a zza ogrodzenia uważnie przyglądała mi się Misia. Podjechałam do niej i zatrzymałam konia. Podpinając popręg zapytałam o co chodzi. Dziewczyna odparła, że na razie nie ma co robić, bo jej koniu przyzwyczaja się do nowego miejsca więc postanowiła popatrzeć jak trenuję z młodą. Zaprosiłam ją na ławkę i poprosiłam, by dawała jakieś rady, mówiła czy dobrze etc, oraz by potem pomogła przy przeszkodach. Sama podczas rozmowy podciągnęłam popręg i wróciłam do treningu uzupełniając go już w drągi, krzyżaki i niewielkie stacjonaty. Wiara ładnie podnosiła nogi, starała się i skakała nawet z fatalnych najazdów. W końcu na chwilę do stępa i zaraz sobie zagalopujemy. Misiaczek w tym czasie ustawiła nam parkur na rozgrzewkę, przy czym 2 przeszkody będą stopniowo podwyższane, by dobrze rozskakać kobylastą. W końcu brzęk ustawianych przeszkód ustał i mogłyśmy w spokoju sobie ruszyć wpierw kłusem, następnie w narożniku przy ławce galopem. Wi ruszyła żwawo, impulsywnie i mocno do przodu. Od razu sama się zebrała i ustawiła, jakby wiedziała o co biega. Zrobiłyśmy 3 okrążenia oraz jedną woltę na lewą nogę i do kłusa, zmiana kierunku przez półwoltę i znów galop, tym razem na prawą. Na tą stronę wykonałyśmy taki sam schemat. Przejście na chwilę do stępa i słuchamy objaśnień Misiaczka. Gdy w końcu wszystkiego wysłuchałam i zrozumiałam jeszcze raz zbadałam parkur(patrz parkur 1) i ruszamy. Dałam srokatej lekką łydkę do galopu, ta strzeliła jednego łagodnego baranka i spokojne nakierowanie na drągi. Niebieskooka postawiła uszy i z ogonkiem w górze przegalopowała spokojnie przez wszystkie 4. Następnie 2 foule galopu i koperta 35 cm. Płynny, lekki skok i lekkie przyspieszenie z wyprostowaniem na kolejną kopertę mającą 45 cm. Wiara płynnie przeskoczyła krzyżaka i 2 foule później leciałyśmy nad stacjonatą 50 cm. Dość mocno skątowany (ok.45°) zakręt w lewo i wyśrodkowanie na stacjonatę 50 cm, do której miałyśmy tak z 5-6 fouli. Wiara ładnie się wyginała i chciała przyspieszyć przed stacjonatą, jednak nie pozwoliłam jej na to i spokojnym, roboczym galopem najechałyśmy na stacjonatę którą pokonałyśmy łatwiutko. 3 foule później nastąpiło trochę mocniejsze wybicie na stacjonatę 65 cm nad którą zrobiłyśmy zmianę nogi. Ponieważ klaczka dobrze się spisywała pochwaliłam ją i jedziemy dalej. Wpierw prosto, potem w miarę łagodny zakręt w prawo. Wyprostowanie na stacjonatę 75 cm, za którą był okser 80 x 80 oraz jeszcze dalej triplebarre 70/80/90 x 70. Stacjonata poszła łatwo, okser również, a triplebarre z ładnym zapasikiem. Pochwaliłam kobyłkę i skręt 90° w prawo, następnie nakierowanie na oksera 100 x 100 z wskazówką. Wiara ładnie przegalopowała przez wskazówkę, a następnie wybiła się mocno nad okserem. Skok był z zapasem, wykonany ładnie i pewnie. gdy już czułyśmy się rozskakane Misia podwyższyła nam szereg stacjonata-okser-tripl, który teraz miał 100, 105 x 100 i 90/100/110 x 80. Zagalopowałyśmy z łaciatą i nakierowanie. ładnie pokonana stacjonata, okser skoczony z klasą no i triplebarre jak zwykle po maśle. Skoczyłyśmy to jeszcze raz i przeszkody podniesiono o 10 cm. No to jedziemy Smile Stacjonata 110 cm spokojnie, bez żadnych strachów etc, okser 115 x 110 ładnie, z gracją i triplebarre 100/110/120 x 80 wzięte mocno i pewnie. Pochwaliłam kobyłkę i przeszkody jeszcze wyżej. Zawsze lepiej skoczyć przy rozgrzewce choć jedną przeszkodę wyższą od tych, nad którymi będziemy fruwać przy elemencie właściwym treningu. Dziś będzie nasz pierwszy skok 130 cm, byłam spokojna, Wiara ma dużą potęgę skoku i świetną technikę, sądzę, iż zajdziemy w skokach do wysokich klas. A więc...Stacjonata 120 gładziutko, jakby nigdy nic, okser 125 x 110 pewnie, wzięty wysoko i szeroko, wykonany z dobrą techniką i triplebarre 110/120/130 x 90 cm. Przed przeszkodą dałam Wiarze mocniejsza łydkę, by dodać jej pewności i wykonałyśmy świetny skok, wysoki i szeroki, z dużym zapasem. Poklepałam kobyłkę i do stępa. Pora trochę odpoczać przed treningiem właściwym. Wyjechałyśmy z półhali i skierowałyśmy się na halę przed którą czekały na nas dziewczyny. Otworzyły drzwi i...zobaczyłam po prostu wspaniale urządzony parkur! Aż szkoda go rozmontowywać, chyba zostanie i urządzimy na nim jakieś małe zawody (tylko zmienimy wysokości etc, żeby nie było). Wjechałyśmy z kobyłką na halę i stępując obeznałyśmy się ze wszystkim. Dziewczyny dały mi karteczkę, bym sobie zobaczyła jaka jest kolejność (parkur 2) następnie ustaliłyśmy odpowiedni czas - 4:05.
-No młoda, pora trochę się pomęczyć z tempem - Powiedziałam i zagalopowałyśmy. Jedna niewielka wolta i ruszamy. Od razu zaczęłam pilnować kobyłkowego tempa, które lubiło się wahać. Pierwsza stacjonata miała 105 cm i pokonałyśmy ją łatwo, nie była ona jakimś wielkim problemem dla nas. Przyspieszenie na prostej i skaczemy przez oksera 110 x 100. Wiara ładnie się wybiła i oddała świetny skok. Dwa foule średniego galopu i stacjonata 115 cm. Wiara skakała ładnie, starała się i mocno składała podłoże, była dziś niemożliwie staranna. Za przeszkodą lekkie przyspieszenie i zakręt 45° za którym wyprostowanie i skok przez doublbarre 110/120 x 60, które łaciata skoczyła z zapasem, następnie ruszyła żwawym galopem na stacjonatę 120 cm. Wstrzymałam ją dość mocno i po 2 foulach wybicie na przeszkodę, lądowanie i wybicie (szereg na skok-wyskok) na oksera 115 x 100. Klaczka starała się bardzo, jakimś cudem udało nam się pokonać oksera, co nie było łatwym zadaniem. Poklepałam, bo skończyło się tylko na szurnięciu po drągu i naprostowałam Wi na triplebarre 100/110/120 cm x 80 cm. Ta nieco przyspieszyła i wybiła się lekko z ziemi, jakby grawitacja dla niej nie istniała. ładnie przefrunęłyśmy nad triplem i po chwili już galopowałyśmy szybciej, by zdążyć czasowo. W szybkim tempie natarłyśmy na stacjonatę 125 cm, nad którą klaczka bardzo ładnie wykonała zmianę nogi od leciutkiej łydki. Ponownie ją poklepałam i nadal w szybkim tempie (musimy troszkę czasowo nadrobić) nakierowałam ją na oksera 120 x 120 m z wskazówką. Trochę nam się nogi pogubiły przy drągu, a okser był skoczony 'na królika' jak to my się zawsze ratujemy i o dziwo żaden drąg nie został zrzucony. No to jedziemy dalej. W tym samym tempie zakręt w prawo i wyprostowanie na stacjonatę 115 cm. Kobyłka postawiła swoje rude uszy i chętnie kicnęła przez przeszkodę, następnie ładnie wyciągnęła nóżki w jednym foule galopu i skok przez doublebarre 115/125 x 60 cm. Przyznam, że byłam z młodej dumna, klacz szybko robiła postępy i doskonale się rozumiałyśmy. Jedno foule po doublu wybiłyśmy się na triplebarre, które miał 90/100/110 x 80 cm więc nie sprawiło nam problemów, po za siłą wybicia, która była minimalnie niższa od moich wymagań, jednak spokojnie starczała na taką przeszkodę. Poklepałam i jedziemy 2 foule na rowu z wodą. Przeskoczyłyśmy tą dość szeroką przeszkodę (130 cm) i już po chwili skręcałyśmy w prawo na szereg dwóch stacjonat (110 i 120) oraz oksera 115 x 110 cm. Między nimi było miejsce na jedno foule galopu. Dałam klaczce lekką łydkę i jedziemy szybciej. Pierwsza stacjonata - gładko, druga - szurnięcie, a okser - z zapasem Smile Nie poszło świetnie, ale nie było też źle, szurnięcia nie są karane punktami karnymi, więc...Smile No nic. Dwa foule lekko po skosie, dwa po prostej i skok przez hydrę 120 cm. Wiara nieco niepewnie, ale skoczyła z zapasem. Pochwaliłam ją za to i spokojnym galopikiem na pająka 110 cm. Wiara spokojnie go skoczyła i po chwili już stępowałyśmy w stronę dziewczyn. Czas okazał się świetny, bo 4:03 Smile Byłam bardzo zadowolona z kobyłki, a ponieważ była już mocno zmęczona to poszłam na maneż, nasz błocisty placyk, po który można jeździć w kółko na spokojnie, więc idealne miejsce na rozprężenie.
Pojechałyśmy tam i zagalopowanie. W spokojnym już tempie rozgalopowałam kobyłkę na obie strony, potem rozkłusowałam na całkowitym luzie i stępujemy. Gadałam do klaczy nie mogąc przestać, a ta spokojnie słuchała mojej paplaniny. Byłam bardzo zadowolona z konia, spisał się świetnie, więc następny trening to przejażdżka w terenie Smile Po 15 minutach zatrzymałam się, zsiadłam z Wiary, poluźniłam jej popręg, podpięłam strzemiona, rozpięłam nachrapnik i wracamy do stajni. Tam rozebrałam klacz, zaprowadziłam na myjkę, zalałam nogi, wytarłam i w końcu odstawiłam do tego boksu, w którym czekało tak kuszące sianko i jeszcze w żłobie marchewki, jabłka..! Klaczka nie mogła się nacieszyć, chodziła w tę i we w tę, aż w końcu zdecydowała się na owoce i warzywa x] Ja zaś pomasowałam jej grzbiet, nogi, szyję, zad i wszystko praktycznie, co bardzo ją rozluźniło i odprężyło. Sama poszłam ogarniać resztę rzeczy.


parkur 1


parkur 2


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:00, 21 Mar 2011    Temat postu:

Skoki - wprowadzenie do klasy C

Data: 5 Grudnia 2009
Trener: Joanne
Opis:
Ostatnio postępy w skokach szły bardzo do przodu, więc postanowiłam wprowadzić dziś Wiarę w klasę C. Klacz ma predyspozycje i szkoda by je zmarnować Wink Niebieskooka czekała na mnie już czysta, w swojej uroczej dereczce i kantarku, ciekawsko wyciągająca chrapki w stronę każdego przechodnia. W drodze do niej wpadłam po sprzęcior, czyli siodło, ochraniacze i ogłowie. Ostatnimi czasy coraz częściej zastanawiałam się nad nowymi barwami dla koniaków. Kolorowego chciałam na jasno-zielono a Wiara pozostawała dla mnie zagadką. Mimo to nic nie przeszkadzało nam, by wozić się w tych jakże pięknych rzeczach które mamy Smile No ale koniec tych rozmyślań. Raźno podeszłam do drzwi, przy których akurat stała jakaś pani i przyglądała się kobyłce trochę jakby się jej bojąc. Ja wesoło zacmokałam i spokojnie weszłam do boksu Wi, do jej kantarka dopięłam uwiąz i przepraszając panią wyprowadziłam na korytarz. Zdjęłam z kobyłki derkę i dla upewnienia jeszcze raz przejechałam po niej miękką szczotką i szmatką, grzywę dodatkowo zaplatając, by nam zbytnio nie kolidowała podczas lotów. Odeszłam kilka kroków w tył patrząc na ogólny wygląd srokatej. Hmm...niezły atleta się z niej zrobił, miała bardzo zgrabną i kształtną sylwetkę, z elegancko zarysowanymi mięśniami, ale nie myśląc już dalej wzięłam siodło i delikatnie założyłam na jej grzbiet. Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i sięgnęłam po ochraniacze. Drugi raz w życiu kobyła się tak wierciła przy ich zakładaniu (pierwszy raz był, gdy ją do nich przyzwyczajałam, chodziła w bardzo zabawny sposób, mogłaby iść do hiszpańskiej szkoły jazdy)
-Wiara! Co się z tobą ostatnio dzieje? Przestaniesz łaskawie się tak wiercić, te ochraniacze Ci dotychczas nic nie robiły - Powiedziałam stanowczo będąc już dość poirytowaną, na co kobyłka od razu stanęła jak posąg z marmuru i czeka, aż stanę i pogłaszczę ją po szyi, dając jednocześnie smakołyka. Na koniec oczywiście ogłowie, z którym poszło gładko, bo młoda nie ma żadnych urazów co do wędzidła. Jeszcze tylko derka na grzbiet, ja się już wyszykowałam wcześniej i ruszamy na halę, która była zajęta już przez Boilinga i Salinera, którzy na szczęście byli mniej-więcej w środku treningu. Ustawiłam sobie przy siodle wszystko jak trzeba, popręg podciągnęłam i wskoczyłam na grzbiet kobylastej. Lekka łydka i stęp swobodny.
Ustaliłyśmy z dziewczynami, że lepiej będzie, gdy sobie postępuję na ścianie, bo na jednej połówce Carrot z Salciem pracowali nad różnymi skrętami między przeszkodami, a Misia na Boilingu skakali właśnie parkur do klasy C. Uzyskałam zgodę na rozskakanie klaczuchy u Carrot oraz zapoznania jej z klasą C u Misi, więc zadowolona zajęłam się koniem. Nabrałam wodze, co spowodowało, że ładnie podstawiająca zad klaczka sama z siebie się ładnie ustawiła i zaczęła żuć wędzidło. W stępie się powyginałyśmy, poprzechodziłyśmy przez drągi i trochę poprzypominałyśmy sobie dodania i skrócenia, stępy pośrednie etc, aż w końcu, po 10 minutach lekka łydka i kłus. Z tego co widziałam kątem oka Misiaczek rozkłusowywała już Boilinga, a Carrot była w szczytowym punkcie treningu. Potem zajęłam się Wiarą na dobre. Wykonywałyśmy częste zmiany kierunków, wygięcia, przejazdy przez drągi i przejścia, a po dłuższej rozgrzewce nawet chody boczne. Niebieskooka spisywała się dziś dobrze, jednak była bardziej rozproszona niż zwykle, co mnie nieco niepokoiło. Przeszłam na chwilkę do stępa, by młoda nieco odsapnęła przed galopem i spróbowałam się obeznać na obydwu parkurach. Z pomocą Miśki się odnalazłam, konica odpoczęła więc nabranie wodzy i kłus. Trochę się pokręciłyśmy w spokojnym tempie i w narożniku przy ławce zagalopowanie. Wi wypruła do przodu strzelając kilka eleganckich baranków po czym szła już ładnym, ale szybkim galopem ustawiona w miarę, więc dałam spokój i pozwoliłam się nieco wyszaleć, ale z umiarem, bo w końcu takie skoki to już pewien wysiłek. Rozgrzałyśmy się w galopie na lewą nogę wykonując wszelakie wygięcia etc, po czym wykonałyśmy zmianę kierunku z lotną i galop na prawą. Tutaj też było kilka soczystych bryknięć, ale już bez szaleńczego tempa. Gdy poczułam, że możemy zacząć skakać spojrzałam na Carrot, która spokojnie kłusowała sobie na luźnej wodzy, slalomując między parkurem Misiaczka. No to pora zacząć kicać Very Happy Nakierowałam Wiarę na kopertę 50 cm, za którą była takiej samej wysokości stacjonata, po czym odbicie w prawo i skok przez doublebarre 55/65 x 40, ponowny skręt w prawo i okser 70 x 70. Kopertę klaczka pokonała niechlujnie, ale już przy stacjonacie się poprawiła, doublebarre poszło nam ładnie, a okser jak zwykle, tyle, że niżej. Następnie odbiłam mocno w lewo i nakierowanie na tripla 60/70/80 x 60 za którym stała elegancka stacjonata 100 cm. Kobyłka się stopniowo rozgrzewała w miarę kolejnych przejazdów, i w końcu nakierowanie na najwyższe przeszkody - stacjonatę 110 cm oraz doublebarre 115/125 x 80. Wiara wybiła się mocno, lecz późno i niestety drąg spadł. Przeszłam do stępa i poprosiłam kogoś, by poprawił przeszkodę. Szybko się to zorganizowało i ponownie najeżdżamy. Tym razem wybicie wcześniejsze (ale wciąż nieco za późne) i bardzo mocne złożenie podwozia. Skok udany, na czysto więc pochwała i jeszcze raz, by się na tej wysokości dobrze rozskakać. Trzecie podejście zakończyło się mocnym szurnięciem, ale nie zrzutką, czwarte ze złym wymierzeniem foule, więc stopa, a po niej nagły wyskok i zrzutka gotowa. Uspokoiłam trochę Wiarę, która była dziś wyjątkowo nerwowa i jeszcze raz najeżdżamy pewnie na środek przeszkody, pilnując foule i skok, bardzo ładny, czuć było, że się kobylisko rozgrzało. Pochwaliłam za ładny skok i nakierowanie na doublebarre. Przeszkoda solidna, wysoka, jednak niebieskookie tak ładnie się przyłożyło do skoku, że wydawać by się mogło, iż przeszkoda jest malutka i nie sprawia jej zbyt wielkiego problemu. Pochwaliłam i jeszcze 3 skoki. Za jednym była zrzutka, za drugim zapas, a trzeci zakończony szurnięciem, jednak wykonany ładnie, a przewiniłam ja, bo nie pilnowałam ani siebie, ani klaczy i tak jakoś wyszło. Mimo to pochwaliłam kobyłkę i stępujemy przez chwilę. Oglądając parkur wyobrażałam sobie, jak ładnie i czysto pokonujemy wszystkie następujące przeszkody:
1. linia: stacjonata 125 cm - okser 120 x 80 - stacjonata z desek 130 cm
2. szereg: doublebarre 120/130 x 70 - jedno foule - stacjonata 130 cm - dwa foule - okser 130 x 100
3. piramida 120/130/120
4. linia: bramka 125 - triplebarre 105/115/125 x 90 - pijany okser 125 x 60
5. szereg: stacjonata z desek 130 cm - dwa foule - okser 125 x 100 - trzy foule - triplebarre 100/110/120 x 80
6. hydra 125 cm
7. linia: rów z wodą 130 cm - pająk 125 cm - stacjonata z zwężeniem 120 cm - joker (stacjonata z jednego drąga) 120 cm
Parkur wyglądał na wyczerpujący, było wiele wysokich przeszkód i skrętów, jednak wierzyłam, że kobyłka da sobie radę z taką potęgą skoku. Bez wahania ruszyłyśmy galopem na linię. Pierwsze dwie przeszkody pokonane ładnie, przy okserze wczesne wybicie, ale świetny baskil i złożenie podwozia, stacjonata z desek wzięta wysoko, był spory zapas, ale ogółem skok ładny, w dobrym miejscu wyskok. Pochwaliłam i szereg. Doublebarre mimo wysokości udane, z wczesnym wybiciem, jednak obyło się bez szurnięć czy zrzutek. Stacjonata za późne wybicie, jednak poratowane jego mocą, oraz mocnym złożeniem podwozia i poprawą zadem. Nakierowanie na oksera-giganta i tu wyłamanie. Uspokoiłam kobyłkę i ponowny najazd na cały szereg. Przy stacjonacie wczesna, mocna łydka i dobre wybicie, za co dostała młoda pochwałę. Przypilnowałam jej w łydkach i wodzach przed okserem, wzmocniłam ich działanie lekkim bacikiem i skok wykonany, lecz z zrzutką. Mimo wszystko pochwaliłam srokatą, bo skoczyła, tylko zbyt niepewnie i późno. Najechałam z nią jeszcze kilka razy na tą przeszkodę, uważnie pilnując i zamykając dopóki nie spostrzegłam, że się nie spina, nie przyspiesza, nie denerwuje przed okserem. Wiara wykonywała ładne, dobre technicznie skoki, lecz czasami zabrakło jej pewności i albo kończyło się to mimowolną ucieczką, stopą lub zrzutką, albo zwykłym szurnięciem drąga. Mimo wszystko po pewnym czasie Wi zaznajomiła się z okserem i już bez strachu za każdym razem skakała go na czysto. Jak dobrze jest znać konia od początku i szkolić go wedle swoich sposobów zgodnych z jego psychiką oraz stanem fizycznym. Odpoczęłyśmy chwilkę w stępie i pora jechać dalej. Naszym celem była teraz piramida, na którą natarłyśmy pewnie, w stosunkowo średnim tempie, dobrym na takie skoki i ładny, czysty udany hop przez jakże zabawną przeszkodę, lubianą przez większość koni w mojej stajni. Pochwaliłam niebieskooką i linia. Bramka na spokojnie, łagodnie i lekko pokonana bez żadnego stresu, triplebarre z zapasem, wzięty dość mocno i skok o naprawdę wielkiej sile. Pijany okser niechętnie, ale skoczony i mimo szurnięcia stwierdziłam, że nie ma sensu powtarzać skoku, skoro tylko jedna noga się dobrze nie podciągnęła jak reszta, mamy czas by to doćwiczyć, na razie trzeba te oksery polubić. Po linii był ostry skręt w lewo, prowadzący na elegancki szereg. Stacjonata wzięta późno, jednak ładnie i czysto, dwa foule i okser. Wybicie bardzo mocne, świetny baskil i naprawdę dobrze technicznie, gdyby podwozie się trochę mocniej podciągnęło, mimo tego skok był czysty, ładny, więc pochwała i trzy foule do tripla. To była już łatwizna, więc Wiara na spokojnie, lekko pokonała przeszkodę, chcąc jakby pokazać, że to jest dla niej pestką. Ale...tu czekała na nią niespodzianka. Niedaleko za triplem stała hydra, która jak została skoczona, tak chyba był 20-centymetrowy zapas. No ale cóż...Jak woli ją tak skakać, to nie zabraniam, byle by później przy wyższych skokach nie było takich wyczynów. Na koniec bardzo ładna linia. Rów z wodą, który pokonałyśmy jakby miał jeszcze z pół metra więcej, pająk skoczony spokojnie, z gracją, stacjonata nieco niepewnie ze względu na nowość, czyli zwężenie, ale ładna, z zapasem, bez żadnych scenek. Ostatniego jokera ku mojemu zdziwieniu Wiara pokonała praktycznie sama, bez żadnej łydki, na czysto i chętnie.
-Bardzo dobrze Wiarka - Powiedziałam do mokrej już klaczy, więc tylko spokojnie ją rozgalopowałam, potem rozkłusowałam przez 10 minut i stęp swobodny przez ponad 15 min. Założyłam na nią derkę, sama po zatrzymaniu przy ławce zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona, rozpięłam nachrapnik i wracamy do stajni. Po drodze młoda dostała smaczka, a przed boksem kolejnego. Rozsiodłałam ją, wytarłam dokładnie, nałożyłam derkę a na myjce zlałam i umyłam nogi, które potem przez długi czas pielęgnowałam, tak samo jak grzywę i ogon. Kobylisko zdążyło wyschnąć, więc w końcu prowadziłam ją do tego boksu, gdzie dostała marchewę i sianko, które od razu zaczęła spokojnie spożywać. Ja zaś odniosłam sprzęt na miejsce, doprowadziłam do ładu i poszłam do biura nieco odsapnąć. Ogólnie jestem z młodej zadowolona, szybko się uczy i nie ma większych lęków przed przeszkodami, musimy jednak niedługo się gdzieś rozerwać, pojeździć też ujeżdżeniowo, bo chyba na razie dość już tych skoków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:00, 21 Mar 2011    Temat postu:

Ujeżdżenie - Przypomnienie P-tki

Data: 20 Grudnia 2009
Trener: Joanne
Opis:
Wchodząc do stajni od razu pomyślałam, że zapomniałam o 7 wyprowadzić konie. Stajenny był chory, a drugiego byłam zmuszona zwolnić za złe podejście do koni. Na szczęście śniadanie dostały w porę, więc od razu złapałam za uwiązy i na padok wyprowadziłam Kolorowego z Puńkiem, oczywiście w derkach, po czym wróciłam po Boiling Fanga, któremu musiałam założyć ochraniacze oraz zmienić derkę a za trzecią turą poszli Salcio i Caruso. Wiara została sama, rżąc na całą stajnię i kopiąc w boks. Widać, że dziś ma gorszy dzień. Podeszłam do niej i delikatnie pogłaskałam po pyszczku. Od razu się uspokoiła i przytuliła do mnie. Na chwilkę poszłam po potrzebny mi dziś sprzęt i od razu dało się słyszeć kolejne rżenie. Gdy wróciłam patrzyła na mnie wielkimi, niebieskimi oczami. Poukładałam wszystko gdzie trzeba i wyprowadziłam srokatą z boksu, po czym zaczęłam czyścić. Wi stała grzecznie, czasem tylko się oglądała w moją stronę. Była czysta, bo większość czasu spędza ostatnio w derce ze względu na dość mroźną zimę w tym roku. Poszło gładko, więc zabrałam się na kopyta. Młoda nic nie wyczyniała, była bardzo grzeczna, za co została pogłaskana. Potem wzięłam jej grzywę jakoś uporządkowałam i zakładamy ogłowie. Nie było z tym żadnych problemów, więc po chwili już zajmowałam się jej ogonem i sięgałam po siodło. Przy podpinaniu popręgu lekkie zwrócenie głowy w moja stronę i nic więcej. Pogłaskałam ją uspokajająco po szyi, bo usłyszała rżenie innych koni a następnie zawinęłam ładnie jej nogi. Sama siebie ogarnęłam i ruszamy na halę. Konik w dereczce, cieplutko ma, a ja marznę w tej drodze, która się ciągnie i ciągnie. Gdy dotarłyśmy sprawdziłam popręg, który był już idealnie zapięty i odwinęłam strzemiona. Potem wsiadamy i ruszamy stępem.

Hala była pusta i jeszcze panował w niej chłód. Przez jakieś 4 okrążenia na stronę kobyłka miała luzik, po czym zaczęłam ja stopniowo zbierać, oraz wyginać. Uwaga klaczy była skupiona na moich pomocach, Wiara ostatnio bardzo ambitnie zachowywała się na treningach, toteż jutro planowałam wyjechać z nią niedługo w teren dla zupełnego odprężenia.

Soon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:01, 21 Mar 2011    Temat postu:

Krótki spacer po lesie

Data: 23 Stycznia 2010
Trener: Joanne
Opis:
Dla odprężenia i odpoczynku postanowiłam pójść dziś z Wiarą na spacer po lesie. Obu nam się to przyda, bo ja zdenerwowana nagłą kulawizną Kolorowego a Wiara mająca już dość ciągłych treningów pod siodłem i zawodów. Gdy przyszłam do stajni wszystkie konie poza Kolem były na padokach, więc tam tez się skierowałam z uwiązem w ręce. W drodze pogłaskałam i poczęstowałam marchewką Boilinga stojącego osobno po czym ruszyłam dalej. Gdy podeszłam do bramki i zagwizdałam od razu w powietrze wzbiły się tumany śniegu i po chwili ujrzałam wybiegającą z nich Wiarę, a za nią Punia. Pogładziłam koniska po pyszczkach, dałam po jabłku, a Wiarę wzięłam za kantar i wyprowadziłam, po czym dopięłam uwiąz i ruszyłyśmy do stajni. Na powitanie Rudzielec zarżał przeciągle, po czym przywitali się z Wiarką, którą zdążyłam uwiązać i zostawiłam koniska same, ruszając na podbój siodlarni w celu odkopania kantarka sznurkowego i liny, oraz wzięcia Wiarkowych szczotek. Długo nie szukałam. Zarówno kantar jak i lina wciśnięte były gdzieś za szafkę z półkami na zapasowe części typu puśliska itd, więc wyciągnęłam, odkurzyłam jako-tako chwyciłam szczoty i ruszyłam do srokatej. Na widok innego sprzętu się znacznie ożywiła.
-No tak, dziś sobie spędzimy dzień na luzie - Powiedziałam do młodej i zdjęłam z niej derkę, by trochę przeczyścić, bo z samego rana wyglądała średnio, ale nie miałam czasu ją czyścić. Wyciągnęłam twardą szczotkę i zaczęłam rozczesywać zaklejki, które masową ilością osadziły się na grzbiecie kobyłki. Trochę czasu minęło, nim w końcu sierść wróciła do formy nieposklejanej, a spryciara zdążyła już wyciągnąć sobie z mojej torby jabłko i sobie je ze smakiem schrupała. Odstawiłam torbę dalej i wzięłam miękką szczotkę. Szybko przejechałam nią po klaczy po czym wzięłam kopystkę. Podeszłam do najbliższej nogi - prawej przedniej i poprosiłam klacz o podniesienie jej. Wi grzecznie podała mi kopyto, które szybko wyszorowałam i puściłam. Gdy podeszłam do zadu Niebieskooka sama podała mi nogę bardzo elegancko. Szybko doczyściłam i pod szyją młodej przeszłam na drugą stronę. Oparłam się lekko na jej łopatce i zaczęłam zsuwać lekko rękę w dół, na co noga automatycznie się podniosła. Dokładnie wyczyściłam kopyto z wszelkich brudów (kamyk tez się znalazł) i odstawiłam nogę po czym podeszłam do zadu. Wiara odciążyła nogę, a gdy zaczęłam zjeżdżać dłonią po niej podniosła i ustawiła w dogodnej dla mnie pozycji. Dokładnie wyczyściłam i czwarte kopyto po czym wróciłam do skrzynki i wyciągnęłam z niej grzebień oraz nożyczki. Zabrałam się za doprowadzanie do ładu jej grzywy. Była już baardzo długa i zaplatało się ją grubo ponad 40 minut, więc dość mocno przycięłam, pocieniowałam, by wyglądała naturalnie po czym w miejscu nagłówka wręcz wygoliłam. Może i nie jest to przepiękne, stylowe przycięcie grzywy, ale za to jakie praktyczne! Kobyłka stała grzecznie i nie ruszała się, póki nie skończyłam. Obejrzałam swoje dzieło i z zadowoleniem stwierdziłam, że jakoś szczególnie Wiary wygląd na tym nie ucierpiał, a może i zyskał. Posprzątałam ucięte włosy wiążąc w jeden pęczek i wkładając do skrzynki po czym podeszłam by ogarnąć ogon niebieskookiej. Gdy ja zajęłam się jego dokładnym rozczesywaniem ona znalazła sobie zabawę - wpierw zdjęła Kolorowemu kantar, potem zwaliła wszystko co się dało z progu boksu a na koniec zaczęła się bawić kopystką. Złapała ją w pyszczek i zaczęła machać, potem uderzać w ścianę, aż w końcu upuściła.
-Wiara...wiem, że kopystka to super zabawka i pałeczka perkusyjna, ale możesz przestać? - Spytałam się kobyły i dostałam ogonem. - Fajnie wiedzieć.
Nie wzruszając się dokończyłam przycinanie i wyrównywanie ogona, który już sporo urósł. Chwilę potem znów zbierałam jej włosy w drugi pęczek, który również wsadziłam do skrzynki na szczotki. Schowałam obślinioną kopystkę wyjętą prosto z pyska Wiary, miękką oraz twardą szczotkę, grzebień i nożyczki, a wyciągnęłam gąbki i ścierkę, którymi dokończyłam dzieła wsadzając potem na miejsce lub wrzucając do kubła z ciepłą wodą stojącego obok. Odsunęłam się kilka kroków i spojrzałam na Młodą. Dawno nie wyglądała tak porządnie. Wróciłam na miejsce i zdjęłam jej kantar. Wzięłam sznurkowy i założyłam na jej drobną, szlachetną główkę, dopinając do niego linę, a na grzbiet srokatej założyłam derkę, którą dokładnie zapięłam. Sama się mocniej owinęłam tym co miałam i wyszłyśmy na ten mróz.

Świeciło słońce, a śnieg lśnił w jego promieniach. Było bardzo ładnie, w sam raz na spacer. Ruszyłyśmy więc spokojnie w stronę bramy do lasu. W pewnej chwili obok nas kłusował temperamentnie Boiling, a po chwili wesoło galopował brykając Punio. No cóż...przynajmniej jest zróżnicowanie nie? xD W końcu weszłyśmy do zacienionego lasu. Słońce bardzo ładnie przedzierało się przez gęsto osadzone gałęzie drzew, z których raz po raz spadał śnieg początkowo płosząc Wiarę. Jednak szybko się przyzwyczaiła i po chwili szłyśmy sobie spokojnym stepem słuchając ćwierkania ptaków. Gdy droga zrobiła się mniej śliska ruszyłam truchtem a Wiara zakłusowała obok mnie. Naszym celem była urocza polanka nieopodal, lecz nim tam dotarłyśmy minęło dobre 20 minut biegu, więc ja wykończona padłam na śnieg nie zwracając uwagi na jego temperaturę. Wi tylko stanęła obok mnie i zaczęła dokładnie obwąchiwać moją twarz podnosząc czasami do góry łeb i parskając. W końcu usiadłam, a pannica zaczęła się paść, tj szukać trawy, która po chwili odnalazła przy kłodzie. Poczłapałam tam i usiadłam, a po chwili położyłam się na brzuchu patrząc jak moje dziecko skubie sobie spokojnie trawkę. W pewnym momencie do Wiary powróciły stare typy zachowań więc machnęła na mnie głową i zaczęła powoli odchodzić stępem ciągnąc mnie za sobą. Zatrzymałam ją i wsiadłam.
-Teraz sobie możesz robić co chcesz - Powiedziałam, na co Młoda wpierw skubnęła mnie jak kiedyś w nogę i ruszyła kłusem. Po chwili sobie zagalopowała. Strzeliła kilka pokaźnych baranków i leci na gigantyczną kłodę pełnym galopem.
-Może jednak nie? - Powiedziałam do niej, jednak uparciuch jeszcze przyspieszył i ostatecznie skoczył przeszkodę z 140 cm na luzie, bez żadnego stresu. Po chwili stwierdziła, że mnie zwali i niestety udało jej się. Chwilę pokłusowała dumna z siebie po czym wróciła i znów zaczęła mnie obwąchiwać, gdyż nie potrafiłam się za nic podnieść. W końcu złapałam się jej szyi i jakoś wstałam. Ponownie na nią wsiadłam z kłody i niech jedzie jak chce. Zna każdą drogę. Wiara pojechała sobie wpierw stępem przez polankę i wyjechała na drogę. Tam zakłusowała, a gdy wyszłyśmy na prostą prowadzącą do gigantycznej polanki zagalopowała. Ja tylko trzymałam się jej grzbietu, grzywy no i liny, by się nie zaplątała. Gdy wyjechałyśmy na polankę Wiara zaczęła gwałtownie przyspieszać. Rozpędziła się do pełnego galopu i nie zważając na wzniesione tumany śniegu pędziła przed siebie zwalniając pod koniec odcinka. Kłusem wyjechała na plażę, gdzie znów ruszyła pędem przed siebie. Przyznam, że czułam się wspaniale, dawno nie odczuwałam takiej więzi z koniem i tej wolności podczas cwału po plaży praktycznie bez niczego. Długi odcinek pokonałyśmy nim spryciara zaczęła zwalniać tempo. Przez chwilę prawdopodobnie cwałowałyśmy, jednak nie zważyłam na to, niech robi co chce, dziś jest jej dzień. W końcu jechała sobie wolniutkim galopem stopniowo skręcając w głąb lądu, aż w końcu przeszła z galopu do stępa i spokojnie wjechała po stromej skarpie do lasu. Tam zakłusowała i zagalopowała. Na spokojnie sobie jechałyśmy nie przejmując się lecącymi obok sarnami czy innymi zwierzętami. W końcu Wiara zwolniła do baaardzo wolnego i wygodnego kłusa po czym wyjechała na jakąś polankę. Przecięłyśmy ją i po chwili przebyłyśmy mostek i dotarłyśmy na główną drogę, gdzie jeszcze chwila kłusa była i Asiu zsiadamy, czyli zwalenie mnie. No cóż..nie ma dobrze. Zaczęłam truchtać obok Wiary, narzucając jej tempo i przy okazji rozgrzewając swoje przemarznięte nogi. W końcu tuż przed terenem stajni zwolniłam mocno zdyszana, jednak nie tak jak wcześniej. Wiara tez wyglądała na nieco zmęczoną. Szłyśmy tak obok siebie, ja trzymająca linę i opierająca się o klacz, która z łbem w dole szła parskając co chwila. Głaskałam ją cały czas, nie żałowałam pieszczot i pochwał. W końcu przeszłyśmy przez bramkę, zamknęłam ją i wracamy do stajni. Punio z radosnym rżeniem przygalopował i koniecznie chciał się przywitać z kobyłką, więc pozwoliłam na to przy okazji zdejmując jej kantar po czym ruszyłyśmy dalej. Boiling znów pokazywał wszelkie swoje atuty, jednak doznał zawodu sercowego, gdyż Wi go kompletnie olała. Biedny chłopak, tak się stara a to babsko go ignoruje x]

W końcu weszłyśmy do cieplutkiej stajni, gdzie Kolorowy ponownie przywitał nas rżeniem. Wychwaliłam Wiarę, dałam z mojej torby jabłko, marchewkę i buraka, po czym przeczyściłam kopyta, rozczesałam grzywę oraz ogon, sprawdziłam stan nóg i reszty, poprawiłam derkę i zakładając kantar zaprowadziłam na padok do Punia. Tam klaczka się od razu wytarzała po czym pogalopowała i pokłusowała razem z kucykiem w głąb terenu. Ja tylko westchnęłam, dosypałam koniom siana i do poidła dolałam ciepłej wody, zwinęłam uwiąz i wróciłam do stajni znów zahaczając do Boilinga, któremu dałam buraka. Jemu również dosypałam siana, w poidle rozłupałam lód i dolałam ciepłej wody by wolniej zamarła, wygłaskałam i wróciłam do stajni, do Kolora. Posprzątałam po sobie i Wiarze, poszłam szybko zrobić sobie czekoladę i wróciłam, by posiedzieć przy samotnym kasztanku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:01, 21 Mar 2011    Temat postu:

Przejażdżka w terenie

Data: 24 Sty 2010
Trener: Joanne
Opis:
Nie wiedząc już co robić poszłam do stajni. Konie jadły właśnie obiad, więc nie chcę przeszkadzać zajrzałam do siodlarni. Zaczęłam tam sprzątać (bałagan jak po tsunami razem z huraganem) i nagle znalazłam coś ciekawego. Nieużywane, ukryte w kącie ogłowie bezwędzidłowe z wodzami. Stan był nienaruszony, wystarczyło tylko odkurzyć i voilà! Do głowy wpadł mi pewien szalony pomysł. Wiara miała teraz tydzień szczęśliwego konia czyli zero treningów, jakieś spokojne spacery, masaże, padokowanie i ewentualne tereny bez szturmowania czymkolwiek. Taki zupełny luzik. Mogłabym dziś skorzystać z posiadania sidepull'a i sprawdzić, jak kobyłka będzie się w nim czuć. Odpocznie od wędzidła, pojedziemy sobie na oklep w spokojny teren. "Świetny pomysł!" - taka była moja pierwsza myśl. Jednak widząc kobyłkę, w nieco gorszym humorze, szczurzącą się na wszystkich trochę zbladłam. Mimo wszystko postanowiłam, że nie, wsiądę na nią i teren będzie bardzo fajny. Jak wczoraj. poszłam do biura by odczekać aż dobrze wszystko przetrawi przy okazji dokładnie czyszcząc znalezisko. Przykuło ono uwagę Carrot, jednak schowałam się przed nią i sama bawiłam próbując uregulować paski, by pasowały na główkę młodej. Po ok. 40 minutach (zasiedziałam się nieco) szybko zeszłam do stajni i poleciałam po szczotki spryciary. Położyłam skrzynkę i ogłowie pod boksem po czym nie zwracając na groźną minę niebieskookiej wyciągnęłam ją z boksu. Niezadowolona tupnęła ze złości, gdy ją uwiązałam głową w stronę Kolora.
-Uspokój się, dobrze? - Powiedziałam jakby od niechcenia i derkę kobyłki odpięłam z przodu, składając następnie na pół tak, by została na zadzie i zaczęłam czyścić przód Wi. Poszło szybko, bo siedziała w derce, więc się nie miała jak zbytnio umorusać. Skończyłam z całym przodem po czym rozłożyłam derkę i tym razem tylną jej część złożyłam. Tu tez poszło szybko. Grzywę i ogon zostawiłam tak jak były, lekko tylko rozczesałam i powyciągałam słomę, po czym założyłam już normalnie derkę i sięgnęłam po kopystkę. Wiara owszem, podała mi nogę, jednak bez mojej prośby i nie tak jak chciałam. Mało nie dostałam kopytem, więc skarciłam kobyłkę i już w miarę spokojnie wyczyściłam resztę kopyt. Pogłaskałam spokojniejszą już Wi, dałam jej kawałek marchwi i sięgnęłam po ogłowie. Przełożyłam wodze przez głowę klaczki, zdjęłam jej kantar i zakładamy. Wystarczająco duże, niebieskie oczy kobyłki zrobiły się jeszcze większe, gdy poczuła, że ma na sobie prawie ogłowie, lecz nie ma wędzidła. Gdy wszystko dopasowałam jak trzeba koń spojrzał na mnie jak na idiotkę, po czym zaczął spokojnie międlić pyszczkiem. Kolorowy też okazał niemałe zainteresowanie nowością, jednak ja szybko zabrałam Wisię od niego i ruszyłyśmy na dwór. Tam wskoczyłam na jej grzbiet i ruszamy sobie stępem w stronę bramki.

Jechałyśmy spokojnie, aczkolwiek żwawo. Wiara swobodnie się kołysała co chwila spoglądając to w prawo, to w lewo. Gdy przekroczyłyśmy bramkę kobyłka się ożywiła. Cały czas była zdziwiona sidepull'em i międliła pyszczkiem jak najęta. Po jakiś 2 km stępowania w lesie nabrałam nieco wodze i przyłożyłam delikatnie dociskając łydki do boków srokatej.
Ruszyłyśmy żwawym kłusem przed siebie. Pogoda dopisywała, a mróz nie dawał się tak potwornie we znaki. Konisko strasznie się spieszyło, średnio reagowało na łydki a ja jej wyraźnie przeszkadzałam. Właśnie wtedy zostałam elegancko zwalona na ziemię. Na szczęście na grubą warstwę śniegu. Podniosłam się, otrzepałam a konia, skarconego moim gadaniem podprowadziłam na bok drogi, bo jechał samochód. Klacz zrobiła wielkie oczy, zdębiała, a gdy przejechał wciąż się oglądała zdziwiona. Wsiadłam na wiercącą się kobyłę i z miejsca kłus. Nie byłam już tak dobra dla młodej, trzymałam ją na kontakcie i uważnie pilnowałam, jednak po 10 minutach przestałam. Wtedy obie się rozluźniłyśmy, a Wiara chyba trochę rozpogodziła. Po następnych 10 minutach kłusa dotarłyśmy do rozdroża. Jedna droga prowadziła bez przeszkód prosto na łąki, a potem na plażę (ta w lewo) a druga była trasą z kilkoma naturalnymi przeszkodami, prowadzącą przez pola a potem na plażę po stromym zjeździe. Skręciłyśmy więc w prawo ruszając stępem. Chwilę sobie odpoczęłyśmy i kłus. 500 m kłusem i galop.
Oczywiście Wiara nie czując siodła, a tym bardziej wędzidła zaczęła sobie wesoło brykać. Ja nic, tylko próbowałam się utrzymać, i po niecałych 10 minutach wszystko się uspokoiło i jechałyśmy sobie spokojnym galopem. Po dłuższej chwili ukazał nam się wyjazd na pierwszą łąkę - typowo crossową, na którą dostać się można było albo przeciskając między drzewami, albo skacząc przez niewielką kłodę. Wybrałyśmy drugie rozwiązanie. Klaczka zaczęła przyspieszać i z stoickim spokojem pokonała przeszkodę. Skręciłam ją w prawo, na płot, przez który kiedyś skakałam z Kolorowym. Skok bardzo ładny, więc jedziemy by wskoczyć i zeskoczyć z blankietu. Wskok bardzo dobry, nie spodziewałam się tak dobrych skoków od konia, który w crossie na razie nie chodził. Zeskok tez ładny. Za nimi 2 baranki i nakierowanie na większą już, kłodę 100 cm. Wiara ładnie ja pokonała i potem sama zadecydowała skoczyć przez płot 120 cm. Pozwoliłam jej, to miała być próba naszego zaufania. Nie zawiodła mnie - skoczyła pięknie, nie bała się niczego. Potem skręciłam ja ostro w lewo i dałam wybór. Wi postanowiła skoczyć wpierw przez stół 100 x 100, następnie przez grzybek 120 i w końcu przez nowość - żywopłot. Miał on trochę ponad 130 cm. Kobyłka zaskoczyła mnie mile, sama na niego ruszając. Bardzo ładnie skoczyła więc pochwaliłam ją i spokojnym galopem wracamy na drogę i jedziemy dalej. Po 2 km z sporadycznymi skokami przez przeszkody naturalne do 100 cm dotarłyśmy na nasze tak wymarzone pola. Przy wjeździe dałam Wiarce mocną łydkę, pochyliłam się do przodu i oddałam jej wodze.
Ruszyłyśmy szybkim galopem przed siebie, wszystko wokół wirowało. Po 5 minutach zwolniłyśmy do wolnego galopu, następnie do kłusa. Zaczął się pofalowany teren, co oznaczało, że morze już blisko. Słychać było szum morza, więc obie się ożywiłyśmy i kłusem zaczęłyśmy pokonywać pagórki. Wjeżdżamy, i zjeżdżamy, wjeżdżamy i zjeżdżamy. Potem zwolniłyśmy do stępa, ziemia zrobiła się twardsza i bardziej kamienista. Ostrożnie podjechałyśmy na szczyt i zjechałyśmy w dół. Po chwili ziemia zrobiła się grząska, był to już piasek. Ruszyłyśmy kłusem pod górkę. Morze było już za nią. ładnie ją pokonałyśmy, na końcu zjeżdżając elegancko, ale pokonałyśmy. Pod śniegiem ukryte były konary drzew, o które nie raz Wiara się potknęła podchodząc do skarpy. W końcu ujrzałyśmy morze.
Niby zimno strasznie, wszędzie śnieg, ale w oddali fale były widoczne. Dałam kobyłce lekka łydkę i spokojnym, ostrożnym stępem zjechałyśmy ze skarpy. Chwilka odpoczynku na śniegu, po czym wsiadłam ponownie, kłus z miejsca, a po chwili galop przy brzegu, gdzie było twardsze podłoże. Pozwoliłam Wi robić co chce, zaufałam jej bezgranicznie. Pędziłyśmy pełnym galopem przed siebie, wiatr świstał w uszach i kuł w twarz, jednak było to wspaniałe przeżycie. Przez chwilę cwałowałyśmy, co było również niesamowite. W końcu odchyliłam się do tyłu, wodze puściłam luźno, ręce rozłożyłam na boki i pozwalałam wiatrowi mnie przewiewać. W końcu jednak zwolniłyśmy do wolnego galopu, do kłusa i w końcu do stępa, będąc przy wyjeździe w plaży. Spokojnym stępem poszłyśmy w głąb lasu, gdzie przywitały nas sarny. Wpierw ostrożnie patrzyły, potem podeszły i nawet jedna dała się pogłaskać. Marznąc niemiłosiernie ruszyłyśmy z Wiarą kłusem, co sprawiło, że całe stado uciekło w chaszcze.
My spokojnie sobie kłusowałyśmy, zmęczone po szaleńczym galopie. Kłusa było dużo, nim dotarłyśmy na większą drogę spokojnie przejechałyśmy 5 kilometrów. Potem znów kilka wjazdów i zjazdów z niewielkich górek, jazda po głębokim śniegu, stęp po kamienistym terenie, nawet koło jakieś wioski się zaplątałyśmy. W końcu dotarłyśmy na główną drogę prowadzącą do stajni. Kobyłka automatycznie ruszyła kłusem, przejmując pałeczkę. Ja miałam już dość i tylko siedziałam, trzymając luźno wodze. Nie przestraszyły kobyłki ani kruki, ani resor, który chyba zwiał z kojca.
-Cześć mały? Co ty tu robisz? - Powiedziałam do psiaka i już spokojnym stępem wracałyśmy do stajni. Pilnowałam, by pies szedł obok nas i nigdzie się nie zaplątał. Po 15 minutach byłyśmy przy bramce. Otworzyłam ją, przeszłyśmy z klaczą, następnie zamknęłam. Resor prześlizgnął się pod nią. Charta po chwili złapała Carrot, powiedziała, że jej zwiał następnie ja poszłam jeszcze chwile postępować z Wiarą na półhali. 5 minut stępowania i wracamy do stajni.

Tuż przed wejściem zatrzymanie, zsiadłam z małopolanki, poklepałam ją i idziemy do boksu. Tam wszystko zdejmujemy, zakładamy kantar i derkę, następnie na myjkę. Chłodzimy nogi, czyścimy i na solarium. W końcu z niego skorzystałam. Kobyłka nieco wystraszona stała jak wryta. Po chwili jednak się rozluźniła czując ciepło, które osuszało jej mokrą od śniegu i potu sierść. 15 minut później wyszłyśmy z pomieszczenia i pod boks. Tam wymasowałam klaczkę, bo miała naprawdę męczący, ale zajebisty teren. Wyklepałam, wymasowałam konia, który się całkowicie odprężył następnie odstawiłam do boksu, gdzie z ręki niebieskooka dostała jabłko, a do żłobu jeszcze 2 marchewki i buraka. Zamknęłam klacz w domku, następnie wzięłam sprzęt i odniosłam do siodlarni, gdzie wyczyściłam dokładnie i odłożyłam na miejsce. Gdy skończyłam ogarnęłam trochę stajnię (była dość brudna) i w końcu poszłam napić się gorącego kakao.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:02, 21 Mar 2011    Temat postu:

Skoki - klasa C, przygotowanie do zawodów

Data: 10 Lut 2010 r.
Trener: Joanne
Opis:
W końcu nadszedł koniec laby. Zgłosiłyśmy się do zawodów zarówno w ujeżdżeniu jak i skokach, więc wypadałoby trochę jednak potrenować. Postanowiłam zacząć od najświeższej rzeczy - klasy C w skokach. Niby łatwizna i kobyłka obeznana, jednak wolałam jeszcze ją przygotować lepiej. Gdy weszłam do stajni widziałam jej brudny łepek wyglądający zza drzwi boksu. No cóż...śnieg gdzieniegdzie poznikał i odsłonił ładne błotko więc kobyłka wykorzystała okazję do zrobienia sobie maseczki. Westchnęłam i przyniosłam z siodlarni szczotki, ogłowie, siodło i ochraniacze panny. Wyprowadziłam ją na korytarz, za co zostałam mocno pchnięta łbem i obrzucona oburzonym spojrzeniem Wi. Pogłaskałam ją tylko po chrapach i zaczęłam działać zgrzebłem przy jej kilkucentymetrowej warstwie zabezpieczającej. Na szczęście błotko zdążyło wyschnąć na piach, który ładnie schodził z sierści kobyłki, jednak i tak męczyłam się z tym wszystkim przez ponad 20 minut. Gdy skończyłam głośno wypuściłam powietrze i w dłoń wzięłam miękką szczotkę. Szybkimi, zamaszystymi ruchami dokończyłam poprzedniego dzieła i w miarę już czystą kobyłkę pogłaskałam po szyi. Następnie kopystką dokładnie wyczyściłam wszystkie cztery kopyta i w końcu rozplątałam grzywę i ogon panny Wi. Trochę mi to zajęło, ponieważ i one były ubabrane w błocie, jednak po 15 minutach koń był gotów do siodłania. Wzięłam więc ochraniacze, pozakładałam na nogi Wiary, następnie na grzbiet siodło i zapinamy już normalnie popręg i na koniec ogłowie z naszą ulubioną oliwką. Klaczka bez problemu przyjęła kiełzno i pozwoliła sobie zapiąć wszystkie paski. Gdy byłyśmy obie gotowe ruszyłyśmy na półhalę.
Na miejscu jak zwykle dociągnęłam popręg jeszcze o dziurkę, opuściłam strzemiona i wsiadłam ruszając po chwili stępem swobodnym między przeszkodami. Zrobiłyśmy tak 2 koła i nabieramy wodze, potem praca w stępie, jakieś wygięcia, drążki, zmiany kierunków itp. Kilka takich okrążeń na stronę i gdy poczułam, że Wiara jest rozgrzana lekko przyłożyłam łydki i je napięłam, na co zgrabne ruszenie kłusem. W kłusie praktycznie to samo - chwila luzu, potem praca na wygięciach, zmianach kierunku, częste przejazdy przez drążki, kilka przejść i skoki przez kopertę 50 cm. Klaczka szybko się rozgrzewała, więc po kilku skokach chwilowy stęp przed galopem. Wiara dobrze się spisywała, ładnie szła i szanowała drągi. Ten odpoczynek i terenowanie się nie tylko wspomogły kondycję oraz umiejętności crossowe ale też i sprawiły, że klaczka zyskała na nowo swój zapał do pracy. Gdy już chwilę odsapnęłyśmy w stępie nabrałam ponownie wodze, ruszyłyśmy kłusem i wyjeżdżamy na ścianę. W najbliższym narożniku zagalopowanie wykonane bardzo ładnie, więc pochwaliłam niebieskooką głosem i jedziemy spokojnym galopem kilka okrążeń. Jedna duża wolta, potem 4 mniejsze i zmiana kierunku przez lotną. Pochwaliłam kobyłkę za ładną zmianę i galopujemy w drugą stronę. Tu również - kilka okrążeń, jedna duża wolta i 4 mniejsze, następnie dla rozskakania najazd na kopertę 50 cm. Skoki ładne, coś takiego było dla Wiary niczym. Ponajeżdżałyśmy na owego krzyżaka i dodatkowo na stacjonatę 70 cm kilka razy z obydwu stron i czując że jest okej ruszamy na oksera 80 x 80. Wiara oddała bardzo ładny skok, za co natychmiast ją nagrodziłam i jeszcze 2 takie skoki, potem zmiana kierunku i z drugiej strony 3 razy. Tu również poszło bardzo dobrze, więc w końcu nakierowanie na tripla 80/90/100 x 90. Kobyłka była już doskonale rozgrzana, więc bez najmniejszego zawahania czy problemy pokonała przeszkodę zarówno za pierwszym, jak drugim i trzecim razem z obu nóg. W końcu byłyśmy gotowe rozpocząć główną część treningu, czyli pracę na parkurze 130 cm. Zwolniłyśmy do stępa i w myślach przejechałam następujący parkur:
1. stacjonata 120 cm
2. linia - doublebarre 120/130 x 70, bramka 130 cm
3. szereg - stacjonata 125 cm (dwa foule) okser 130 x 100 (jedno foule) stacjonata z desek 130 cm
4. triplebarre 110/120/130 x 120 cm
5. linia - piramida 120/130/120, pijany okser 125 x 100, doublebarre 120/130 x 110
6. szereg - stacjonata z desek 120 (skok-wyskok) stacjonata 130 (jedno foule) mur 130 cm
7. rów z wodą 100 x 130 cm
8. pająk 120 cm
Było sporo skoków na wysokości 130 cm - tym lepiej dla nas. Wiara musiała się przyzwyczaić do częstych skoków na dużych wysokościach. Ustawiłam się na niewidzialnej linii startowej, chwilę poczekałam i zagalopowanie. Wiara ładnie ruszyła i od razu wiedziała co będzie pierwsze. Bardzo ładnie pokonała pierwszą stacjonatę i po lekki skręcie w lewo odważnie ruszyła na doubla i równie odważnie go pokonała chwilę potem lądując już za bramką. Jej ambicje i zaangażowanie w wykonywaną pracę nieraz mnie dziwiły, tak samo jak teraz. Klaczucha praktycznie sama wszystko robiła, ja tylko sterowałam, skakała z zapasem i świetną techniką. Dość mocny skręt w lewo i jedziemy na szereg. Pierwsza stacjonata ładnie, okser ledwo ledwo, ale uratowany, trzecia stacjonata zwalona. Przeszłam do stępa i poczekałam, aż koleżanka naprawi przeszkodę, po czym ponowny najazd na szereg. Pierwszy człon - ładnie, drugi - o wiele lepszy niż przedtem, trzeci - już na czysto a nawet z zapasem. Pochwaliłam Wiarę i zmiana nogi prowadzącej, po czym ostro w prawo wprost na tripla sporych rozmiarów. Wiara postawiła uszy, napięła mięśnie i oddała bardzo ładny, wysoki skok. Pokonałyśmy tripla na czysto, więc poklepałam młodą i jedziemy znów w praw, tym razem na linię. Pierwsza była piramida - bardzo ładne, trochę przedwczesne wybicie, mocno złożenie podwozia i naprawdę dobry skok. Kilka foule galopu i jedziemy na pijanego oksera. Wi nie lubi tej przeszkody, więc stuliła lekko uszy, jednak na tym się skończyło a skok był ładny i na czysto. Po nim lekki baranek i doublebarre. Przeszkoda mimo swojej szerokości została dobrze pokonana przez młodą, za co została sowicie pochwalona po czym kolejna lotna i po skręcie w lewo jedziemy na szereg. Pierwsza stacjonata ładnie, druga ledwo, ale na czysto i dobrze technicznie, trochę za słabe było wybicie, ale najważniejsze, że przeszkoda nie została zdemontowana. Po jednym foule galopu Wiara sama z siebie, bez żadnych oporów pokonała mur. No to zadowolona poklepałam ją i jedziemy na rów z wodą, a teraz to raczej stacjonatę z niewielkim dołkiem wyścielonym folią pod spodem. Niebieskooka postawiła uszy, przyspieszyła nieznacznie i podczas skoku mocno się wyciągnęła - w granicach swoich możliwości. Wylądowałyśmy daleko za przeszkodą, jednak do pająka jeszcze kilka foule było, tym bardziej, że wpierw musiałyśmy zmienić nogę. W końcu ostatnie 3 foule do przeszkody i bardzo ładny skok, co wcale nie było proste, bo wygląd przeszkody był bardzo mylący.
-Tak! Super Wi! Jesteś świetna! - Pochwaliłam bardzo obwicie klaczkę i jeszcze ze 2 hopki przez pająka i mur, potem 3 przez kopertkę 50 cm i kończymy. Rozgalopowałam wcale aż tak nie zmęczoną pannę, następnie kłus na luźnej wodzy. Nim ochłonęłyśmy wystarczająco na stęp minęło coś koło 20 minut, jednak nie przeszkadzało nam to i w końcu przejście w stęp swobodny na 15 minut. Mimo chłodu dobrze nam się jeździło, było nawet ciepło jak na zimę. Na stępa założyłam już kobyłce derkę, co chyba się przydało, bo zaczął powiewać chłodny wiatr. Gdy już ochłonęłyśmy zupełnie zatrzymanie przy bramce. Zsiadłam z Wiary, poluźniłam jej popręg, podpięłam strzemiona i rozpięłam nachrapnik przy okazji dając kawałek marchwi. Wróciłyśmy do stajni, gdzie pierwsze co zrobiłam to rozsiodłałam niebieskooką, dokładnie wytarłam w mokrych od potu miejscach i już w kantarku i derce zaprowadziłam na myjkę. Schłodziłam jej nogi, przy okazji dokładnie myjąc po czym jeszcze na chwilę do solarium. Tam dokładnie wysuszyłam i ogrzałam moje szczęście i w końcu odstawiłam do boksu, gdzie dostała do żłobu kilka naturalnych witamin. Gdy Wiara sobie spokojnie jadła smakości zamknięta w boksie ja wzięłam sprzęt i odniosłam go do siodlarni, gdzie wyczyściłam i odłożyłam na miejsce. Potem wróciłam do kobyłki, pomasowałam trochę, pogłaskałam, przy okazji umacniając jeszcze bardziej naszą więź i w końcu wróciłam do mieszkania, gdzie padłam na łóżko i natychmiast zasnęłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:03, 21 Mar 2011    Temat postu:

Wspólny teren

Data: 21 Lut 2010
Uczestnicy: Nojec (Erniles), Carrot (Talizman), Joanne (Wiara), Kana (Etnies), Arrya (Ruffian)
Opis:
KLIK


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:04, 21 Mar 2011    Temat postu:

Teren w WSR Deandrei - by Deidre

Data: 13 Marca 2010

Uczestnicy:
1. Deidre na Lady Cinnabar
2. Rustler na Approvn the Bluesie
3. Misiaczek na Boiling Fangu
4. Sayuri na Ruffian's Pride
5. Nojec na Ligii
6. Av na Lipce
7. Kana na Etnies
8. Gniadoszka na Verrien
9. Metka na Liverze
10. Joanne na Wierze
11. Cati na Deltic Silver
12. Carrot na Talizmanie

Opis:
Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Nie dość, że pogoda była ładna, mnie nie bolała głowa, śniegu dużo napadało, to jeszcze na dzisiaj zaplanowany był teren z dziewczynami. Z samego rana rozpoczęłam przygotowania. Kiedy tylko wstałam i ogarnęłam się, pospieszyłam zająć się końmi. Wychodząc z mieszkania modliłam się tylko, aby któraś nie zechciała tu wchodzić. "Jak zostanie trochę czasu, to ogarnę" zapewniłam moje niedowierzające ego po czym chwyciłam kurtkę i zeszłam na dół.
Było jeszcze wcześnie, coś koło 6:40. Znowu nie dowierzałam, że o tej porze jestem na chodzie. No cóż, praca w stajni to same superlatywy xp.
Weszłam do pachnącej sianem i końmi stajni, po czym przywitałam się z podopiecznymi. Z sześciu boksów dobiegło mnie gardłowe rżenie głodnych rumaków, nie zwlekając więc weszłam do paszarni i zajęłam się szykowaniem śniadania. Do wiaderek porozrzucałam suplementy i inne dodatki, zasypałam odpowiednią ilością gniecionego owsa, zalałam wodą, wymieszałam i wyszłam na korytarz. Poustawiałam sprawnie wiaderka koło boksów, po czym wsypałam każdemu z rozdrażnionych konisk ich porcję do otwieranych żłobów. Potem wytargałam z wolnego boksu służacego za tymczasowy magazyn kilka kostek siana, zdjęłam sznurki i porozdzielałam suszoną trawę do paśników koni. Zrobiwszy to, wyszłam na zewnątrz, po drodze gładząc z uśmiechem po chrapach Livera i Boilinga, którzy raczyli wyjrzeć z boksów. Dałam koniom czas na spokojne zjedzenie, a w tym czasie w ruch poszła szufla. Założyłam grube rękawiczki i zaczęłam odśnieżać podjazd i całą ścieżkę prowadzącą do WSR Deandrei. Śniegu miałam do połowy łydek, tak wiec było co zgarniać. W połowie byłam już tak zmachana, że myślałam, iż nie dam rady.Kiedy jednak zerknęłam na zegarek i zobaczyłam jak jest późno, w ekspresowym tempie dokończyłam robotę i wróciłam do stajni.
-No moi drodzy, dzisiaj tylko Wi i Saurowi się poszczęści xp -przemówiłam do koni, łapiąc w ręce uwiązy i wyprowadzając na korytarz najpierw Saura (udało mi się jakoś odwrócić uwagę Ruff smakołykiem rzuconym w kąt biegalni xD), a potem Wiekierę, po czym, czując się rozrywana przez izabelowatego wiercipiętę, wyprowadziłam ich na padok. Puściłam tę dwójkę razem. Wika zaczęła szaleć i radośnie pobrykiwać po całym padoku. Sauron starał się dotrzymać jej kroku, zabawnie było obserwować tę dwójkę. Na padoku było tyle śniegu, że kucyk miejscami wodził po nim brzuchem. Zaśmiałam się, i po chwili pośpiesznie wróciłam do stajni. Reszta była mega niezadowolona, że zostali. Ba, oczekiwali wciąż, że zabiorę ich na zewnątrz.
-Nie dzisiaj, moi drodzy, nie dzisiaj - rzuciłam tylko i chwyciłam w dłoń szczotkę. Zamiotłam dokładnie cały korytarz i wgarnęłam luźną słomę i siano do boksu Wi. Potem wrzuciłam po smakołyku na pocieszenie do żłobu koni, po czym wróciłam na górę ogarnąć w mieszkaniu, wziąć prysznic i ogólnie ogarnąć się – w końcu Deika musi zacząć przypominać człowieka skoro aż 11 osób się tu zjedzie xp Kiedy o 9.45 zeszłam na dół w czystych bryczesach, sztybletach, czapsach, rękawiczkach, toczkiem pod pachą i grubej warstwie ciuchów ogółem, nie było jeszcze nikogo widać na horyzoncie. Postanowiłam więc zabrać się za czyszczenie mojej arabki.
-Cześć mała -uśmiechnęłam się i pogładziłam czoło wpychającego mi się w ramiona łba. Odgarnęłam jej grzywkę z oczu, otworzyłam szerzej boks i chwyciłam czerwony uwiąz w rękę. Podpięłam go do kantara klaczy po czym wyprowadziłam ją na korytarz. Cynamonka była ożywiona jak nigdy, uszy miała non stop ustawione na sztorc lub dziko strzygła nimi na boki.-U Ciebie toto jakieś spotkanie rodzinne będzie xD -zaśmiałam się cicho, złapałam kuferek ze szczotkami w rękę i wyszłyśmy na zewnątrz. Z boku placu znajdował się metalowy koniowiąz, tam też się udałyśmy. Uwiązałam Lady luźno bezpiecznym węzłem, i zabrałam się za powolne czyszczenie. Czas płynał, a dziewczyn nie było. -Trafić nie mogą, czy jak? -zaczynałam się niepokoić. Oparłam się dłońmi o ciepły grzbiet klaczy i spoglądałam sponad niego w stronę wjazdu. Jakoś nie wpadło mi do głowy, żeby zadzwonić, tak więc czekałam ja głupia. Cinn zaczyłana się nudzić i wiercić. Kiedy w końcu dostrzegłam jadące w niedalekiej odległości dwa koniowozy, cierpliwie czekałam stojąc z wymowną miną. Kiedy maszyny wtoczyły się na parking i ze środka zaczęły wysiadać Carrot, Gniad, Joanne i Nojec, nie mogłam się powstrzymać żeby nie zbombardować ich śnieżkami XD Nie było to zbyt rozsądne z mojej strony. Pewnie oberwałabym jak nie wiem, gdyby nie to że dziewczyny były zbyt zaaferowane swoimi końmi.
-Auu, za co to? -jęknęła Gniad, wycierając śnieg z włosów.
-Eee... yy.. za spóźnienie! -wypaliłam i pomogłam im otwierać rampy.-Co tak długo? I gdzie reszta?
-Zabłądziłyśmy i zakopałyśmy się trochę -powiedziały Noj z Joanne.
-A my miałyśmy mały problem z czasem xp -sapnęła Carrot, zmagając się z zasuwą. W końcu oba koniowozy były otwarte, a koniary zaczęły uwijać się z wyprowadzaniem rumaków. Ja odsunęłam się na bok do Lady, która już poważnie się nudziła i gdyby nie przybycie nowych koni pewnie łaziłaby już wzdłuż koniowiązu. Pogładziłam ją uspokajająco i obserwowałam dziewczyny. Po kolei na odśnieżonym dziedzińcu pojawiali się Ligia, Wiara, Verrien i Talizman. Na widok karej arabki Cynamonka zarżała głośno wprost do mojego ucha x.x Po radosnej wręcz wymianie rżeń, również z końmi w stajni, wkońcu doszłam do głosu.
-Dobra dziewczęta, więc kto chce to zapraszam do stajni, tam są jeszcze 4 boksy wolne, do waszej dyspozycji. Jak nie to kaman do mnie - wskazałam im odpowiednią drogę, chyba nie zbyt skomplikowaną bo po chwili każda zajmowała się swoim rumakiem. W niedługim czasie przybyła kolejna para koniowozów z Rustler, Av, Kaną i Cati na pokładzie. Im również pomogłam z wyładowaniem, poinstruowałam aby dwie z nich ulokowały się na korytarzu w stajni, a dwie niestety musiały zostać ze mną na mrozie xp Były to Cati z Deltic oraz Rustler z Approvnem. W miedzy czasie dojechały rówież pensjonariuszki. Say przeżegnała się i upewniła, czy posiada w kieszeni swój testament przed wejściem do boksu Ruffian. W stajni panował gwar rozmów. My we trójkę na dworzu również nie milczałyśmy.
Ok. godziny 10:30 każda z nas zajmowała się swoim koniem. Ja najszybciej się uwinęłam, bo czyściłam Lady już ponad pół godziny xp Tak więc podciągnęłam popręg, wsiadłam na Cinnę i zaczęłam kręcić na niej wolty. Żwawo dziś chodziła.
-Ok, ja jadę na halę. każdy kto się już wyszykuje niech tam podjedzie, nie będziemy tak stać -poinstruowałam dziewczyny przy koniowiązie, podjechałam również do otwartych drzwi stajni i to samo powtórzyłam reszcie. Po tym udałam się na halę i tam rozstępowywałam hreczkowatą.
Tym czasem w stajni było wesoło. Dziewczyny dopingowały Say, która 'polowała' na Ruffkę xD Sayu w końcu przy bardzo sprytnym wykorzystaniu kombinacji uwiązu, kantara i kąta biegalni nie kryjąc dumy przywiązała Ruff do kółka w boksie i mogła zająć sie czyszczeniem. Spotkało się to z krótkim aplauzem ze strony dziewczyn xd Pomijając śmigające od czasu do czasu kopyta karej sprawnie jej to szło. Wink
Z kolei reszta nie miała zbyt wielu problemów. Tyle tylko co Wiara i Ligia trochę się do siebie poszczurzyły, ale po upomnieniu od koniar był spokój. Dziewczyny wyposażone w ogiery starały się szybko uwinąć i odwrócić jakoś uwagę panów od klaczy rozprzestrzenionych wokół xp Zwłaszcza Boiling świrował, widząc stojącą na korytarzu koło jego boksu Etnies. W związku z tym Kana uwinęła się szybko, wyszła przed stajnie i dołączyła do mnie na hali. Była tam już również Rust z Approvnem i Cati z Deltic. Ok. godziny 10.45 większość koniar stopniowo opuszczało stajnię i dołączało do nas. Say z Ruffian wolała zaczekać na końcu, coby nie zabić kogoś po drodze przez korytarz xp Na hali z kolei rozrywkę zapewniła nam Rustler, prezentując co nieco z westernu na swoim kasztanowatym Approvn'ie.
-Dobra, wszyscy są? -spytałam i nie czekając na odpowiedź policzyłam konie i jeźdźców. Nikogo jak na razie nie brakowało, tak więc zaczęłyśmy ustalać zastęp. Jakimś dziwnym trafem Ruffian wylądowała na końcu. Hm. xD Najpierw szła Cinna, potem Ligia, Verrien, Wiara, Talizman, Boiling, Lipka, Approvn, Deltic, Livero, Etnies i dziwnie spokojna Ruffian, która tylko caplowała xp. Starałyśmy się utrzymać taki szyk i dłuuugim wężykiem wyjechałyśmy z hali, wjeżdżając na ścieżkę prowadzącą w stronę lasu. Oczywiście zaraz cały zastęp się posypał, bo dziewczyny zaczęły jechać obok siebie i gadać xD
Podociągałyśmy popręgi, poprawiłyśmy się w siodłach i w cichym gwarze rozmów jechałyśmy wielkim stadem. Lady czuła się dumna, prowadząc takiemu tabunowi. Ogólnie jej skłonności przywódcze dawały znać, zaczęła nawet ostrzegać zbliżajace się zbyt blisko ogiery cichym kwikiem i podrzucaniem zadu.
-Ej ej ej ..-skarciłam siwą głosem. W koło każdego z ogierów i wałaszka skupiły się zbiorowiska klaczy xD Ruff z przyklejonymi do poylicy uszami łypała na konie wokół, siłując się jednocześnie z Say, jako iż miała ochotę wyrwać ścieżką wprost przed siebie xd Ogólnie konie się już trochę gorączkowały, co zmuszało właścicielki do kręcenia serpentyn i innych figur. Dobra, ulże im.
-Uwaga, będzie kłus. -zasygnalizowałam i dodałam łydki Cinnie, lekko wypychając ją biodrami. Arabka ruszyła płynnie, wchodząc w optymalne ustawienie. Pogładziłam ją po szyi i obejrzałam na resztę. Zaczynała się zabawa xd Ruffian nie mogła się przebić przez rząd koni przed nią, i tylko rzucała łbem od czasu do czasu, zła. Kłusowała żwawo. Approvn energicznie kłusował z łbem w dole, jak na westa przystało. Boiling rwał do przodu, Misiaczek jednak przytrzymywała go. Ligia z Nojem trzymały się bez problemu blisko nas, było po nich widać że są zahartowane w terenach xd Kara arabka wyglądała na zrelaksowaną. Z kolei Lipka musiała trochę wyciągać nogi, żeby dotrzymać niektórym kroku. Dzielnie dawała sobie radę. Jej kompanką w nadganianiu była Verrien. Siwa Etnies kłusowała żwawo i sprawiała wrażenie, jakby zastanawiała się kogo by tu pozaczepiać. Livero szedł impulsywnie do przodu, zganaszowany. Wiara kłusowała równo, kuląc co jakiś czas uszy na któregoś z koni i łypiąc na nie złowrogo. Tolerowała tylko idącego w niedalekiej odległości Talizmana, który z pogodnie postawionymi uszami równo kłusował pod Carr. Deltic również trochę złościła się na wszystkich w koło, jednak możliwość kłusowania polepszyła jej humor.
-Bożesz jaki tabun xD -zaśmiała się Gniadoszka.
W koło nas rozpościerał się piękny krajobraz. Drzewa były obsypane śniegiem, nasze konie tak naprawdę brneły w coraz głębszy puch.
-Mamo na jakim odludziu ty mieszkasz, jeździ ktoś tędy czasami? - To była Av, szczerząc się do mnie z grzbietu Lipki. Jeszcze trochę, a wodziłaby nogami po białej pokrywie.
-Przecieraaamy szlak! -zaśpiewała Carrot, nagle przegalopowując obok mnie i wyprzedzając nas z dzikim uśmiechem.
-Ejj! -krzyknęła Noj i nie czekając ruszyła z kopyta za nią. Po chwili wszystkie rzuciłyśmy się w pogoń za oddalajacym się czarnym ogonem Talka. Co i raz któraś śmiała się w głos. Muszę przyznać, że efekt rozbryzgującego się spod kopyt śniegu był magiczny, i sama nie mogłam powstrzymać banana na twarzy. Wiara, Etnies i Deltic zaczęły nawet strzelać baranki. Tymczasem Metka z Liverem i Rustler z Approvnem zaczęły zawzięcie ścigać Carrot. Wyjechałyśmy na polankę. Tam Ruffian poczuła przestrzeń. Zdążyłyśmy tylko zauważyć śmigającą gdzieś czarną strzałę z Say na jej grzbiecie. Po chwili zniknęły razem gdzieś na ścieżce prowadzącej w głąb lasu, zostawiajac za sobą tylko śnieg. W ich ślady o mało nie poszła Joanne z Wiarą, udało im się jednak wykręcić w stronę koni.
-O, no pięknie! - sapnęłam, zebrałam wodze i usiadłam w siodło, zatrzymując Lady. Po chwili wszystkie stałyśmy. Miałam nadzieję, że w Ruff odezwie się instynkt i wróci do stada. My pośpiesznym kłusem pojechałyśmy w stronę, gdzie zniknęła folblutka. Po chwili w naszą stronę faktycznie biegła karoszka. Jednak bez Say. Misiaczek z Gniadoszką podjęły się niebezpiecznego zadania złapania Ruffianowej. My zaczęłyśmy nawoływać Sayca. Po dłuższej chwili zaczynałam wątpić i panikować, że stało się coś poważnego.
-Hej! ktoś tam jest! - krzyknęła nagle Kana. Faktycznie, zdawało się, że kogoś widać za łukiem. Okazało się, że to Goldi na swoim wielkim Denwerze, oraz Sayuri - cała i zdrowa, może trochę obita. Była wściekła. -Co za ..yhh! Tak mnie wywieźć .. Chodź no tu cholero! -z taką pasją złapała za wodze karej, że ta nie zdążyła zareagować. Rysualka po chwili znów była na grzbiecie klaczy.
-Hej, Sayowy znalazco, dołączysz sie? -wyszczerzyłyśmy sie do Gold zachęcająco.
-A mam coś lepszego do roboty? -odpowiedziała z uśmiechem i tak oto do naszego grona dołączyła kolejna końska para. W pełnym, a nawet wzbogaconym już komplecie ruszyłyśmy w dalszą trasę. Zostało nam jeszcze z drugie tyle do pokonania, albowiem nasze jezioro nie należało do najmniejszych. Pewien fragment naszej trasy doskonale nadawał się do urządzenia mini-crossu. Znajdował się tu bowiem mały rów, a potem zwalone średnie drzewo i dość stromy zjazd w dół. Cóż za zbieg okoliczności.
-Skaczemy? ;> -rzuciłam do dziewcząt z cwanym uśmiechem. Spotkało się do z ogólną aprobatą i entuzjazmem, tak więc nie czekałam dłużej i ruszyłam pierwsza na ochotnika, żeby sprawdzić coby to było bezpieczne.
-Jak się odezwę za 5 minut to jedźcie za mną xD Jak nie to ..-nie dokończyłam z wymownym wyszczerzem. Półparada i ruszamy galopem z Cynamonką w stronę rowu. Arabka nie należała do weteranów skoków, tak wiec miałam małe obawy. Tuż przed rowem Lady zatrzymała się, po czym momentalnie wystrzeliła w górę z czterech nóg. Stopy powypadały mi ze strzemion, tylko mocny chwyt kolanami i to że lekko przytrzymałam się grzywy siwej uratowało mnie od poznania dzisiejszej konsystencji ziemi. Pogładziłam ją uspokająjąco po szyi i złapałam strzemiona, nie zwalniając. W samą porę się pozbierałam i pilnowałam łydkami klaczy, żeby znowu nie wywinęła mi jakiegoś numeru. Przez kłodę jakoś pokracznie, jednak szczęśliwie wylądowałyśmy po drugiej stronie. Stwierdziłam, że skoro my przejechałyśmy, to każdy da rade xp Jeszcze zjazd, przytrzymałam klacz i odchyliłam się do tyłu. Zahuczało mi w głowie od wiatru. Na dole zakręciłam woltę i zwolniłam klacz, wkońcu zatrzymałam się.
-Można jechać! -krzyknęłam i czekałam na resztę.
Na pierwszy ogień pojechała Joanne. Wiara pewnie ruszyła w stronę rowu i ze spokojem profesjonalisty pokonała go jednym płynnym susem. Parsknęła zadowolona i na widok kłody mocno wyrwała do przodu, podkulając uszy. Potężny skok, ładny baskil. Joan musiała się trochę naprodukować żeby zwolnić srokatą przed stromym zjazdem, ale w ostatniej chwili się udało. Po chwili stały już koło mnie. Następna ruszyła Misiaczek na Boilingu. Potężny kasztan przeszedł nad rowem, jakby go nie zauważył xD Słysząc konie po drugiej stronie kłody, przyśpieszył znacznie i wybił się z niezwykłą siłą. Miś była wyraźnie zdziwiona jego skokiem. Jeszcze stromy zjazd. Fang tak się śpieszył, że mało nóg nie pogubił xp Tuż za kasztanem w trasę ruszyli Metka z Liverem. Arabowaty Zatrzymał się przed rowem, przyjrzał mu dokładnie, po czym bez skrupułów przeszedł jak na rozsądnego konia przystało. Zaraz za nim ruszył impulsywnym galopem, kierując się w stronę kłody. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się po nim takiego skoku. A niby nie lubi skakać xd Zjazd bez problemów, Metkacz poklepała swojego wierzchowca i dołączyła do naszej trójki. Gniad z Av postanowiły jechać razem. Ich wierzchowce dzielnie poradziły sobie i z rowem (to był dopiero skok ..) jak i z kłodą. Zjazd też ok. Nagle dostałyśmy wiadomość, że idzie Ruffka. Ustawiłyśmy się na wszelki wypadek w półkolu, żeby wyhamować rozpędzoną folblutkę. Sayu przeżegnała się xD i mocno trzymając karą, zdecydowanie posłała ją na trasę. Kara bez sprzeciwu wystrzeliła w odpowiednią stronę. Nad rowem przefrunęła nie wiadomo kiedy. Przy kłodze zbuntowała się i lekko stanęła dęba, jakimś cudem jednak stymulowana łydkami Say przefrunęła nad przeszkodą. Potem zjazd. Klacz tak się rozpędziła, że prawie nas pozabijała, wpadając w tłum. Pogroziła zębami kilku koniom, jednak udało się ją opanować. Kolejna ruszyła Ligia. Po przejechaniu rowu coś tam się zamotało w krzakach i kara wypłoszyła się. Skok był ryzykowny, ale udany, po szybkim zjeździe arabka dotarła do naszej grupki. Goldi z Denwerem nie miała absolutnie żadnego problemu z przejazdem, jako że długonogi Denwer świetnie sobie radził. Poźniej postanowili jechać parami - Etnies z Talizmanem i Deltic z Approvnem. Na początek Cati i Rustler. Konie zaczęły sięw pewnym momencie ścigać i przejechały całą trasę w zabójczym tempie, co prawie przyczyniło się do gleby kasztana. Udało sie jednak wszystko opanować. Nasza grupka już niecierpliwie czekała na ostatnią parę. Etni i Talizman w pełni spokojnie i rozluźnieni przebyli i rów, i kłodę, i zjazd. Hah, tym to łatwo. xd
-Jedziem dalej, drużyno xD -rzekłam i kłusem poprowadziłam tabun dalej. Jechałyśmy po górzystym terenie, było więc całkiem ciekawie. Po ok. 5 minutach wjechałyśmy ma ścieżkę (którą spod śniegu ledwo było widać) i zagalopowałyśmy. Tym razem było całkiem spokojnie, pomijając to że konie zaczynały się ścigać. Zbliżałyśmy się już do punktu postoju.
-Dziewczęta, szykujcie się na postój -zakomunikowałam i skręciłam w odchodzącą łagodnym łukiem scieżkę. Wyczułam jakieś zamieszanie z tyłu i odwróciłam się mimowolnie. Wiara z Deltic robiły jakieś problemy, i jeszcze niebezpiecznie zbliżała się Ruffka. Wynikła z tego jakaś kopanina, dziewczyny usiłowały to jakoś opanować. Zwolniłam więc pośpiesznie do kłusa i dojechałyśmy do polanki nad jeziorem. Było to ślicznie, jezioro było jedną gładką białą taflą.
-Kurcze, ona chyba kuleje -.- -powiedziała zmartwiona Joann, zatrzymując srokatą i pośpiesznie zsiadając. Przeprowadziła wyraźnie kulejącą Wiarę stępem, obserwując nogi. Na szczęście okazało sie, że to tylko kamień utkwiony w strzałce. Odetchnęłyśmy z ulgą. Koniara przy pomocy kopystki wyjęła problem z kopyta srokatej.
My również zatrzymałyśmy nasze konie i zsiadłyśmy, szykując się do postoju. Na polance stał przygotowany wcześniej przeze mnie drewniany stojak na siodła. Dziewczyny pozdejmowały sprzęt i powiesiły go na belce. Większość dziewczyn wypięła wędzidła. Kilka odważniejszych puściło swoje konie luzem, podpinając tylko wodze o pasek podgardlany. W sumie wszystkie trzymały się w grupie. Część bez koni usiadła i zajęła się konsumowaniem swojego prowiantu oraz wesołymi rozmowami. W pewnym momencie rozpętała się nawet bitwa na żelki xD Jednak zaczęłam lamentować że szkoda żeluśków i ustało xD Później zamieniły się i pilnowały tych kilku koni, które nie sposób było puścić luzem. (m.in. ogiery czy Ruff xp) Po posiłku i odpoczynku osiodłałyśmy konie i ruszyłyśmy w dalszą podróż. Zostało nam już całkiem mało do przejechania, więc ruszyłyśmy z kopyta. Mmmm, nie ma to jak galop przez zaśnieżoną polną drogę ^^ Reszta drogi minęła spokojnie (nie licząc kilku bryków, kwiknięć i kłapnięć zębami). W końcu dojechałyśmy na drogę prowadzącą prosto do Deandrei. Jechałyśmy już stępem, popuszczone popręgi i swobodne rozmowy. Potem było trochę zamieszania z wprowadzaniem do stajni, konie jednak były już trochę zmęczone więc większość zamulała i nie robiła z tego powodu problemów. Kilka osób poszło skorzystać z myjki i solarium. Ok godziny 16 wszystkie konie stały na padokach lub w stajni. Zaprowadziłam dziewczyny w specjalnie przygotowane miejsce, w którym czekał już na nas gotowy do podpalenia stos drewna ^^ Na około były poustawiane pieńki, na których usiadłyśmy. Ja razem z Nojcem zabrałyśmy się za rozniecanie ognia. Sayu rozcierała sobie biodro, bolące po upadku z karej, rozmawiając z Carrot. Z kolei Metka z Misiaczkiem, znając naszą stajnię udały się do kuchni aby przynieść jedzenie.
Już po chwili śmiejąc się piekłyśmy co popadnie nad ogniem xD W końcu doszło nawet do degustacji podgrzewanych żelek, paluszków i kanapek. Ok. godziny 20 rozpętała się też wojna na śnieżki, później schnąc przy ogniu zaczęły się tańce i śpiewy, a następnie karaoke XD wkońcu poprzestałyśmy na mrocznych opowieściach zewsząd wziętych xp
Przerażająca opowieść Nojca była tak dobra, że kilka dziewczyn wrzasnęło, kiedy znienacka coś skoczyło w krzakach. Okazało się że to moje dwa małe kocięta. Już po chwili zostały porwane w wir głaszczących dłoni i pisków 'jaki on słodki!'.
Ogólnie siedziałyśmy sobie do późna. Ok. godziny 24 dziewczyny zaczynały się powoli wykruszać wraz ze swoimi rumakami. O godzinie 1 pożegnałam ostatną rysualkę i zmęczona poczłapałam na górę, gdzie jeszcze w ubraniu padłam na łóżko i zasnęłam..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:04, 21 Mar 2011    Temat postu:

Join-up

Data: 06 Kwi 2010
Trener: Jo
Opis:
Idąc za radą Goldi postanowiłam póki co odstawić sport a poprawić więź z końmi, porozluźniać je i lekko sobie popracować. Z Wiarą zaplanowałam na dziś join-up. Gdy przyszłam do stajni z potrzebnym mi sprzętem (czyt. kantarkiem sznurkowym i lonżą) srokata wyglądała z boksu uważnie nasłuchując. Na dźwięk mych głosów obróciła się i cicho zarżała. Podeszłam do boksu i pogładziłam ją po czole, następnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Chwilę pogłaskałam młodą po szyi, potem założyłam kantar na głowę, dopięłam lonżę i wyprowadziłam na plac przed stajnią. Po wczorajszej burzy powietrze było świeżutkie, wiał przyjemny wietrzyk i przygrzewało słońce - żyć nie umierać. Przywiązałam Wi do słupka, wyciągnęłam szczotki i zabrałam się za pucowanie. Kobyłka jakoś strasznie brudna nie była, jednak widać było, że w nocy leżała. Z sierścią uporałam się w miarę szybko, więc nie czekając zabrałam się za kopyta. Srokata ładnie mi je podała i grzecznie czekała, aż skończę. W końcu wyczesałam grzywę i ogon, odwiązałam niebieskooką i ruszamy na round-pen.
Na miejscu puściłam klacz wolno, pozwoliłam chwilę pochodzić, następnie przybrałam groźną postawę, odgoniłam kobyłkę od siebie i strzeliłam lonżą tuż za jej zadem zmuszając do galopu. Wiara zdezorientowana skoczyła do przodu i ruszyła szybkim galopem, z rozszerzonymi chrapami i napiętymi mięśniami. Gdy wykonała 5 kółek nakazałam zmianę kierunku, którą gwałtownie wykonała i popędziła w drugą stronę. Po 5 okrążeniach zaczęła się uspokajać, jednak znów musiała zmienić kierunek. Mimo to nie przyspieszyła, szła już bardziej opanowanym galopem, jednak pilnowałam, by nie zwolniła za bardzo. Po kilku okrążeniach jej ucho zaczęło się poruszać, a w końcu ustało, będąc ustawione w moim kierunku. Znów zmiana kierunku i postęp - już po 1 okrążeniu ucho było w moją stronę. Poganiając srokatą co jakiś czas i i ani na chwilę nie schodząc z groźnej postawy czekałam cierpliwie na drugi sygnał. Pojawił się dość szybko po pierwszym, z początku niewyraźny, potem jednak już łatwy do odczytu. Znów nakazałam Wiarze zmianę kierunku, po której oba sygnały były wyraźne, a sama klaczka nieco skróciła swój chód. Teraz musiałam czekać na trzeci sygnał. Czekałam dość długo, jednak opłacało się. Wiara opuściła głowę tak, że jej chrapy znajdowały się zaledwie kilka cali od podłoża. Przytrzymałam ją w tym momencie jeszcze chwilę w jedną i w drugą stronę, dopiero gdy byłam już pewna jej chęci połączenia odwróciłam się tyłem i nasłuchiwałam. Od razu zapadła cisza, którą po chwili przerwał cichy odgłos stąpania końskich kopyt po piasku. Jeszcze moment i poczułam na sobie gorący oddech Wi. Z łagodną postawą przesunęłam się tak, by być w stosunku do niej pod kątem 45 stopni, pogłaskałam po ganaszach i szyi, potem po czole, nosie i chrapach nie patrząc jej w oczy. Następnie odeszłam kilka kroków. Ona za mną. Ruszyłam spokojnie, kręcąc różne slalomy i nie slalomy, a młoda za mną. Co jakiś czas stawałam nagle, sprawdzając, jak bardzo jest na mnie skupiona. Ani razu nie zatrzymała się później niż ja. Pogładziłam ją po czole i ruszyłam truchtem. Słyszałam i czułam, jak kłusuje za mną, z chrapami wciąż przy ramieniu. Tym razem również się zatrzymywałam. Wszystko szło tak jak sobie wymarzyłam, więc po dłuższej chwili stania odwróciłam się przodem do klaczy i spojrzałam jej w oczy. Widać było w nich spokój, ufność i łagodność, znikł lęk czy tez uprzedzenie. Poklepałam srokatą po szyi i dopięłam do kantarka lonżę. Sprawdziłam, czy pannica akceptuje mój dotyk na całym ciele. Na szczęście jeszcze nie zapomniała ostatniej friendly. Tak więc rozradowana ruszyłam z kobyłką u boku w stronę pastwisk. Po chwili zastanowienia odpięłam lonżę i zdjęłam niebieskookiej kantarek. I tak bez trzymania za cokolwiek zaprowadziłam moją wariatkę na padok, gdzie dałam jej marchewkę, pogłaskałam, powytulałam i w końcu pozwoliłam jej pójść w głąb pastwiska, by podjadła trawy. Ja zaś wróciłam do stajni i zabrałam się za sprzątanie. Trening uważam za bardzo dobry, osiągnęłyśmy wyznaczony cel i niedługo pójdziemy dalej, czyli wąskie przejścia i itp Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:05, 21 Mar 2011    Temat postu:

Zabawa w labirynt

Data: 11 Kwi 2010
Trener: Joanne
Opis:
Gdy odpoczęłam po kilku odbytych treningach postanowiłam się pobawić z Wiarą. Srokata właśnie sobie odpoczywała na padoku, gdy ja zaczęłam wraz z Filipem targać na półhalę drągi, kostki słomy, folie, stojaki i inne różności. Zaciekawione zamieszaniem konie z zaciekawieniem przyglądały się naszym wyczynom zza ogrodzenia. Gdy już wszystko było poustawiane poszłam po kobyłkę. Nie musiałam jej długo szukać - sama przylazła gdy tylko usłyszała, że otwieram bramkę. Przywitałam się z nią, następnie wyprowadziłam z padoku za grzywę i ruszyłyśmy na plac. Kobyła bez kantara i uwiązu, sama z siebie szła tuż za mną oglądając się raz po raz w stronę półhali. Ustawiłam ją przy jednym z drążków do wiązania koni, szybko wyczyściłam z lekka, odziałam w kantarek sznurkowy, sama wzięłam carrot sticka, a połączona z młoda byłam fizycznie liną. Żwawym krokiem podreptałyśmy na półhalę.

Dla przypomnienia zajrzałyśmy na lonżownik i join-up. Połączenie przyszło o wiele szybciej niż ostatnio, a kobyłka była dużo spokojniejsza i łagodniejsza. Zajęło nam ono niecałe 15 minut razem z Friendly Game. Poszłyśmy w końcu na miejsce pracy właściwej.
Z stoickim spokojem pokazałam nieco zestresowanej i nerwowej klaczy każdy przedmiot. Dałam obwąchać, pokazałam co robi (np. folia szeleści) i z niektórymi przedmiotami wykonałam friendly. Łatwe to nie było, bo Wiara mimo wszystko od niektórych przedmiotów uciekała, nie podobały jej się. Jednak z czasem, powoli nabierała do nich zaufania. Nareszcie byłyśmy gotowe zacząć labirynt. Pierwszym elementem były 4 drągi ustawione w literę L, pomiędzy którymi należało przejść, następnie się cofnąć i znów przejść. Z wejściem i wyjściem nie było problemu. O dziwo cofanie też dość szybko wyszło, bo już za 3 razem. No to idziemy dalej.
Rozłożona na ziemi linia z folii i bannerów różnego rodzaju. Były i czerwone, i niebieskie, szeleszczące i nie, dziurawe i powiewające oraz takie nieruchome. Po bokach tych szerszych płacht stały różnego rodzaju pachołki,płotki budowlane, kostki słomy i paliki. To był dopiero tor mordu koni. Wiara ostrożnie, jak na szlipkach szła namawiana przez ze mnie postawą i głosem, uważnie przyglądając się przedmiotom. Pierwszy kurs mamy za sobą. To jeszcze jeden, i jeszcze, i jeszcze. Przy 5 razie Wi już bez nerwów przechodziła spokojnie po każdej płachcie nie zważając na to, co jest po bokach. W takim razie cofamy się na długość całej liny. Nadal na tych foliach. Kobyłka, odsunięta ode mnie nieco nerwowo spoglądała na boki i kręciła uszami, jednak w połowie drogi uspokoiła się. Zmieniłam postawę na przywołującą i podeszła.
-Dobrze niunia, bardzo dobrze. - Powiedziałam gładząc ją po szyi. Ruszyłyśmy dalej. Podwyższone drążki w wąskim i wysokim korytarzu z kostek słomy. Klacz ledwo się tam mieściła. Zachęcałam ją głosem, przywoływałam postawą i powoli, ostrożnie i powolutku, a potem szybko szybko wyszłyśmy z ciemności. Zawracamy i jeszcze raz. Trochę lepiej ale nadal wypłosz jakich mało. W końcu, po 6 podejściu nastąpił przełom i koń bez nerwów pokonywał trudności mroku, ograniczonej przestrzeni i drągów.
W takim razie kłus. Kłusem przez folie i potem wąski przejazd z dragami. Dobrze, ale powtarzamy, bo Wiara się usztywniła. Bardzo dobrze. No to stępem w stronę prowizorycznych krzaczorów, ocierających się o konia. Wiara usztywniona chciała uciekać, jednak lekko ją przytrzymałam i nakazałam iść za mną. Ku mojemu zdziwieniu dość szybko zaakceptowała gałęzie i mogłyśmy nawet przebiegać przez nie galopem.
W takim razie małe skoki po foliach. wykorzystałyśmy do tego kostki słomy i położone beczki. Wiara bez chwili zastanowienia robiła skoki-wyskoki pomiędzy nimi, a fakt, że folia szeleści nic ją nie obchodził.
Na koniec zostawiłam dość specyficzny korytarz. Bardzo wąski, z duża ilością straszaków. Były tam m.in. ćwiczone dziś krzaki, ciemności między słomą, skok przez pionowo ustawione beczki na długiej folii z wodą, przejście obok zraszacza, który uruchomiono na potrzeby tego elementu treningu i na koniec przekłusowanie przez malutkie, cienkie choineczki jakoby drągi. Pierwsze elementy, jako że były ćwiczony nie zdenerwowały jej zbytnio. Nad beczkami przeleciała jakby nigdy nic, szelest folii nie zbudził u niej żadnej reakcji poza poruszeniem uchem. Jedynie zimna woda sprawiła, że podniosła wyżej nogi. Z galopu do stępa i idziemy przy zraszaczu. Pryskająca woda nie tyle wystraszyła klacz, co zmoczyła. Chociaż zapewne była trochę tym zaskoczona. Grzecznie przeszła obok, parsknęła i kłus. igiełki choinek chyba połaskotały ją na początku, bo nagle zaczęła podnosić wysoko nogi. Mimo to nie usztywniła się, a bardziej zaangażowała w pracę.

-Dobra klaczka. - Powiedziałam po skończeniu pracy. Dałam jej krążek marchwi, występowałam w ok.7 minut i wypuściłam na padok do reszty koni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:06, 21 Mar 2011    Temat postu:

Ujeżdżenie - klasa P. Szlifujemy skrócenia, dodania itp

Data: 19 Cze 2010

Gryząc z smakiem jabłko weszłam do stajni. Od razu zza drzwi boksów wychyliło się 5 ślicznych łebków - Wiary, Kolora, Punia, Etera i Foxa. Pogłaskałam każdy z nich i wróciłam do Wiary.
-No co mała, pora na trening - Uśmiechnęłam się, poklepałam ją po szyi i przytargałam pod boks sprzęt. Wyprowadziłam młodą za kantar, uwiązałam i zabrałam się za pucowanie. Była w miarę czysta po wczorajszym wieczorze, jednak w miejscu siodła i czapraka było sporo zlepek, ale co się dziwić - trochę się ona spociła Smile Szybko je rozczesałam, potem włosianką całą pannę wyszorowałam, kopystką wyskrobałam z kopyt wszystkie brudy i na koniec grzebieniem dokładnie rozplątywałam jej gęstą grzywę oraz ogon. Uwinęłam się szybko, Wiara miała dobre dni, nie wierciła się i była dość pozytywnie nastawiona do tego typu rzeczy. No to siodłamy. Wpierw siodło z czaprakiem, potem ogłowie z oliwką, ja w dłoń biorę bata i idziemy na maneż. Pogoda dopisywała, było ciepło ale nie gorąco, świeciło słońce i wiał przyjemny wietrzyk. Niebieskooka szła żwawo, miała jak na konia po męczącym terenie sporo energii. Na miejscu dociągnęłam jej popręg, ustawiłam sobie dłuugie strzemiona, włożyłam nogę w jedno z nich i lekko wskoczyłam w siodło. Obciążyłam na chwilę mocniej prawe strzemię by w razie czego wyprostować się na jej grzbiecie, nabrałam lekko wodze i od lekkiej łydki idziemy stępem swobodnym.
Rozgrzewka tradycyjnie - stęp swobodny, potem stopniowe nabieranie wodzy i zbieranie konia, dużo wolt i wężyków, slalomy, zatrzymania, raz na jakiś czas i na drągi się najechało. Wiara ładnie się skupiła, zaczęła przeżuwać wędzidło i zaangażowała zad. Z początku była nieco sztywna, jednak po kilku przejazdach przez drągi ślicznie się rozluźniła a jej stęp zrobił się bardzo przepuszczalny i pełen swobody, elastyczności. W takim razie kłus. Kilka kół kłusem w obie strony i robimy różnej wielkości koła, wolty, zmiany kierunków, slalomy i serpentyny, oczywiście na drągi też się skusiłyśmy. Był to ważny element treningu kobyłki, bo przechodzenie przez nie sprawiało, że się rozluźniała, odprężała i chętniej szła naprzód, angażując zad.
soon


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 18:08, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:06, 21 Mar 2011    Temat postu:

Natural: Skoki w stylu free ;]

Data: 02 lip 2010

Jako, że ostatnio zawodów skokowych dla nas coraz mniej, postanowiłam spróbować z kobyłką czegoś nowego, ciekawszego. Mianowicie: Skoki bez niczego (styl free ;]) przez przeszkody od 50 do nawet i 150 cm (zależnie od tego, czy się utrzymam i ile Wiara pociągnie) tyle, że przeszkody miały też pewne straszaki typu bale słomy, beczki folie, jaskrawe kolory itd itd. Gdy przyszłam z szczotkami na plac, srokata akurat wytarzała się i wstała z ziemi mając zupełnie inne umaszczenie xD Zawołałam ją i sprowadziłam z pastwiska. Podeszłyśmy do słupka i bez wiązania bądź zakładania czegokolwiek zaczęłam czyścić niebieskooką. Klaczucha stała spokojnie i czasem tylko domagała się pogłaskania bądź delikatniejszego podejścia do brudu na jej ciele. Gdy skończyłam założyłam jej tylko ochraniacze na nogi i podchodzimy do schodków. Nim wsiadłam przełożyłam jej przez szyję uwiąz zawiązany na typ pętli, bym miała się czego trzymać, ale nie czym sterować. Weszłam na stopnie i delikatnie wgramoliłam się na grzbiet młodej. Ta spojrzała na mnie z zaciekawieniem i posłusznie ruszyła stępem w stronę maneżu.
Rozgrzewka jak zwykle - stęp, kłus, galop z woltami, serpentynami itd, z drążkami i cavaletti, niewielkimi skokami. Nie zabrakło tez przejść i elementów ujeżdżenia P. Wiara chodziła bardzo ładnie, sama się zbierała, a jej energia była łatwa do przechwycenia. Drążki i skoki wychodziły nam bardzo dobrze, najwyraźniej dobry dzień jest. W galopie chwilę poszalała i pobrykała zwalając mnie 2 razy, jednak po stracie jeźdźca z grzbietu ładnie się zatrzymywała i albo podchodziła, albo czekała, aż przyjdę i jakoś się na nią wgramolę - w końcu za niska to ona nie jest raczej. Gdy się rozgrzałyśmy przyszła pora na skoki. Postanowiłam na dobry początek kicnąć parę razy przez belki słomy, mające ok. 50 cm wysokości i 50 szerokości, więc malutkie. Zagalopowałam z Wiarą i jedziemy. Postawione uszy, szybszy galop i ładny, lekki skok. Czując, że takie skoki jej nie ciekawią skierowałam kroki panny na oksera 70 x 70, u którego między stojakami położona była jaskrawa beczka. Wi nieco zaniepokojona zwolniła galopu, jednak lekka łydka dodała jej otuchy i bardzo ładnie pokonała przeszkodę. No to jeszcze raz, z drugiej nogi. Kłus, galop i jedziemy. Najazd ładnym, spokojnym galopem i miękki skok. Po okserze lekkie bryknięcie i leciutki galopik dalej. Nakierowałam Wiarę na coś wyższego - stacjonatę z hyrdą, dodatkowo przyozdobioną jakimiś gałązkami itd. Miała ona łącznie coś koło 90 cm.

soon


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 18:09, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:07, 21 Mar 2011    Temat postu:

Kulawizna...

Data: 07 Lip 2010

Przyszłam z rana do stajni. Akurat konie miały wychodzić na padok, jednak z Wiarą coś było nie tak. Nie chciała wyjść z boksu, a gdy już stajennemu udało się ją do tego nakłonić usłyszałam, że stukot jej kopyt nie jest naturalny. Obejrzałam się. Wiara szła niechętnie, machając ciągle głową. Szybko dogoniłam stajennego i poprosiłam, by będąc na placu poprowadził ją stępem i kłusem po asfalcie, następnie po piachu. W stępie jeszcze nic nie było widać, jednak w kłusie srokata wyraźnie kulała. Na piachu było mniej-więcej to samo. Podziękowałam i przejęłam młodą.
-No widzisz kochana, albo się przepracowałyśmy, albo nie powinnaś tak walić w ten boks - Powiedziałam gładząc małopolkę po czole. Sprawdziłam stan nogi. Była obita, najwyraźniej Wiara wkurzając się na inne konie albo w nocy, albo dziś rano uderzyła się mocno w nogę i oto efekty. Znalazłam niewielkie rozcięcie na przodzie pęciny, więc uwiązałam Wi do pobliskiego słupka i poleciałam po apteczkę. Przyniosłam wodę utlenioną i delikatnie polałam zranienie. Wiara zaczęła tupać i złościć się czując pieczenie, jednak gdy woda oczyściła rankę, koń się uspokoił. Przytargałam węża i odkręciłam wodę, którą dokładnie zlewałam nogę kobyłki przez przynajmniej 15 minut. Potem odniosłam go na miejsce i wysmarowałam jej nogę maścią na tego typu wypadki, rankę przykryłam warstwą maści przyspieszającej gojenie się i na koniec (dla bezpieczeństwa) gdy już wszystko wyschło owinęłam Wierze nogę specjalnie uszytą na takie wypadki owijką. Była to grubsza i trwalsza warstwa bandażu ładnie zszyta i z doczepionymi rzepami. Gdy skończyłam pomasowałam trochę młodą, która była wyraźnie zestresowana i w końcu odstawiłam powolutku do boksu, gdzie dałam Wi marchewkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 18:09, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Właściciel Stajni



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:07, 21 Mar 2011    Temat postu:

Natural: Friendly Game (przypomnienie)

Data: 08 Sie 2010

Ostatnio moje relacje z Wiarą nieco się pogorszyły. Kobyłka na nowo zaczęła stroić fochy, brykać a nawet grozić zębami czy kopytami. Zupełnie nie wiedziałam co się z nią stało, jednak po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jakieś wydarzenie zburzyło jej zaufanie do ludzi. Postanowiłam to naprawić poprzez friendly game. Gdy przyszłam do stajni konie akurat wracały z padoków, więc przechwyciłam kulącą się złośnicę i uwiązałam na korytarzu. Z siodlarni przyniosłam jej szczotki, kantarek sznurkowy, linę i carrot sticka. Rozłożyłam wszystko na ziemi i zaczęłam czyścić niebieskooką, która ze złością machała ogonem i kuliła się co jakiś czas tupiąc nogą. Mimo wszystko nie miałam większych problemów z szczotkowaniem i czyszczeniem razem z kopytami, choć raz mocno się zamachnęła tylną nogą. Po wyczyszczeniu kobyłki założyłam jej kantarek do którego dopięłam linę, w dłoń wzięłam carrot stick'a i poszłyśmy na round-pen.
Po zamknięciu za sobą bramki zaprowadziłam Wi na środek i zaczęłam gładzić dłonią po łopatce i szyi, stopniowo przesuwając się w stronę jej głowy. Klacz początkowo spięta i przeciwna współpracy po dłuższej chwili zaczęła rozluźniać mięśnie i opuszczać łeb, relaksować się. Przy głowie znów się spięła i uniosła łeb jak najwyżej, bylebym jej nie dotknęła, więc cierpliwie czekałam gładząc ją jak najbliżej ganasza, póki nie odpuściła. Trochę się nagłaskałam, jednak było warto. Niebieskooka opuściła głowę i dała się gładzić po ganaszu, nosie i czole, stopniowo pozwalając na coraz więcej. Gdy byłam pewna, że akceptuje dotyk na łbie zaczęłam gładzić jej uszy. Pierwszą reakcją był łeb w górę, jednak szybko wrócił na dół, a klacz pozwoliła mi się gładzić po potylicy, uszach i grzebieniu szyjnym. Przeszłam na jej drugą stronę dotykając klatki piersiowej, co nie wywołało większego zainteresowania. Wygłaskałam ją do łopatki i pora na brzuch. Delikatnie, ale pewnie zaczęłam gładzić dłonią jej brzuch. Wiara od razu się spięła i machnęła ogonem, uspokajając się po jakiś 5 minutach. Bariera brzucha została przełamana - teraz Wi pozwalała mi się dotykać zarówno w miejscu siodła i popręgu, jak i przy kłębie, brzuchu i słabiźnie. Tak więc przeszłam do zadu. Stałam blisko jej ciała, by nie mogła mnie kopnąć. O dziwo złośnica tylko na chwilę się spięła, machnęła raz ogonem i się skończyły nerwy. Brałam jej ogon w dłonie i przejeżdżałam, jak w trakcie mycia. Z początku kobyłka go kuliła, jednak stopniowo coraz mniej i czułam, że napięcie znika. W końcu mogłam jej zupełnie luźny ogon podrzucać i międlić w dłoniach. Przodem przeszłam na drugą stronę i tu gładzimy brzuch. Z początku spięcie, machanie ogonem, potem już coraz spokojniej i luźniej. Przy zadzie kobyłka już nic sobie nie robiła z mojego dotyku, zaakceptowała moją dłoń. Wróciłam do jej głowy i poklepałam po szyi dając jednocześnie smakołyka. Podniosłam z ziemi carrot sticka i dałam Wiarze do powąchania i dotknięcia. Szybko przestał ją interesować, więc z wyczuciem zaczęłam gładzić nim okolice jej łopatki. Na początku wystąpiło lekki napięcie mięśni, jednak pod kojącym działaniem głaskania szybko zniknęło i nastąpiło rozluźnienie i relaks. Mogłam dotknąć ją praktycznie wszędzie, tylko w niektórych miejscach musiałam pogładzić ją carrotem przez pewien czas i następowało zaakceptowanie dotyku carrota. W końcu po dość długim czasie grania we friendly mogłam machać Wiarce nad głową linką, carrotem, świstać i skakać nie wywołując u niej zbyt dużego spięcia i stresu. Bardzo gwałtownie reagowała jednak na szybkie i nagłe ruchy, rzucała się wtedy do ucieczki bądź chciała mnie atakować. Stwierdziłam, że na razie wystarczy stresowania jej i wzięłam z ogrodzenia aluminiową folię, znany element odczulania. Dałam niebieskookiej do dotknięcia i powąchania, następnie ułożyłam na jej grzbiecie. ta tylko spojrzała, trąciła ją nosem i tyle. Więc rozłożyłam folię tak, by przykrywała cały jej grzbiet. Wiara wykonała kilka kroczków w miejscu chcąc się okręcić, po chwili stanęła, obejrzała się, sprawdziła co jej leży na grzbiecie i natychmiast napięcie z niej uszło, opuściła głowę i z jednym uchem w moim kierunku stała i czekała na jakieś komendy lub koniec gry. Stwierdziłam, że oprowadzę ją ze 2 kółka stępem w tej folii i zobaczymy co dalej. No to ruszamy. Z początku szelest, jaki wydawała płachta i jej ślizganie się po grzbiecie młodej wywoływały u niej chęć ucieczki co ukazywała wysoko noszoną głową i caplowaniem, momentami ruszaniem galopem czy kłusem z miejsca. Więc kółek zrobiłyśmy więcej. Duużo więcej. Póki się panna nie uspokoiła, co wbrew moim obawom nastąpiło. Widząc, jak po tylu kołach stępem Wi idzie spokojna i rozluźniona wpadłam na beznadziejny pomysł, który jednak wcieliłam w życie. Z ogrodzenia wsiadłam na folię na jej grzbiecie i ruszyłam stępem. Wpierw zachciało jej się mnie zwalić, więc kilka bryków i trików z serii - tupiemy, wysoko nosimy zadek i zwalamy jeźdźca. Już się bałam, że nigdy nie przestanie podrzucać tym zadem, ale o dziwo, Wiara na chwilę uniosła głowę, następnie z parsknięciem opuściła i rozluźniła mięśnie. Zrobiłam z nią kilka kół stępem w obie strony i kończymy. Zatrzymałam ją na środku, zsiadłam, zdjęłam i poskładałam folię, następnie wyszłyśmy na plac. Dałam Wiarze dwa cuksy i wypuściłam na pobliski padok, na którym poleciała galopem z brykami w najodleglejszym kącie, by po chwili stanąć i zacząć skubać trawę po jego bokach.
-Eh ty wariatko jedna... - westchnęłam i ruszyłam do stajni by nieco posprzątać. Gdy to zrobiłam sprowadziłam Wiarę z padoku i zamknęłam w boksie obok Kolorowego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 18:09, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wsraurumanimus.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Wiara Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin